Są grupy niezadowolone z Polskiego Ładu. Ale przedsiębiorcy, zamożni emeryci, bogatsi nauczyciele – to nie są grupy reprezentatywne w elektoracie PiS. Myślę, że za kilka miesięcy mało kto będzie pamiętał nazwę Polski Ład – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Polski Ład jest bardzo krytykowany. Jednak ostatnie sondaże wskazują, że PiS niekoniecznie traci. Sztandarowy program okazał się porażką, czy jednak nie?
Prof. Rafał Chwedoruk: Moment, gdy Prawo i Sprawiedliwość ogłaszało Polski Ład był zupełnie inny niż ten, w którym znaleźliśmy się teraz. Wydawało się, że pandemia żegna nas bezpowrotnie. Drożyzna była znacznie mniejsza niż dziś. I brak takiego programu byłby ze strony PiS samobójstwem. Bo normalne jest, że gdy wychodzi się z kryzysu, należy przedstawić projekt zmian, które poprawią stopę życia obywateli. Gdyby PiS tego wtedy nie zrobił, dałby paliwo opozycji która właśnie podnosiłaby, że partia rządząca nie robi nic w celu poprawy życia obywateli. Klęska Polskiego Ładu polega na czymś zupełnie innym, niż przedstawiają to opozycyjne media. Na porażce wizerunkowej, w dziedzinie komunikacji. Bo program ten miał być kołem zamachowym kampanii rządu, być ogłaszany jako sukces. Tego nie ma. Ale nie jest też tak, że jakieś błędy przy wprowadzeniu tego programu spowodują nagły spadek poparcia dla partii rządzącej.
Przeczytaj też:
Renata Gabryjelska: Dużo robiłam dla innych, mało dbałam o siebie
Czy istnieje wypalenie zawodowe wśród polityków?
Polski Ład dla firm. Ulgi i estoński CIT
Jest jednak wiele grup, które na Polskim Ładzie mocno straciły. Ludzie są wściekli. To chyba nie służy rządzącym?
Tak, są grupy, które straciły. Ale to wyborcy niebędący sympatykami partii rządzącej. Przedsiębiorcy, zamożni emeryci, bogatsi nauczyciele – to nie są grupy reprezentatywne w elektoracie PiS. Dlatego porażka tak, bo nie udało się przedstawić Polskiego Ładu jako wielkiego sukcesu. Ale nie będzie to klęska decydująca o czymkolwiek w kontekście wyborczym. Myślę, że za kilka miesięcy mało kto będzie pamiętał nazwę Polski Ład. A o wyniku wyborczym zdecyduje stan portfeli głosujących. A on zależeć będzie od ceny ropy i gazu na światowych rynkach. To, a nie ocena Polskiego Ładu zdecyduje o wyniku wyborów.
Czy PiS dziś jest formacją, która ma szansę na powtórzenie wyniku z 2015 i 2019 roku, czy przeciwnie, spadki są już zbyt wyraźne?
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2020 roku w sprawie aborcji i wcześniejszej awanturze o Piątkę dla Zwierząt nastąpił trwały odpływ części elektoratu od partii rządzącej. Formacji tej zdecydowanie dziś bliżej do 35 proc. poparcia niż do 40. A to oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość wciąż jest zdecydowanym faworytem do zajęcia pierwszego miejsca. Ale już niekonieczne do zdobycia samodzielnej większości.
W roku 2015 te 37 proc. dało PiS-owi większość w Sejmie?
W roku 2015 PiS zyskał większość ale dzięki zbiegowi szeregu „cudownych” z punktu widzenia tej partii okoliczności. Po pierwsze – kilkanaście procent głosujących nie miało swojej reprezentacji w Sejmie. Nie weszła lewica, która uzyskała wynik powyżej 5 proc., ale startowała jako koalicja. A koalicja ma wyższy próg – 8 proc., tego lewica nie przekroczyła. Niewiele do 5 proc. zabrakło partii KORWiN, która w Sejmie się nie znalazła. Swoje zrobił sukces partii Nowoczesna, która znalazła się w parlamencie a odebrała sporo głosów Platformie Obywatelskiej. Te czynniki sprawiły, że Zjednoczona Prawica uzyskała większość w Sejmie. Teraz to się wcale nie musi powtórzyć. Generalnie gra będzie szła o to, czy partia rządząca uzyska wynik powyżej 35 proc., czy będzie to mniej. Bo spadek poniżej będzie praktycznie przesądzający o utracie władzy.
