Ci, którzy obiecują, że poprzez dodruk pieniądza będzie lepiej, powinni podpisać taką deklarację u notariusza. I jeśli nie spełnią obietnic, powinni płacić za nie z własnych kieszeni – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Inflacja pobiła rekord, choć nie jest jeszcze dwucyfrowa. Na ile poważny jest problem i na ile zależy on, a na ile nie zależy od działań rządu?
Dr Andrzej Sadowski: Rządzący nie informują z czego dokładnie pochodzi inflacja, mówią, że wynika ona „w większości” z czynników zewnętrznych. Ale już nie określają dokładnie jaka jest ta większość. Ale ta inflacja, która pochodzi z czynników wewnętrznych, jak najbardziej zależy już od działań rządzących. Spowodowana jest dodrukiem pieniądza, który nie znajduje pokrycia w towarach i usługach. Spotęgowane jest to tym, że przedsiębiorcom utrudniano lub uniemożliwiano działalność w ostatnich miesiącach.
Przeczytaj też:
Czy ukraińska armia ma szansę w starciu z Putinem? Były ambasador nie ma złudzeń
Jak ocenia Pan działania Rady Polityki Pieniężnej, która podnosząc stopy procentowe stara się naprawić problem?
Przez ostatnie lata lekceważono objawy inflacji podnoszone przez niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej. Do reakcji doszło dopiero w momencie, gdy inflacja się rozlała i nie dało się jej ukryć. Ale działania te są nieadekwatne do sytuacji. Gdy porównamy z innymi krajami to tam podniesienie stóp procentowych ma na celu dogonienie inflacji. U nas jest niewystarczające, w gruncie rzeczy, patrząc na wskaźniki stóp procentowych i inflacji stopy te są u nas ujemne.
Jest jednak modny pogląd, głównie w środowiskach lewicowych, że inflacja nie jest w sumie taka zła. Że owszem, jest trochę drożej, ale przecież dochody, minimalne pensje, emerytury, poszły w górę?
Obywatele dostając nawet więcej widzą, że za te pieniądze kupić mogą mniej. W odróżnieniu od deflacji, którą mieliśmy niedawno, gdzie za te same pieniądze pracownik mógł kupić więcej. Inflacja to taki podatek, dzięki któremu rząd może pokazać, że więcej daje pieniędzy. Ale dobrobyt bierze się nie z tego, że mamy więcej zer na banknocie, ale ile przysłowiowego chleba można za ten banknot kupić. Swoją drogą ciekawe, ile zyskałaby partia, która powiedziałaby ludziom – dostaniecie więcej pieniędzy, ale znacznie mniej za to będziecie mogli kupić. Już widzę jak wiele formacja taka w wyborach by zyskała.
Jakie rząd ma możliwości zmniejszenia inflacji, która nie jest przecież wyłącznie kwestią wewnętrzną?
To, co państwo może zrobić, to doprowadzić przynajmniej doprowadzić do zerowej inflacji. Trudno sobie wyobrazić, by inflacja została ogarnięta, gdy planowane są kolejne tarcze antyinflacyjne. Agencja Rozwoju Przemysłu oferuje kredyty antyinflacyjne, a więc więcej pieniędzy. Tymczasem problemem jest niedostosowanie podaży pieniądza do podaży towarów i usług.
Czy sytuacja kryzysowa sprawi, że ludzie postawią raczej na rozwiązania wolnorynkowe, czy może zwyciężą pomysły zwiększenia ingerencji państwa i rozdawania pieniędzy?
Nawet jeżeli będzie taki moment, w którym dojdzie do wmówienia obywatelom, że więcej pieniędzy jest dla ludzi korzystna, to prędzej czy później dojdzie do większego załamania związanego z taką polityką. Przerabialiśmy to przez ostatnich kilka dekad. Ci, którzy obiecują, że poprzez dodruk pieniądza będzie lepiej, powinni podpisać taką deklarację u notariusza. I jeśli nie spełnią obietnic, powinni płacić za nie z własnych kieszeni.
Przeczytaj też:
Czy istnieje wypalenie zawodowe wśród polityków?
Renata Gabryjelska: Dużo robiłam dla innych, mało dbałam o siebie
Polski Ład dla firm. Ulgi i estoński CIT
Inne tematy w dziale Gospodarka