Ludzie w Polsce pamiętają czasy, gdy wydatki na żywność stanowiły niezwykle ważną część budżetu domowego. Gdy w mieszkaniu chodziło się w ciepłym sweterku i przykręcało ogrzewanie, by oszczędzać. Wywołane wojną na Ukrainie wzrosty cen energii, czy żywności, nie będą poważnym problemem ekonomicznym, ale psychologicznym – mówi Salonowi 24 Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Rozpoczęła się wojna na Ukrainie, Putin podjął decyzję o inwazji, giną ludzie. Na pierwszym planie jest oczywiście ich tragedia, zagrożenie militarne. Wojna jednak przekłada się na wiele aspektów życia, nie tylko jednego państwa. Może mieć wpływ na gospodarki państw ościennych. Jak to, co się dzieje, tragedia naszego sąsiada, wpłynie na naszą gospodarkę, przedsiębiorców, poziom życia obywateli?
Cezary Kaźmierczak: To zależy oczywiście od tego, jak ten konflikt się rozwinie. Ale na pewno zdrożeją trzy produkty. Żywność, paliwo i energia. A więc będzie jeszcze większa drożyzna. Przy czym relatywnie, w sensie ekonomicznym, to nie będzie jakiś ogromny problem. Ceny energii były od lat stałe, a pensje Polaków w ostatnich latach wzrosły i to znacząco. Natomiast psychologicznie to będzie potężny problem. Ceny żywności i w czasie okupacji, i w okresie PRL, i na początku III RP były poważnym problemem.
Przeczytaj też:
Agresja Rosji na Ukrainę [Relacja]
Wojna na Ukrainie. Polskie wojsko w pełnej gotowości
A podwyżki cen żywności zawsze budziły sprzeciw. To z ich powodów wybuchały protesty w okresie PRL, choćby w grudniu 1970 roku?
Też, ale przez cały czas było w Polakach przeświadczenie, że na żywność wydaje się bardzo dużą część domowego budżetu. To się zmieniło i to znacznie dopiero w ostatnich latach. Gdy pensje Polaków faktycznie bardzo wzrosły. Podobnie jest z energią. Część czytelników będzie pamiętać, część nie, ale w okresie PRL i w latach 90-ych wielu ludzi po domu chodziło w sweterkach. Przykręcało ogrzewanie, by temperatura była niższa, ale dzięki temu za ogrzewanie płaciło się mniej. To była bardzo istotna oszczędność w budżecie domowym. I teraz na pewno ceny i żywności i energii wzrosną. Nie może inaczej iść, z uwagi na rolę Ukrainy. I jak powiedziałem – w kwestiach ekonomicznych to nie będzie bardzo poważny problem, ale psychologicznie już tak.
Do Polski przybędzie wielu uchodźców, prawdziwych, uciekających przed wojną, którym trzeba pomóc. Jednocześnie będzie kryzys humanitarny. Jak ta migracja wpłynie na naszą gospodarkę?
Tu sprawa jest złożona. Wiele zależy od tego, jak my potraktujemy tych ludzi. Jeśli państwo zamknie ich w obozach dla uchodźców, odizoluje, wówczas nie będzie to dobre ani dla uchodźców, ani dla państwa i gospodarki. Zupełnie inaczej, jeśli umożliwi im działanie w społeczeństwie, na rynku pracy. Natomiast ja widzę inny problem. Wielu Ukraińców pracujących dziś legalnie w Polsce, dostanie wezwanie do armii. Staną przed poważnym dylematem. Tu mają bezpieczne życie, tam wojnę, ale i obowiązek bronienia ojczyzny. Żadne państwo nie pozwoli sobie na dezercję, a przecież jest ogłoszony stan wojny. Dziś za dezercję nie będzie kary śmierci, ale więzienie. Z punktu widzenia naszej gospodarki tracić możemy młodych mężczyzn, bardzo cennych pracowników na rynku pracy.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka