Przede wszystkim byłby problem z uchodźcami. Wojna spowodowałaby też kolosalne kłopoty gospodarcze. Przez Ukrainę idą towary ze Wschodu, nie tylko z samej Ukrainy. W razie wojny łańcuchy dostaw zostałyby przerwane. Oczywiście nie można lekceważyć też zagrożeń militarnych. Na pewno Polska musiałaby zwiększyć ćwiczenia rezerwistów, zwiększyć wydatki na zbrojenia. Przekształcić gospodarkę z pokojowej na wojenną. Robić to, co Republika Federalna Niemiec w okresie Zimnej Wojny – mówi Salonowi 24 Jan Parys, minister Obrony Narodowej w rządzie Jana Olszewskiego.
Zaczęły się manewry Rosjan na Białorusi i Ukrainie. Wielu obserwatorów, spora część mediów w odróżnieniu do chociażby manewrów ZAPAD 2021 te konkretne ćwiczenia traktują jako wstęp do działań zbrojnych. Czy faktycznie zagraża rosyjska inwazja, na ile Polacy mogą się jej obawiać?
Jan Parys: Działania Rosji trzeba oczywiście obserwować, bo koncentracja wojsk związana z tymi ćwiczeniami jest bardzo duża. Natomiast na razie nie ma powodu do przesadnego niepokoju, nie zostały przekroczone żadne granice. Siły polskie, jak i siły innych państw NATO są w gotowości i wiedzą jak reagować, gdyby te manewry przekształciły się w agresję. Natomiast zupełnie nie widzę powodu, by obywatele mieli panikować. Na razie wojny nie ma.
Przeczytaj też:
Zaczęło się, czołgi, rakiety i szturmowce w gotowości. Manewry wojskowe Białorusi i Rosji
Nie ma, ale chyba dawno nie było do niej tak blisko. Czy Pana zdaniem Putin zdecyduje się na atak. Czy też to jednak blef, a w odpowiednim momencie Rosjanie się cofną?
Manewry będą jeszcze trwać, więc każdego dnia mogą być wykorzystane do uderzenia. Szczególnie niepokoją działania rosyjskiej floty na Morzu Czarnym. One zbliżają nas do scenariusza, w którym Rosja dokonuje ataku i odcina część Ukrainy. Konkretnie część od południa, odciąłby Ukrainę od morza. To bardzo niebezpieczny scenariusz. Mam jednak nadzieję, że do jego realizacji nie dojdzie.
Zakładając jednak czarny scenariusz. Czy ewentualny atak Rosji na Ukrainę dla Polski oznaczałby zagrożenie militarne, czy raczej problem humanitarny, miliony uchodźców przekraczających naszą wschodnią granicę?
Bardziej to drugie. Przede wszystkim byłby problem z uchodźcami. Wojna spowodowałaby też kolosalne kłopoty gospodarcze. Przez Ukrainę idą towary ze Wschodu, nie tylko z samej Ukrainy. W razie wojny łańcuchy dostaw zostałyby przerwane. Oczywiście nie można lekceważyć też zagrożeń militarnych. Na pewno Polska musiałaby zwiększyć ćwiczenia rezerwistów, zwiększyć wydatki na zbrojenia. Przekształcić gospodarkę z pokojowej na wojenną. Robić to, co Republika Federalna Niemiec w okresie Zimnej Wojny.
Realne zagrożenie wywołało też dyskusję na temat tego, czy bardziej stawiać na NATO, czy może wzmocnić integrację europejską. Są koncepcje nawet armii europejskiej. Jej przeciwnicy twierdzą z kolei, że taka armia nie byłaby skuteczna, że bezpieczeństwo kontynentu opiera się wyłącznie na Stanach Zjednoczonych?
Ostatnie wydarzenia pokazały, że przywódcy niektórych państw – jak prezydent Francji, kanclerz Niemiec – próbują rozmawiać z Rosją w imieniu całej Europy, nie mając żadnego upoważnienia. Do tego dochodzi kwestia wydatków na armie – w poszczególnych krajach europejskich są one bardzo niewielkie. A co za tym idzie – zdolność obronna kontynentu musi oprzeć się na pakcie Północnoatlantyckim. Zresztą od jakiegoś czasu widać, że część państw jest chętna do obrony wschodniej flanki NATO, a część niekonieczne. To widać też z perspektywy Waszyngtonu, który wyciąga wnioski z tego kto jest prawdziwym sojusznikiem, a kto działa w imię swoich egoistycznych interesów.
Przeczytaj też:
Podał się do dymisji, ale na Polskim Ładzie jeszcze zarobi. Monstrualna odprawa
Wojna i biznes. Jak rosyjska agresja na Ukrainę zniszczyła polską firmę
Koniec obostrzeń. Wirusolog: Decyzja ryzykowna. Łóżek nie zabraknie, zapłacimy zgonami
Inne tematy w dziale Polityka