W parlamencie powstało koło PPS. Ale prawda jest przecież taka, że spadkobiercy dawnej Polskiej Partii Socjalistycznej już w naszym Sejmie są. I to od dawna. Nazywają się Prawo i Sprawiedliwość.
PPS to jest legenda. Partia o 130-letniej historii, która odegrała kluczową rolę w dwóch najważniejszych polskich wyzwaniach minionych stuleci. Po pierwsze - pomogła w odzyskaniu formalnej niepodległości od zaborców. Jeśli trzeba płacąc za to cenę najwyższą. Ale to nie wszystko. Bo PPS biła się też o to, by Polak i Polka mogli żyć nie tylko w wolnej, ale także sprawiedliwej społecznie Polsce. Z dala od wyzysku, z dachem nad głową i ze stabilnością zatrudnienia, równouprawnieniem kobiet i mężczyzn oraz prawem do czasu wolnego. PPS to więc z jednej strony Piłsudski, Okrzeja czy Pużak. Z drugiej spółdzielnie mieszkaniowe, darmowa służba zdrowia i tanie domy wczasowe dla ludności wszystkich klas. PPS to marzenie o Polsce wolnej, równej i braterskiej. PPS to lewica niepodległościowa.
Polityczne etykiety
Marks - cytując Hegla - napisał dawno temu, że historia lubi się powtarzać jako farsa. I miał rację. Bo jest rodzajem farsy, że dziś po czerwony sztandar sięga akurat ta grupa SLDowskich renegatów z Andrzejem Rozenkiem, Joanną Senyszyn czy Robertem Kwiatkowskim. Powinien do nich jeszcze czym prędzej dołączyć mecenas Jacek Dubois. Wnuk wielkiego PPSowca i więźnia Auschwitz Stanisława Dubois, który jadąc na nazwisku wielkiego przodka często bywa angażowany przez liberalne media do dyscyplinowania współczesnej lewicy. Jak w maju, gdy na łamach „Newsweeka” pisał, że każdy, kto ośmiela się łamać jedność antyPiSowskiego frontu (wtedy chodziło o głosowanie w sprawie Krajowego Funduszu Odbudowy) kala pamięć jego słynnego dziadka. Szkoda, że nie pamiętał o etosie PPS, gdy jego własna kancelaria reprezentowała beneficjentów antyspołecznej warszawskiej reprywatyzacji. Co trafnie Dubois juniorowi wytknął Jan Śpiewak. Ale chyba najtrafniej PPS Rozenka i Senyszyn podsumował poseł Partii Razem Maciej Konieczny mówiąc z przekąsem: „Przyznam, że towarzysz Rozenek i towarzyszka Stanecka-Morawska nie zdradzali się dotąd ze swoimi socjalistycznymi poglądami”.
Zobacz: Marszałek województwa z PO potrącił pieszego. Został "ukarany" pouczeniem
Ta farsa po raz setny unaocznia nam pewną banalną prawdę. Polegającą na tym, że współczesne polityczne etykiety, którymi się - dla ułatwienia sobie życia - posługujemy, dalekie są od rzeczywistości. I gdyby istniał tutaj jakiś elementarny ład i porządek pojęciowy to dla nikogo nie powinno ulegać najmniejszej wątpliwości, że PPSem III RP jest oczywiście PiS. Nie zawsze tak było - i miał PiS także swoją Zytę Gilowską. Ale koniec końców „tu i teraz” to partia Kaczyńskiego reprezentuje obecnie najbardziej fundamentalne credo dawnej partii Dubois seniora, Perla, Daszyńskiego czy Pużaka. Łącząc (nie zawsze spójnie, ale jednak od 2015 roku dość konsekwentnie) marzenie o Polsce sprawiedliwej i równej z dążeniem do Polski niepodległej i suwerennej.
Fakty mówią same za siebie
Jeśli ktoś chce dowodów to - zamiast się kłócić - niech spojrzy na fakty.
Na program 500+, który zmniejszył odsetek zagrożenie biedą i niedożywieniem u dzieci.
Na zakaz handlu w niedzielę, który (choć stale atakowany przez potężne lobby biznesowe i konsumenckie) daje dużej grupie pracowników fizycznych prawo do nieprzerwanego wypoczynku i korzystania z życia prywatnego.
Na płacę minimalną, która w roku w roku 2010 - sięgała 37 proc. średniej pensji i 45 proc. mediany. Od przyszłego 2022 roku polska płaca minimalna wyniesie 51 proc. średniej krajowej. Oraz 62 proc. mediany.
Na 13 i 14 emeryturę oraz na pakiet antyinflacyjny osłaniające tym, którzy nie korzystają na wzroście płac w gospodarce narodowej skutki wzrostu cen.
