Boże Narodzenie ma zdecydowanie przełożenie na czas współczesny. Jest bowiem taką kojącą oliwą, wylaną na wzburzone morze – mówi Salonowi 24 Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes fundacji im. Św. Brata Alberta.
Czas jest dość trudny, bo i drożyzna, i COVID, i dramatyczna sytuacja na granicy. Do tego kryzys w Kościele. Ostatnio pojawiło się wiele artykułów i wypowiedzi ludzi, którzy piszą, że nienawidzą świąt. Takiego czasu chyba nie było dawno?
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tym, co najbardziej niepokoi, jest tak mocna polaryzacja naszego społeczeństwa. Widzimy ją na wielu bardzo płaszczyznach. Pierwsza – polityczna. Ostry spór PiS i PO, nie dostrzeganie niczego dobrego po drugiej stronie. Wzajemna niechęć na tle politycznym. Ostatnio doszedł do tego ostry bardzo konflikt o szczepienia i pandemię. Jest dla mnie niepojęte jak można się kłócić o te sprawy. Trzecią sprawą jest kwestia granicy. Wreszcie – konflikt w Kościele i wokół niego.
Czytaj więcej:
„Zohydzanie świąt Bożego Narodzenia to próba wydzierania Boga z duszy narodu”
Problemem Kościoła jest dziś głównie kwestia nierozliczonych skandali seksualnych?
Niejedynym. Ja widzę dwa główne powody obecnego kryzysu. Pierwszy – to daleko idący sojusz ołtarza z tronem. Mogę to opisać na przykładzie archidiecezji krakowskiej. Metropolita, kardynał Franciszek Macharski był autentycznie niezależny. I to zarówno w okresie PRL, jak i w III RP. Sytuacja zmieniła się w 2005 roku gdy metropolitą został arcybiskup a potem kardynał Stanisław Dziwisz. On z różnych przyczyn związał się z Platformą Obywatelską. Organizował nawet rekolekcje dla tej partii. Z kolei obecny metropolita, abp Marek Jędraszewski bardzo mocno związał się z Prawem i Sprawiedliwością. I to na pewno nie służy Kościołowi, który powinien być od polityki, władzy, niezależny. I niestety podobnie jest w innych diecezjach w Polsce. Oczywiście drugim wielkim problemem są wspomniane już skandale seksualne. I nie chodzi o to, że one mają miejsce – bo ludzie są w stanie zrozumieć, że w każdym środowisku, znajdzie się czarna owca. Ale problem polega na braku systemowych sposobów radzenia sobie z tymi problemami, kryciem patologii.
Chodzi o systemowe krycie, ale też mieliśmy w ostatnim czasie finał smutnej sprawy szefa fundacji mającej nagłaśniać przykłady skandali pedofilskich w Kościele. I okazało się, że nie był on molestowany. Tych fałszywych oskarżeń było trochę. To także wielka krzywda wobec księdza, który był niewinny, a musi zmierzyć się z fałszywym oskarżeniem?
Tak. Jednak jeśli istnieją mechanizmy przeciwdziałania pedofilii i nadużyciom seksualnym, to są one także w stanie wychwycić fałszywe oskarżenia. Przykładem jest komisja we Francji, gdzie raport był owszem wstrząsający. Ale też pokazał obok przykładów molestowania, skalę fałszywych oskarżeń, pomówień. Brak mechanizmów stwarza dodatkowe pole dla takich fałszywych oskarżeń.
Przejdźmy do kolejnego problemu polaryzującego Polaków, czyli kryzysu na granicy. Część społeczeństwa ostro krytykuje uchodźców, obawia się ich. Ale też obraża, a część na siłę tych uchodźców chciałaby wszystkich przyjąć. Jest sondaż, z którego wynika, że wielu wierzących i praktykujących katolików nie przyjęłoby uchodźcy na wigilijną kolację. Z kolei wielu lewicowo-liberalnych celebrytów obraża żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej. Kościół mówi, że trzeba bronić granicy i jednocześnie pomóc ludziom. Z kolei w ramach fundacji Brata Alberta zawieźliście pomoc i dla rodzin żołnierzy i dla uchodźców?
