Wydarzeniem, które w przyszłości może zostać uznane za najważniejsze w 2021 roku może okazać się weto prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy medialnej. Warto pamiętać, że ostatnie weto miało miejsce w 2018 roku, gdy prezydent zawetował ustawę o zmianie ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Potem podpisywał wszystko. Aż tu nagle w sprawie budzącej emocje, ważnej dla twardego elektoratu powiedział nie. Decyzja ta jest istotna, bo w znaczący sposób wpływa na relacje między ośrodkami władzy – mówi Salonowi 24 Łukasz Warzecha, publicysta „Do Rzeczy” i Onet.pl.
Co wskazałby Pan jako najważniejsze wydarzenie 2021 roku?
Łukasz Warzecha: To zawsze trudne pytanie, szczególnie, że w 2021 roku nie było w Polsce wyborów, które zawsze kształtują scenę polityczną. Wydaje się, że takim wydarzeniem, które w przyszłości może zostać uznane za najważniejsze w 2021 roku może okazać się weto prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy medialnej. Warto pamiętać, że ostatnie weto miało miejsce w 2018 roku, gdy prezydent zawetował ustawę o zmianie ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Potem podpisywał wszystko. Aż tu nagle w sprawie budzącej emocje, ważnej dla twardego elektoratu powiedział nie. Decyzja ta jest istotna, bo w znaczący sposób wpływa na relacje między ośrodkami władzy. Być może to by było to jedno zdarzenie. Natomiast jeśli chodzi o Polskę to bardziej zwracałbym uwagę na pewien proces. Chodzi mi o ekspansję sanitaryzmu. Gdzie kwestia ograniczania praw obywatelskich zaczyna być traktowana jako rzecz normalna. A debata jest ograniczana. Polityka epidemiczna nie tylko w Polsce staje się coraz bardziej restrykcyjna. W tym kontekście w ogóle nie dyskutuje się o prawach obywatelskich. Dyskusje odbywają się w oderwaniu od naukowych ustaleń. Jednocześnie widzimy inne bardzo niebezpieczne zjawisko – ekspansję tak zwanej nowej ekonomii. Mówiącej, że inflacja to nie problem, że można się zadłużać w nieskończoność, itd.
Przeczytaj też:
Czy w nowym roku czekają nas wybory? Socjolog rozwiewa wątpliwości
A co było wydarzeniem numer jeden na świecie?
Miałbym problem ze wskazaniem jednej konkretnej rzeczy. Tyle, że często jest tak, że komentatorzy wskazują na jedną rzecz – szukają jakiegoś spektakularnego zdarzenia, tymczasem za mało poświęcają uwagi procesom, które następują. A procesy, bardzo niepokojące, mają w Polsce i na świecie miejsce. Dotyczą i kwestii nowej ekonomii i spraw związanych z pandemią i ekologii. Mocno przyśpieszają, na razie jest jeszcze problem z nazwaniem tego zjawiska, określeniem jednym słowem. Zapewne w przyszłości znajdzie się jakiś jeden termin, który proces ten nazwie. Ale opisowo możemy już o nim rozmawiać.
W 2021 roku mieliśmy też do czynienia z dość charakterystyczną sytuacją po wprowadzeniu restrykcji wobec właścicieli wyciągów narciarskich. Najpierw rząd obiecał im, że wyciągi nie będą zamykane. Ludzie kupili sztuczny śnieg, zainwestowali, a rząd zmienił decyzję. Przedsiębiorcy stracili. Prorządowi komentatorzy na krytykę tego działania reagowali pogardliwym „a cóż znaczy jedna branża, właścicieli wyciągów narciarskich”. Czy tego typu podejście do ludzi prowadzących małe firmy nie jest właśnie elementem tego procesu, o którym Pan mówi?
Gdyby choć pięć osób prowadziło działalność nie jest to powód, by akurat uderzać w daną branżę. Ale tu zwrócić warto uwagę na inny niebezpieczny element, czyli zmianę warunków podczas gry. Jeśli jest legalnie działająca firma, to zakazywanie jej działalności dlatego, że komuś się z przyczyn ideologicznych nie podoba, jest groźne. Na to zresztą zwrócił uwagę pan prezydent wetując ustawę o lex TVN. Oczywiście pozostaje pytanie jak prezydent by zareagował gdyby przedstawiono mu do podpisu ustawę o zakazie hodowli zwierząt futerkowych. Albo dlaczego podpisał ustawy podatkowe związane z Polskim Ładem, które zmieniają zasady w trakcie gry i to w sposób drastyczny. Do tego dochodzą kwestie związane z ekologią. Już są przyjmowane są rozwiązania zakazujące pewnych rodzajów napędów. Nie ma to nic wspólnego z wolnym rynkiem – po prostu zakazuje się czegoś, bo „to jest słuszne”. Nowa ekonomia tak działa. Niby jest wolny rynek, ale go nie ma. To też element tego szerszego procesu.
A czego spodziewa się Pan po przyszłym roku – będą wcześniejsze wybory, o których słyszymy coraz częściej?
Podtrzymuję słowa wypowiedziane już jakiś czas temu – wcześniejsze wybory będą wtedy, gdy większość partii uzna, że im się to opłaca. Bo jedynym czystym sposobem doprowadzenia do wyborów jest samorozwiązanie Sejmu. Musi być tu zgoda wykraczająca daleko poza koalicję rządzącą. W dodatku sam Jarosław Kaczyński chyba na dziś uznaje, że bardziej opłaca mu się trwać przy władzy, niż iść na wcześniejsze wybory. Tu decydują dwa czynniki. Pierwszym jest obawa przed utratą władzy – bo to może być ostatni moment rządzenia, nie warto go skracać. Drugim – obawa przed utratą poparcia – bo za parę lat te notowania mogą być znacznie niższe. I Jarosław Kaczyński na pewno to jakoś wyważa. Natomiast opozycji te wybory absolutnie się dziś nie opłacają. Po pierwsze – widzi, że PiS ma rosnący problem z inflacją, drożyzną, którą obywatele już bardzo mocno odczuli. Poza tym nie jest przygotowana ani do wyborów, ani do przejęcia władzy. Z tego, że w sondażach zjednoczona opozycja wygrywa z PiS, niewiele wynika. Bo tego zjednoczenia nie ma. To wszystko prowadzi do wniosku, że wybory raczej odbędą się w przewidzianym terminie, w 2023 roku.
Przeczytaj też:
Wcześniejsze wybory? Równie dobrze prezes może ogłosić, że idzie na emeryturę
Kaczyński nie ma wyjścia. Tylko jedno uratuje poparcie dla rządu PiS
Inne tematy w dziale Społeczeństwo