To ogromne napięcie jest odczuwalne bardziej poza Ukrainą. Dla samych Ukraińców sprawa jest jasna, wojna toczy się już od 2014 roku. I nie zmieni ich oceny to, czy Rosjanie danego dnia zintensyfikują, czy zdeeskalują napięcie. Ta wojna po prostu tam jest, nie każdy na Zachodzie chce, bądź potrafi ją dostrzec – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
Jednego dnia słyszymy, że wojna na Ukrainie wybuchnie, następnego, że żadnej inwazji nie będzie. Jak Pan to ocenia?
Grzegorz Długi: To ogromne napięcie jest odczuwalne bardziej poza Ukrainą. Dla samych Ukraińców sprawa jest jasna, wojna toczy się już od 2014 roku. I nie zmieni ich oceny to, czy Rosjanie danego dnia zintensyfikują, czy zdeeskalują napięcie. Ta wojna po prostu tam jest, nie każdy na Zachodzie chce, bądź potrafi ją dostrzec.
No dobrze, to czy może dojść do wojny na pełną skalę, inwazji na całą Ukrainę?
Moim zdaniem, pomimo wielu sygnałów sugerujących możliwość takiej inwazji, jest bardzo mało prawdopodobna. Z prostej przyczyny - Putin osiągnął swoje najważniejsze cele.
Większość komentatorów uważa, że przeciwnie, strzelił sobie w kolano, postawił zadania absurdalne, które były nie do spełnienia?
Postawił i doskonale wiedział, że oczekiwania zakazu poszerzania NATO na Wschód, czy wycofania obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce, czy w Europie Środkowej, nie zostaną spełnione. Ale proszę zwrócić uwagę na słowa Antony Blinkena, amerykańskiego sekretarza stanu, który powiedział, że jeśli Rosjanie dokonają inwazji, Nord Stream 2 zostanie zablokowany. To ni mniej ni więcej, ale gwarancja, że jeśli Rosjanie inwazji nie dokonają, to gazociąg powstanie. Putin wyszedł również z izolacji. Rosjanie zobaczyli, że zachodnie głowy państw jeździły do Rosji, aby spotykać się przy tym śmiesznym stole z Putinem. Traktował ich z powiewem wyższości, upokarzał czekaniem w swoim przedpokoju. Politycy zachodni go uwiarygadniali i Rosjanie się dowartościowali dzięki swojemu przywódcy. W dodatku pojawiło się wiele zachodnich wypowiedzi o konieczności „zrozumienia wrażliwości Rosji”. Putin zyskał też ekonomicznie.
Polecamy:
Ekonomicznie? Przecież gromadzenie wojsk to kosztowna operacja na dużą skalę.
Tak, ale załóżmy, że kosztowała nawet kilkadziesiąt milionów euro. To jednodniowe zyski Rosji, jakie uzyskała dzięki drastycznym wzrostom cen ropy i gazu oraz innych surowców, które eksportuje. A surowce te mocno zdrożały dzięki właśnie zagrożeniu wojennemu. Obawie przed inwazją. Putin uzyskał korzyści ekonomiczne twarde – w postaci cen surowców, miękkie pośrednie – poprzez gwarancję Nord Stream, do tego szereg koncesji politycznych.
Ale były też straty. Pan mówi o wypowiedziach dotyczących zrozumienia rosyjskiej wrażliwości. A jednak w Niemczech po raz pierwszy od lat pojawiły się głosy o konieczności spojrzenia na Rosję Putina z polskiej perspektywy. Zachód się zjednoczył. A Stany Zjednoczone prezentują stanowisko tak twarde, jakiego nie pamiętamy od lat?
Chciałbym, żeby tak było i faktycznie Zachód przejrzał, ale niestety nie ma to do końca potwierdzenia w rzeczywistości. Retorycznie tak, w Niemczech pojawiły się pewne głosy mówiące o tym, jak naprawdę jest w Rosji. Ale jednak wciąż dominowały poglądy wzywające do zrozumienia Putina. Polityka francuska jest wciąż sentymentalna wobec Rosji, a jedyny kraj, który rzeczywiście pokazał zdecydowanie, to Stany Zjednoczone. Ale mówienie o tym, że Putin zjednoczył przeciwko sobie Zachód, jest jednak przesadą.
Co konflikt oznacza dla Polski?
Może to źle zabrzmi, ale z punktu widzenia naszego kraju to skutki są nawet korzystne. Choć oczywiście wspomniany zysk Rosji nie wspiera naszych interesów. Ale w tym przypadku realną korzyścią jest faktyczne, a nie na papierze, zwiększenie obecności amerykańskiej w Europie Środkowej, w tym w Polsce. To Rosja dała ku temu pretekst. To polityczna korzyść, której nie można przecenić i wzmacnia nas również w relacjach z europejskimi sojusznikami.
Nowe w serwisie:
Inne tematy w dziale Polityka