Ten podział w sprawie granicy także wynika z tej polaryzacji, o której wspomniałem na początku. Każda ze zantagonizowanych grup chce się określić po którejś ze stron. Nie widząc człowieka w drugiej. Nasza pomoc świąteczna, zawieziona na granicę nie była moim pomysłem, ale podopiecznych. Nie ukrywam – była skromna. Paczki, maskotki dla dzieci, słodycze, opłatki. Także prace wykonane przez naszych podopiecznych. Zawieźliśmy ją najpierw do zamkniętego ośrodka dla uchodźców. Spośród wielu rodzin jedynie dwie stanowili tam chrześcijanie, reszta to muzułmanie. Daliśmy tę pomoc chcąc pokazać, że nie można nikogo wykluczać. Że trzeba pomóc także tym, którzy są z innego kręgu kulturowego niż nasz. I co ważne – tego samego dnia w Kuźnicy uczestniczyliśmy w Wigilii dla rodzin żołnierzy i Straży Granicznej. I też przekazaliśmy paczki. Wrażenie było niesamowite. Bo uczestniczyli w tym spotkaniu katolicy, ale też prawosławni. A sama wieczerza wigilijna, potrawy, stół, zostały przygotowane przez mieszkających tam polskich Tatarów, a więc muzułmanów, żyjących tu od pokoleń. To coś pięknego, gdy ludzie od lat mieszkający tu, ale zachowujący swoje obyczaje i tradycję, wiarę, pomagają w organizowaniu uroczystości chrześcijan, prawosławnych i katolików. I podczas tego spotkania uderzył mnie też wyraźny ból tych żołnierzy, którzy narzekali na hejt, którego doświadczają. Dlatego na te problemy należy spojrzeć zupełnie inaczej, niż przez pryzmat tej polaryzacji, która dziś tak dzieli nasze społeczeństwo.
Wspomniał Ksiądz też o kwestii wirusa, z którym zmagamy się od lat, i który mocno utrudnił także przeżywanie świąt. Tu też widzimy mocne podziały?
Tak, i jak wspomniałem, jest dla mnie szokujące, że o takie sprawy ludzie mogą się aż tak ostro kłócić. Sam byłem świadkiem zerwania relacji między przyjaciółmi i znajomymi. Bo posprzeczali się o szczepionki. Tymczasem problem jest poważny. Najpierw zabiegaliśmy, by szczepić pensjonariuszy domów opieki. A gdy już to się udało pojawił się problem, bo część opiekunów osób chorych nie zgadzała się na ich zaszczepienie. Teraz my nie mamy prawa skontrolować, czy pracownik fundacji, opiekun osoby niepełnosprawnej faktycznie szczepionkę przyjął, czy nie. A tu już nie chodzi tylko o niego, ale też o osobę, która może mieć znacznie mniejszą odporność, którą ten ktoś się opiekuje.
To wszystko ma miejsce w Boże Narodzenie. Czy te święta mogą dawać jakąś nadzieję, pomimo tych kłopotów, o których rozmawiamy?
Oczywiście. Sens Bożego Narodzenia jest niezmienny. Jest nim radość z narodzenia Jezusa Chrystusa. Obiecanego Mesjasza, który przyszedł w niespodziewany sposób. Nie narodził się w pałacu, ale ubogiej stajence. I Boże Narodzenie ma zdecydowanie przełożenie na czas współczesny. Jest bowiem taką kojącą oliwą, wylaną na wzburzone morze. Przypomnę, że czas, w którym urodził się Jezus, też był bardzo trudny. Ziemia Obiecana był pod okupacją rzymską. Mieszkańców Cesarstwo Rzymskie prześladowało i uciskało. Prowadziło wiele wojen. Jezus musiał uciekać przed prześladowaniami. W kraju zwalczały się zaciekle stronnictwa saduceuszy i faryzeuszy. Więc nie można powiedzieć, że tylko dziś są ciężkie czasy. One są ciężkie zawsze. Natomiast w Polsce jest dodatkowa specyfika świąt. Bo ostatnie setki lat nas mocno doświadczyły. Rozbiory, zabory i w ich czasie powstania. Wojny światowe, okupacja, okres stalinowski i cała PRL. To wszystko sprawiało, że gdy wokół nas dzieje się źle, wieją wichry dziejowe, dom, rodzina, parafia, kościół, stawały się taką oazą spokoju, miłości, bezpieczeństwa. Kolędy są bardzo sentymentalne. Te święta zyskały charakter też narodowy. I warto, pomimo problemów, kryzysów, rozbicia społecznego, tę tradycję dziś kultywować.
Czytaj więcej:
Nie dajmy sobie ukraść Świąt Bożego Narodzenia!
Onet: Jacek Kurski z koronawirusem poleciał na Eurowizję Junior
Właśnie opublikowali nowe badania. Niespodziewane informacje o Omikronie
Inne tematy w dziale Społeczeństwo