Papież Franciszek zmienił punkt Katechizmu uznając jednoznacznie karę śmierci za niedopuszczalną. Zdaniem wielu teologów i etyków stwierdzenie papieskie jest bardzo kontrowersyjne, z tego względu, że można je odczytać jako zakwestionowanie samej możliwości obrony własnej lub obrony społeczeństwa przed niesprawiedliwym agresorem – mówi Salonowi 24 Ksiądz Profesor Paweł Bortkiewicz
Przy okazji ostatnich wydarzeń i zagrożenia granicy, znów ożywiła się dyskusja o karze śmierci. Jaki jest dziś stosunek Kościoła katolickiego do tej kary?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Warto może zwrócić uwagę, że faktycznie dyskusja na temat kary śmierci ożywa w czasach i w sytuacjach dość ekstremalnych. Zatem w takich sytuacjach, w których jesteśmy świadkami makabrycznej, wstrząsającej zbrodni czy w przypadku dezercji, z jaką mamy w tej chwili do czynienia. To powoduje, że w tej dyskusji ogromną rolę odgrywają emocje, które utrudniają racjonalną ocenę sytuacji. Kościół na przestrzeni wieków niejako uczestniczy w tej dyskusji i stąd też można mówić o pewnej ewolucji poglądów. Jednak głównym powodem tej ewolucji wydaje się być przede wszystkim sam system - ewolucja samego systemu penitencjarnego i systemu penalizacji.
Przeczytaj też:
Konfederacja chce pilnego przywrócenia kary śmierci za zdradę stanu
Teologowie chrześcijańscy są tu podzieleni. Jedni twierdzą, że kara ta jest zawsze niemoralna, inni przeciwnie. Padł nawet jakiś czas temu argument, że gdyby kara śmierci była przez Boga niedopuszczalna, to w Ewangelii nie byłoby słów „dobrego łotra”, który na Krzyżu mówił, że słusznie odbiera swoją karę. I stosunek KK się zmieniał. Kiedyś było poparcie, lub przynajmniej zrozumienie dla kary śmierci. Potem, była ona dopuszczana w warunkach szczególnych, gdy izolacja jednostki nie zapewnia bezpieczeństwa, bądź jest niemożliwa. Teraz jest już zdecydowany sprzeciw wobec kary śmierci. Z czego wynika ta zmiana stanowiska?
Istotnie, mamy do czynienia w ostatnich dziesiątkach lat z wyrazistą ewolucją nauczania Kościoła. Pierwszy etap tej ewolucji dokonał się jeszcze za pontyfikatu św. Jana Pawła II, poprzez korektę stwierdzenia katechizmowego. Nowa wersja zwracała uwagę na następujące sprawy. Po pierwsze osadzała karę śmierci w perspektywie tak zwanej moralności czynu o podwójnym skutku (dobrym i złym). Katechizm mówił wówczas, że „kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem”.
Jednym z elementów tej oceny jest warunek, dopuszczający taki czyn (broniący życia bądź bezpieczeństwa człowieka lub społeczeństwa poprzez zastosowanie kary śmierci) po wyczerpaniu innych możliwych środków działania. To właśnie ten warunek spowodował korektę w Katechizmie: „Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. Dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”.
Z kolei papież Franciszek zmienił punkt Katechizmu uznając jednoznacznie karę śmierci za niedopuszczalną: „Kościół w świetle Ewangelii naucza, że kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ jest zamachem na nienaruszalność i godność osoby, i z determinacją angażuje się na rzecz jej zniesienia na całym świecie”.
Zdaniem wielu teologów i etyków stwierdzenie papieskie jest bardzo kontrowersyjne, z tego względu, że można je odczytać jako zakwestionowanie samej możliwości obrony własnej lub obrony społeczeństwa przed niesprawiedliwym agresorem, które zostaje posunięte do zabrania mu życia, co znajdowało wyraz we wspomnianej i mającej bogatą tradycję filozoficzno-teologiczną koncepcji moralności czynu o podwójnym skutku. Stąd też papieskie orzeczenie pozostaje mocno kontestowane.
Dyskusja o karze śmierci wraca w konkretnych okolicznościach. Jedna z partii żąda przywrócenia tej kary w sytuacji, gdy ktoś zdezerteruje i dopuści się zdrady stanu. Abstrahując od samej realności przywrócenia najcięższej kary – czym wg Kościoła, jest zdrada stanu, dezercja i czy kara maksymalnie 10 lat nie jest faktycznie zbyt łagodna? Czy może przeciwnie – dziś patriotyzm przestał być modny, a poza tym ciężko dziś określić co jest zdradą?
Nie jestem karnistą, ale kierując się sumieniem obywatelskim zdecydowanie uważam, że kara 10 lat pozbawienia wolności w sytuacjach radykalnego naruszenia dóbr czy wartości jest niedopuszczalna. Ma Pan jednak rację, że relatywizacja czy wręcz banalizacja kary wiąże się z pomniejszeniem znaczenia samych wartości. Szczególnym przykładem tego zjawiska jest temat zdrady. Z jednej strony pojęcie zdrady, a zwłaszcza zdrajcy jest traktowane jako obraźliwe i poddane różnym sankcjom. Paradoksalnie, okazuje się zarazem, że sama zdrada definiowana wg jasnych i logicznych kryteriów jest bezkarna, wręcz chroniona, natomiast akt oskarżenia o zdradę spotyka się z sankcjami. Ten stan rzeczy pokazuje niewątpliwie swoistą erozję wartości, a raczej przewartościowanie wartości. Niestety, zjawiska na scenie politycznej, które obfitują niejednokrotnie w zawieranie sojuszy partyjnych przeciwko interesom narodowym zdecydowanie umacniają taki stan rzeczy.
No i ostatnia kwestia. Dziś środowiska prawicowe mówią o konieczności obrony granic, zagrożeniu. Lewica i liberałowie – wskazują, że tam po drugiej stronie są przecież niewinni ludzie. Kościół w tej akurat sprawie zdaje się stać po środku – mówi zarówno o konieczności pilnowania granic i odpowiedzialności za państwo, jak i o potrzebie pomocy humanitarnej dla niewinnych ludzi, szczególnie kobiet i dzieci. Ale jak to pogodzić?
Sytuacja bez wątpienia jest skomplikowana. Być może jednak poziom tej komplikacji jest kreowany przez narracje medialne i polityczne. Sprawą bezwzględnie oczywistą jest to, że prawu do migracji nie odpowiada obowiązek przyjmowania obcej ludności przez dane państwo. Sam zresztą natłok osób na granicy z Białorusią powinien być przedefiniowany pod kątem takich pojęć jak „uchodźcy” czy „migranci”. Chodzi mi o to, że w świetle obserwowanych faktów, można mówić o sterowanym ruchu agresywnych cudzoziemców usiłujących w sposób bezprawny przedrzeć się przez polską granicę. Nie jest to ruch ani emigracyjny ani uchodźczy (przed prześladowaniami). W takiej perspektywie obowiązkiem państwa polskiego, jego służb, ale także obowiązkiem postawy moralnej Polaków powinna być obrona suwerenności polskiego państwa. Już obserwacje cudzoziemców atakujących Europę w minionych latach pokazywały, że w tym procesie najazdu kulturowego wykorzystywane są kobiety i dzieci. Podkreślam słowo wykorzystywane. I jeżeli w obliczu cynicznej strategii rodzi się nasza niewrażliwość, czy opór, to ostatecznym sprawcą tej sytuacji są ci, którzy tę sytuację tworzą. Nie zmienia to faktu, że nie można dać w sobie zabić tej wrażliwości serca na konkretne i realne potrzeby. Stąd bardzo cenne są inicjatywy podejmowane na przykład przez Caritas Polska, ale także gesty polskich służb, pełniących wartę na granicy, które jak słyszymy, służą pomocą medyczną czy opieką w konkretnych uzasadnionych przypadkach. Można powiedzieć że są to szlachetne wyjątki reakcji w stosunku do normy, którą jest bezwzględne poszanowanie integralności polskiego terytorium bezpieczeństwa naszego narodu. Przykład dezertera czy narracje niektórych środowisk politycznych, nie mogą w żaden sposób pomniejszyć szacunku i wdzięczności dla tych, którzy umożliwiają nam także przeżycie najbliższych świąt Bożego Narodzenia w atmosferze bezpieczeństwa.
Przeczytaj też:
Zarzut dezercji dla Emila Cz.!
Nowe ustalenia ws. żołnierza-dezertera. Katował własną matkę, w Polsce czekał go sąd
Inne tematy w dziale Społeczeństwo