Najnowszy odczyt inflacji za styczeń (9,2 proc.) jest trochę lepszy niż się pierwotnie spodziewano. Niejeden obserwator oczekiwał przecież, że wzrost cen przekroczyć może magiczną granicę 10 proc. Dlaczego magiczną? Rzecz oczywiście nie w tym czy mamy 9,8 proc. czy 10,2proc inflacji. Chodzi o to, że dwucyfrowa inflacja jest raczej symbolem. Po jej przekroczeniu opinia publiczna znowu dostanie inflacyjnego kręćka, a opozycja złapie wiatr w żagle. Zaś media - te same, które wczoraj domagały się natychmiastowych podwyżek stóp procentowych - teraz będą ronić łzy nad losem kredytobiorców. Władza z kolei będzie musiała pokazać, że działa.
Kiedy inflacja politycznie straci na znaczeniu?
W tym sensie ta bariera 10 proc. ma znaczenie. Nie od dziś wiadomo przecież, że systemowa presja na wzrost cen (szalejące ceny energii, pocovidowe zatkanie łańcuchów dostaw) będzie miała swój szczyt właśnie w pierwszym półroczu 2022 roku. Plan rządu jest więc taki, żeby przeczekać. Jeśli ceny nie przebiją w najbliższych miesiącach mitycznej już w tej chwili „dyszki” to politycznie problem inflacji zacznie tracić na znaczeniu. Zmniejszy się też presja opinii publicznej na Radę Polityki Pieniężnej, by podnosiła dalej stopy procentowe.
Polecamy:
Renata Gabryjelska: "Dużo robiłam dla innych, a mało dbałam o siebie"
Polski Ład dla firm - ulgi i estoński CIT
Bo prawda jest taka, że w dzisiejszej RPP nie ma bynajmniej jakichś szalenie wojowniczych „jastrzębich” nastrojów. I nikt tam na siłę nie będzie parł do zbijania inflacji w kierunku tzw. celu inflacyjnego. Wszyscy będą zadowoleni jeśli inflacja pozostanie jednocyfrowa. Akurat w tej Radzie na pozycji większościowej jest świadomość, że bank centralny winien dbać także o niskie bezrobocie oraz o interes setek tysięcy zadłużonych hipotecznie Polaków. Gwarantuje to również osoba prezesa NBP. Jego styl można lubić albo nie. Ale jeśli ktoś śledzi wypowiedzi i polityczne wybory Adama Glapińskiego to nie ma chyba wątpliwości, że mocno stoi on na pozycja społecznego solidaryzmu. I ani libkiem ani obrońcą interesu wielkiego kapitału zdecydowanie nazwać go nie można. I jeszcze jedno. Presja na podwyżki stóp zmniejszy się znacząco w momencie, gdy Glapiński zostanie przez sejm powołany na drugą kadencję w banku centralnym. Odpowiedni wniosek prezydenta jest już - jak wiadomo - wa parlamencie.
"Mityczne 10 procent"
Pytanie oczywiście, co się stanie jeśli jednak (luty? marzec?) przeskoczymy te mityczne 10 procent? Co wtedy? Czego możemy się spodziewać? Kilka tygodni temu pisałem w tym miejscu https://www.salon24.pl/newsroom/1198725,polska-fiskalizuje-inflacje-i-bardzo-dobrze , że Polska jest dziś wśród tych krajów Europy, w których inflację się dość mocno fiskalizuje - to znaczy używa wydatków publicznych do tego, by osłaniać obywatelom negatywne skutki wzrostu cen. Pionierem na tym polu są dziś bez wątpienia Orbanowskie Węgry, gdzie zamrożone zostały na pewien czas ceny podstawowych towarów konsumpcyjnych. Orban sięgnął także jako pierwszy po pomysł zamrożenia oprocentowania kredytów hipotecznych na poziomie z października. To „Wielkie mrożenie rat” ma obowiązywać do czerwca.
W polskich kręgach rządowych o takim rozwiązaniu nikt dotąd nie mówił. Ale nie wydaje się ono jakoś zasadniczo sprzeczne z ogólną filozofią ekonomii politycznej Zjednoczonej Prawicy. Albo inaczej. Jeśli któraś z polskich sił politycznych miałaby po takie rozwiązanie sięgnąć, to najprędzej właśnie obóz rządowy. Pewnie nie dziś i nie zaraz, bo w pierwszej kolejności ekipa Morawieckiego postawiła jednak na inne rozwiązania. Ale jutro, pojutrze? Właśnie na wypadek przebicia magicznych 10procent? Wcale bym się nie zdziwił.
"Zamrozić WIBOR"
Ale ostatnie tygodnie pokazują coś jeszcze. Widać dziś bardziej niż kiedykolwiek, jak mocno na pozycjach obrońców liberalnego porządku sprzed roku 2015 okopała się antyPiSowska opozycja. Świadczą o tym choćby reakcje na bardzo ciekawy tekst ekonomisty Marcina Wrońskiego opublikowany w „OkoPress”.
Wroński napisał w nim, że należy czasowo zamrozić tzw. WIBOR. WIBOR to wskaźnik mierzący wysokość oprocentowania na rynku międzybankowym. To właśnie od wysokości tej miary zależy ile będzie wynosiło aktualne zmienne oprocentowanie kredytów hipotecznych w Polsce.
Dlaczego warto by zamrozić WIBOR?
Opisana przez Wrońskiego propozycja zamrożenia WIBORu była więc właśnie odpowiednikiem wspomnianych wcześniej posunięć Orbana. Koncepcja ma ręce i nogi. Jej autor powiada, że polskim kredytobiorcom należy się ochrona przed skutkami inflacji. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, bo banki są obecnie w bardzo dobrej sytuacji finansowej i spokojnie można przerzucić na nie część kosztów radzenia sobie z pocovidowym kryzysem.
Po drugie, bo w Polsce (w przeciwieństwie do wielu krajów Europy) większość kredytów hipotecznych udzielana jest na zmienną stopę oprocentowania. Co jest oczywiście dobre dla banków i przerzuca ryzyko na kredytobiorcę.
Po trzecie, bo mamy w konstytucji zapisy o „społecznej gospodarce rynkowej”. A pomoc dla zakredytowanych byłaby takiego konstytucyjnego credo urzeczywistnieniem.
Propozycja antyliberalna
Jest jednak propozycja Wrońskiego otwarcie antyliberalna i antywolnorynkowa. Zgodnie z przewidywaniami wywołała więc (mówiąc delikatnie) falę oburzenia. Zarzuty padały najróżniejsze. Że koszty takiego rozwiązania zostaną przerzucone przez banki na innych klientów. Że kredytobiorcy to ludzie (raczej) zamożni i nie należy im się pomoc. Albo, że sięganie po orbanowski populizm jest oburzające. Warto zauważyć, że przygniatająca większość tej krytyki pochodziła właśnie z obozu antyPiSowskiego.
Jest to w zasadzie powtórka schematu, który od roku 2015 powtarza się w kółko, stale i wciąż bez ustanku. W zasadzie wszystkie rozwiązania podważające liberalne i wolnorynkowe schematy myślenia (500+, obniżka wieku emerytalnego, tarcze antykryzysowe, teraz antyinflacyjne, Polski Ład) są przyjmowane na prawicy dużo lepiej niż po stronie antyPiSowskiej. Tu i ówdzie ten czy ów komentator (przysłowiowy Łukasz Warzecha) uroni łezkę, że „olaboga PiS to socjaliści!”. I tyle. Kolejne projekty są realizowane. W pełnej albo okrojonej formie. Ale jednak realizowane.
AntyPiS grzmi na całego
AntyPiS zaś grzmi na całego, że to rozdawnictwo. Wenezuela, Grecja, Zimbabwe i III Rzesza w jednym. Odosobnione lewicowe głosy po tamtej stronie są przysłowiowymi kwiatkami do kożucha. Zupełnie jak wspomniani już libertarianie od Warzechy na prawicy.
Z pomysłem Wrońskiego też tak będzie. Lewica napisze nawet stosowny projekt ustawy - za którym opozycja jako całość oczywiście nie zagłosuje. Tylko cóż z tego? Skoro i tak jeśli ktokolwiek kiedykolwiek się na takie antyrynkowe rozwiązanie u nas odważy, to i tak będzie to PiS.
Oczywiście można się na to obrażać, drzeć szaty i zamykać uszy oraz nosy (co z resztą środowiska lewicowe od paru lat czynią). Faktów to jednak nie zmienia ani trochę.
Rafał Woś
Czytaj dalej:
Zgłoś szkalowanie Papieża Polaka na stronie Ordo Iuris
Szef Państwowego Zakładu Higieny o COVID-19. Jakie ryzyko zgonu u niezaszczepionych?
Był w Miami, teraz Grodzki leci do Kijowa
Zamknij okna, przeparkuj samochód. Pojawiły się ostrzeżenia
Zmasowany atak na ukraińskie strony rządowe
Inne tematy w dziale Polityka