Zobacz: Okrągły jubileusz senatora Libickiego w Salon24! Z którego wpisu jest najbardziej dumny?
Na ograniczenie pozaumownych kosztów pożyczek lichwiarskich, co zakończyło nad Wisłą „chwilówkowe eldorado”.
Albo na rozwiązanie (nawet kosztem ostrego sporu z Izraelem i USA) kwestii haniebnej reprywatyzacji i zwrotów nieruchomości z lokatorami tzw. „prawowitym właścicielom”.
To są sprawy, które znacząco poprawiły los milionów Polek i Polaków. Może niekoniecznie tych sytych i uprzywilejowanych. Ale właśnie tych, których PPS zawsze chciała reprezentować. Zastanówcie się ile z tych spraw było przez lata zbywane przez SLD, który tak chętnie nazywa się lewicą (szkoda, że bezobjawową). Albo przez liberałów, którzy najchętniej zepchnęliby lewicę do roli przybudówki. Wyspecjalizowanej w politykowaniu „od pasa w dół”. W bezpiecznej odległości od fundamentalnych kwestii ładu społeczno-ekonomicznego.
PPS i SLD
Mało dowodów? To spójrzcie jeszcze na losy ludzi, którzy pod koniec komuny doprowadzili do reaktywacji Polskiej Partii Socjalistycznej. Tamten PPS kojarzony jest oczywiście z inteligenckim opozycjonistą i twórcą KORu Janem Józefem Lipskim (człowiekiem do spadku po którym przyznają się jednocześnie i Adam Michnik i Jarosław Kaczyński). Faktycznie ów PPS był jednak wymyślony i robiony przez dużo od Lipskiego młodszych działaczy (wtedy trzydziestolatków) Piotra Ikonowicza, Grzegorza Ilkę, Cezarego Miżejewskiego i Tomasza Truskawę. Pomysł skrojony był pod nowe czasy, które nastaną po złamaniu się w Polsce politycznego monopolu PZPR. PPSowcy zdawali sobie sprawę, że wewnątrz Solidarności jest wiele różnych nurtów ideowych. W tym dominujący już wtedy nurt wolnorynkowo-liberalny, który będzie gotów machnąć ręką na państwo dobrobytu, równość i prawa pracownicze. W imię oddawania klasom średniej i wyższej tłamszonej za komuny „wolności obywatelskiej”.
Zobacz: Tusk reaguje na publikację o wypadku Szydło. "Zrobili tak całej Polsce!"
Formalnie tamta PPS utknęła potem w tłustym brzuchu dawnego SLD. Warto jednak zauważyć, że ciosy po których „lewica postsolidarnościowa” podporządkowała się postkomunie pochodziły… od swoich. Czyli od antykomuny. A konkretnie od tej części, która stała się zaczynem dzisiejszych formacji liberalnych czyli Gazety Wyborczej i Unii Demokratycznej. Dlaczego liberałowie zniszczyli postsolidarnościową lewicę? To proste, bo była dla nich konkurencją – tak w walce o wyborców, jak i o (niebagatelne wtedy) zasoby i poparcie ze strony lewicowych organizacji z Zachodu. Liberałowie z Solidarności nie mieli najmniejszej ochoty być jedną z sił walczących o władzę w ramach nowego systemu. Oni chcieli być systemem. Arbitrem tworzącym reguły gry obowiązujące innych. Ci, co stali na drodze do tego celu (czyli właśnie hegemonii) musieli zostać usunięci. Warto zauważyć, że dokładnie ten sam mechanizm został wówczas przez liberałów zastosowany wobec innych niechcących się podporządkować hegemonii Michnika, Geremka czy Kuronia. To znaczy wobec przyszłej „prawicy” spod znaku Jana Olszewskiego albo Jarosława Kaczyńskiego.
Jeśli spróbujecie znaleźć dziś ludzi tworzących tamtą PPS to może was czekać ciekawe odkrycie. Nieliczni - faktycznie - idą drogą samotną i symetrystyczną. Jak człowiek-instytucja Piotr Ikonowicz czy Cezary Miżejewski rozwijający z sukcesami oddolną spółdzielczość w Polsce. Ale bardzo wielu dawnych towarzyszy współtworzy dziś projekt PiSu. A przynajmniej się z nim mocno identyfikuje. To ludzie tacy jak Tomasz Truskawa (komentator związany ze środowiskiem Gazety Polskiej), Krzysztof Karwowski (dziś ambasador RP w Maroko), Adrian Stankowski (częsty komentator Wiadomości TVP) albo Jacek Pawłowicz (dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL). I wielu innych.
I chyba tylko „Newsweek” piórem mecenasa Dubois może próbować przekonywać naiwnych, że dziś lewica powinna być w AntyPiSie.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka