Każda wojna jest rzeczą katastrofalną. Inaczej podchodzi się, gdy walczą ze sobą tylko oddziały wojskowe, a inaczej, gdy bombardowane jest miasto. Giną ludzie, brakuje żywności i wody. My to znamy z przekazów rodziców i dziadków z czasów II wojny światowej. Teraz sami dostrzegamy, czym jest okrucieństwo w czasie inwazji – mówi Salonowi 24 Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Od tygodnia obserwujemy przerażające obrazki wojny i zniszczenia, bestialskiego ataku Rosji na Ukrainę. Polską granicę przekraczają tysiące uchodźców, którzy zostawili cały dobytek i starają się u nas znaleźć pomoc. Fundacja Św. Alberta, którą Ksiądz kieruje, także zaangażowała się w pomoc ludziom z Ukrainy. Jak taka pomoc wygląda w praktyce?
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Jest to wielka improwizacja, spontaniczna reakcja w związku z tym, co się dzieje. W Fundacji św. Brata Alberta, koordynujemy tę pomoc. Wygląda to tak, że większe rodziny mogą zamieszkać na terenie fundacji, w naszych ośrodkach. Mniejsze rodziny trafiają do prywatnych mieszkań, których właściciele z serca, spontanicznie udostępnili je dla uchodźców.
Przeczytaj też:
Polska przekaże Ukrainie samoloty MiG-29
Wśród osób, którym pomagacie w ramach fundacji są przede wszystkim kobiety i dzieci, ponieważ mężczyźni nie mogą opuścić Ukrainy, z uwagi na obowiązek obrony?
Tak, w większości są to kobiety z dziećmi. Mężczyzn jest niewielu, ale też się zdarzają. Władze Ukrainy zgadzały się bowiem na wyjazd mężczyzny w sytuacji, gdy był on ojcem rodziny z trójką, czwórką, bądź większą liczbą dzieci. Wśród ludzi tych jest ogromna niepewność. W pierwszych dniach wojny byli przekonani, że przyjeżdżają tu „na chwilę”. Że za kilka dni, tygodni sytuacja się uspokoi, będą mogli wrócić. Widząc, co się dzieje, śledząc relacje medialne, mogą spodziewać się jednak, że to potrwa długo. I tu konieczna będzie pomoc długofalowa.
W jaki sposób można włączyć się w akcję pomocy uchodźcom wojennym?
Jest na stronie Fundacji św. Brata Alberta osobna podstrona, „Pomoc dla Ukrainy” - tam jest osobne konto, na które można wpłacać pieniądze. Głównie przeznaczone będą one na pokrycie kosztów pobytu tych ludzi. Bo oczywiście nie spotkałem się z sytuacją, by ktokolwiek użyczający swojego mieszkania zażądał za to pieniędzy. Docelowo będzie zapewne konieczne pokrycie kosztów mediów – czyli zużycia prądu, gazu, wody i oczywiście wyżywienia.
Czekamy też na odpowiednie decyzje władz państwowych. Występuje też ogromna niepewność, co będzie z dziećmi. Początkowo dostrzegaliśmy takie nastawienie, że na kilka tygodni nie ma sensu ich chyba posyłać do szkół. Ale teraz widać, że to się szybko nie skończy. Edukację też trzeba im będzie jakoś zapewnić.
Od strony religijnej wojna inna, niż prowadzona w obronie własnego terytorium jest niedopuszczalna?
Posłużę się osobistym przykładem. Siostra mojej mamy jest franciszkanką. Przez trzydzieści lat pełniła posługę na Ukrainie. Pojechała tam w 1991 roku. Przez piętnaście lat przebywała w Charkowie, gdzie opiekowała się niewidomymi. Tym, co mnie ujęło, był „ekumenizm praktyczny”. To znaczy była tam i wspólnota rzymskokatolicka, prawosławna, grekokatolicka i żydowska. I ludzie ci byli bardzo wzajemnie sobie życzliwi.