Czy bardziej realne jest, że opozycja do wyborów pójdzie jednym blokiem z uwagi na ordynację wyborczą, czy będzie to kilka list, z zachowaniem odrębności?
Tu nie można na razie niczego przesądzać. Wszystko zależy od sondaży. Jeśli na kilka miesięcy przed wyborami partie opozycyjne idące w kilku blokach będą mogły wg badań i tak wygrać z PiS i po wyborach tworzyć koalicję, wtedy raczej jedna lista będzie mało realna. Jeśli natomiast sondaże wskazywać będą na przewagę prawicy, że tylko jeden blok będzie w stanie zwyciężyć, to nacisk mediów i elektoratu na tworzenie wspólnej listy będzie ogromny. I ciężko wyobrazić sobie, by jakiś polityk odważył się na złamanie takiego porozumienia.
W styczniu minęło pół roku od powrotu do polskiej polityki Donalda Tuska. Były premier uporządkował wewnętrzną sytuację w PO, wzmocnił pozycję tej partii. Jednocześnie ciężko mówić, by był już liderem całej opozycji.
Widać, że Donald Tusk realizuje konkretny plan. Etapem pierwszym było uporządkowanie sytuacji w Platformie, drugim – umocnienie pozycji PO w twardym elektoracie, najbardziej antypisowskim. I to się Tuskowi udało. Kolejnym etapem będzie na tyle osłabienie pozostałych graczy, by to w ich interesie było zjednoczenie się i dołączenie się do opozycji. Nie chce powtórki z Koalicji Europejskiej, która po wyborach od razu się rozpadła.
PiS traci umiarkowanych wyborców. Walkę o ich pozyskanie zapowiadał już jakiś czas temu PSL. Czy ludowcy mają szansę w ten sposób odbudować swoją pozycję?
Ja nie wierzę w partię konserwatywno-liberalną w Polsce. Jest tylko kilka regionów – Kaszuby, Śląsk, gdzie takie poglądy – tradycyjne w sferze wartości i wolnorynkowe podejście do gospodarki – są szerzej reprezentowane. Jeśli pojawiają się politycy o poglądach konserwatywno-liberalnych, to w końcu stają przed dylematem – czy poświęcić tradycyjne wartości ale być wiernym poglądom wolnorynkowym, związać się z PO. Czy pozostać przy wartościach, ale wspierać program prosocjalny w ramach PiS. Partie konserwatywno-liberalne mają sens jedynie jako element, człon jakiejś większej koalicji. Więc szans dla nowej centroprawicy Władysława Kosiniaka-Kamysza ja tu raczej nie widzę.Ja nie wierzę w partię konserwatywno-liberalną w Polsce. Jest tylko kilka regionów – Kaszuby, Śląsk, gdzie takie poglądy – tradycyjne w sferze wartości i wolnorynkowe podejście do gospodarki – są szerzej reprezentowane. Jeśli pojawiają się politycy o poglądach konserwatywno-liberalnych, to w końcu stają przed dylematem – czy poświęcić tradycyjne wartości ale być wiernym poglądom wolnorynkowym, związać się z PO. Czy pozostać przy wartościach, ale wspierać program prosocjalny w ramach PiS. Partie konserwatywno-liberalne mają sens jedynie jako element, człon jakiejś większej koalicji. Więc szans dla nowej centroprawicy Władysława Kosiniaka-Kamysza ja tu raczej nie widzę.
Chodzi jednak nie tylko o elektorat konserwatywno-liberalny. Czy on istnieje można dyskutować. Ale przecież PiS traci też w swoim elektoracie, w małych miejscowościach, na wsi. Czy tych wyborców może zagospodarować PSL, który wywodzi się właśnie z mniejszych ośrodków i ma tam struktury?
By tak się stało, powrót Waldemara Pawlaka i Jarosława Kalinowskiego musiałby być pełny, nie połowiczny. Poza tym – jeśli nawet nastąpi znaczący odwrót małomiasteczkowego i wiejskiego elektoratu PiS, to raczej podejmie on decyzję o pozostaniu w domach. Mało prawdopodobne, że nagle zachwyci się zieloną koniczynką i poprze masowo ludowców. Dlatego sądzę, że PSL raczej stanie się członem szerszej koalicji z PO. Bo to dla tej partii jest rozwiązaniem bezpieczniejszym. Ale to jednoczenie zacznie się na kilka miesięcy przed wyborami. Teraz PSL będzie podbijać swą wartość przed negocjacjami w sprawie koalicji.
Nowe w serwisie:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo