Jeden z członków Rady Medycznej przy premierze, który w piątek podał się do dymisji zabrał głos w mediach społecznościowych. "Zacznijmy dbać o siebie nawzajem i przestańmy w końcu nazywać dbanie o słabszych segregacją" - napisał wirusolog Krzysztof Pyrć. Spotkał go hejt.
Rada Medyczna zrezygnowała
Trzynastu z siedemnastu członków Rady Medycznej do spraw COVID-19 w piątek zrezygnowało z doradzania rządowi w sprawie epidemii. W uzasadnieniu podali, że jako Rada Medyczna byli niejednokrotnie oskarżani o niedostateczny wpływ na poczynania rządu, a jednocześnie wśród urzędników państwowych widzieli "narastającą tolerancję zachowań środowisk negujących zagrożenie COVID-19 i znaczenie szczepień w walce z pandemią".
Pod oświadczeniem podpisali się prof. Robert Flisiak, prof. Magdalena Marczyńska, prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, prof. Radosław Owczuk, prof. Iwona Paradowska, prof. Miłosz Parczewski, prof. Małgorzata Pawłowska, prof. Anna Piekarska, prof. Krzysztof Pyrć, prof. Krzysztof Simon, prof. Konstanty Szułdrzyński, prof. Krzysztof Tomasiewicz i prof. Jacek Wysocki.
Nieoficjalnie mówi się, że eksperci chcieli nakłonić rząd do większych restrykcji wobec osób niezaszczepionych, aby wzorem innych krajów prawie nigdzie nie mieli wstępu, oraz rozszerzyć obowiązkowe szczepienia na więcej grup zawodowych, np. pracowników handlu.
Pyrć: Dbanie o słabszych to nie segregacja
Eksczłonkowie rady medycznej nie komentowali swojej decyzji w mediach społecznościowych, ale prof. Krzysztof Pyrć postanowił tweetnąć w niedzielny poranek.
"Zacznijmy dbać o siebie nawzajem i przestańmy w końcu nazywać dbanie o słabszych segregacją" - napisał.
Pod wpisem dra Pyrcia nie ma ani jednego komentarza, który byłby dla niego wyrazem poparcia lub sympatii. Naukowiec został przez internautów oskarżony m.in. o wprowadzanie segregacji sanitarnej, sianie totalitarnej doktryny i zaprzedanie się wielkim koncernom.
Wątpliwości budziło sformułowanie kim są ci "słabsi" - czy chodzi o zaszczepionych czy niezaszczepionych? I dlaczego zdrowi, ale niezaszczepieni ludzie są traktowani jako potencjalne zagrożenie w porównaniu z zaszczepionymi, którzy tak samo mogą transmitować wirusa.
Po co się szczepić?
W rozmowie z RMF prof. Pyrć tłumaczył, że "szczepienia to nie jest lek, jak antybiotyk". - To jest lek dla całej populacji. My musimy wyleczyć całą populację, żeby one faktycznie zadziałały". Dodał, że to normalne, że z czasem tracą skuteczność i dlatego potrzebne są dawki przypominające - zaznaczył.
- W momencie, gdy my się zaszczepimy, pokazujemy naszemu organizmowi, jak wygląda wirus - tłumaczył Pyrć. On się wtedy odzywa, on wtedy odpowiada odpornością komórkową, odpowiada odpornością humoralną, czyli produkuje takie limfocyty, które są w stanie rozpoznać komórki zakażone i takie inne komórki, które produkują przeciwciała, rozpoznające tego wirusa. Organizm jest postawiony w stan alertu, mamy stan zapalny. Później ten stan alertu utrzymuje się przez jakiś czas, ale w momencie, kiedy nie ma zagrożenia to ten stan zaczyna się wygaszać, dlatego, że nasz organizm nie ma potrzeby utrzymywać tego podniesionego nadzoru przez dłuższy czas. Po jakimś czasie ta odpowiedź zaczyna już troszkę "siadać". My produkujemy trochę mniej tych przeciwciał, tych komórek również trochę mniej. Ale organizm sobie zapamiętuje i produkuje komórki pamięci, takie banki pamięci, które mówią o tym, że "kiedyś coś takiego było, my teraz nie działamy, bo nie ma potrzeby, ale jakby co, to jesteśmy tutaj, będziemy w stanie chronić ciężką chorobą" - mówił.
A po co kolejne dawki?
Jak wyjaśniał: - Przy kolejnym podaniu, czyli przy drugiej dawce, organizm jest pobudzany ponownie. Już w tym momencie powinien troszkę bardziej stabilnie pracować, bo już wie, że to nie było jednokrotne powtórzenie, tylko dwa powtórzenia, czyli coś co może nam zagrozić w przyszłości. W związku z czym ten stan należy podtrzymać trochę wyżej. Kolejna dawka, teraz ta dawka przypominająca po 6 miesiącach, znowu pokazuje naszemu organizmowi: "słuchaj, musimy potraktować sprawę poważnie, to zagrożenie się powtarza, nie możemy tego tak wygasić". Jak będzie wyglądała ta dynamika spadku, zobaczymy. Natomiast organizm jest już nauczony i ta trzecia dawka może mieć znacznie silniejsze działanie niż te pierwsze dwie właśnie przez efekt podtrzymywania tego stanu i pokazywania organizmowi, że to zagrożenie może wystąpić. Ale w momencie, kiedy ta ilość przeciwciał, ilość tych komórek spada, to my w dalszym ciągu będziemy chronieni przed ciężką chorobą. Bo jak się zakazimy, jak zaczniemy chorować, to nasz organizm szybciej sobie przypomni, więc ta ochrona będzie wyższa - przekonuje wirusolog.
"Zaszczepię się każdą kolejną dawką"
Zdaniem prof. Pyrcia "do momentu, kiedy my nie doprowadzimy do takiego stanu, że ta pandemia będzie pod kontrolą - co nie znaczy że przestanie być problemem medycznym, dalej ludzie będą ciężko chorowali, umierali, ale nie będzie to szło takimi falami - do tego momentu, musimy podtrzymywać odporność właśnie częstym dawkowaniem. Powinniśmy, ale tego nie robimy".
Zadeklarował, że "jeżeli będzie kolejna dawka potrzebna to ja osobiście w pierwszym możliwym terminie się zaszczepię, co czyniłem z pierwszymi trzema również".
ja
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Rozmaitości