Ciekawostką jest, że pierwszymi katolikami w latach po upadku komunizmu w Charkowie okazali się studenci z Afryki, ochrzczeni wcześniej przez polskich misjonarzy. I teraz to miasto spokojne, tolerancyjne i wielowyznaniowe, jest bombardowane przez Rosjan. Warto pamiętać, że armia rosyjska niszczy miasto, w którym na co dzień mówi się po rosyjsku.
Każda wojna jest rzeczą katastrofalną, ale inaczej podchodzi się, gdy walczą ze sobą tylko oddziały wojskowe, a inaczej, gdy bombardowane jest miasto. Giną ludzie, brakuje żywności i wody. My to znamy z przekazów rodziców i dziadków z czasów II wojny światowej. Teraz sami widzimy sami na własne oczy, czym jest okrucieństwo wojny. Na Ukrainie Rosjanie zabijają niewinnych ludzi.
Pomoc Ukraińcom to jedno, ale też niedawno sprowadzano z Ukrainy grającego tam polskiego piłkarza. I w ogóle bardzo wielu mieszkańców tego kraju to Polacy. Ludzie mieszkający tam od pokoleń, choćby na dawnych Kresach?
Pozostając przy wspomnianym Charkowie. Wspólnota Polaków była tam bardzo silna już w XIX i na początku XX wieku. To nasi rodacy byli jedną z głównych grup organizujących budowę rzymskokatolickiego kościoła. W Charkowie studiował, a potem wykładał brat Adama Mickiewicza. A przez dwa semestry medycynę studiował Józef Piłsudski.
Charków jest jednym z przykładów, ale Polacy są na Ukrainie wszędzie. Najwięcej jest ich oczywiście na przedwojennych Kresach, na zachodzie kraju. Ale też są w Kijowie, Kamieńcu Podolskim, wielu innych miastach. Są autochtonami, mieszkają tam od pokoleń. I o tych ludziach też musimy pamiętać.
Jeszcze jedna kwestia. Ksiądz od lat działał na rzecz upamiętnienia ofiar zbrodni ludobójstwa na Wołyniu. Dziś pojawiły się, na szczęście nieliczne głosy, że nie należy pomagać, bo Wołyń itd. Ale przecież ludzie, którzy cierpią, za to nie odpowiadają?
W relacjach Polski i Ukrainy jest niezabliźniona, bolesna rana, jaką jest nierozliczenie zbrodni dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię na Wołyniu. I potężnym błędem władz niepodległej Ukrainy był brak zgody na ekshumacje i pochówki ofiar ludobójstwa. To był błąd, bo Polska jest sojusznikiem nie tylko w czasie wojny, ale i w działaniach pokojowych. Ale to w niczym nie zmienia faktu, że dziś Ukraina padła ofiarą bezprzykładnej, barbarzyńskiej agresji. Na miasta i obiekty cywilne spadają bomby, giną i cierpią niewinni ludzie, kobiety i dzieci.
Wielu z nich ucieka z kraju ogarniętego wojną i zniszczeniem. Pomoc tym ludziom jest naszym chrześcijańskim i ludzkim obowiązkiem. A myślę, że może i ta pomoc jaką Polska bezinteresownie Ukraińcom udziela, będzie również dla uchodźców dowodem, że jesteśmy krajem przyjaznym, że warto ranę zabliźnić. I, że w przyszłości, już po wojnie, na wolnej i niepodległej Ukrainie, powstaną cmentarze ofiar zbrodni UPA. Ale też warto dodać, że zapomnieć nie wolno także o innych zbrodniach. Charków, na który spadają dziś bomby, był miejscem kaźni polskich oficerów zamordowanych na rozkaz Stalina, w ramach zbrodni katyńskiej.
Należy pamiętać, że dziś to Rosja jest agresorem. Mam natomiast nadzieję na prawdziwe pojednanie z Ukraińcami i to, że w przyszłości Polacy będą mogli odwiedzić też cmentarze swoich zamordowanych rodaków.
Przeczytaj też:
Barbarzyńskie uderzenia rakietowe na Charków. Jest wiele ofiar
Dwa województwa z drugim stopniem alarmowym BRAVO
Kluczowy moment, potem inicjatywę przejmą Ukraińcy. Katastrofa rosyjskiej armii
Inne tematy w dziale Polityka