Prof. Janusz Skalski, kardiochirurg dziecięcy, udzielił wywiadu dla portalu Swiatlekarza.pl, w którym mówi o kondycji kardiochirurgii dziecięcej w dobie pandemii. Lekarz opowiedział też o tragedii, do jakiej doszło w szpitalu w Prokocimiu, a której można było uniknąć.
Fatalna sytuacja oddziału. Prof. Skalski: mam związane ręce
Koordynator oddziału kardiochirurgii opowiedział o aktualnej sytuacji, z jaką muszą mierzyć się lekarze. Jak mówi prof. Skalski, "kolejki oczekujących na operację dzieci wydłużają się, a rośnie nasza frustracja i bezradność, gdy zmuszeni jesteśmy zamykać oddział".
Lekarz zwraca uwagę, że w pierwszym roku epidemii spowolnienie było nieznaczne - liczba wykonywanych operacja zmalała tylko o ok. 5 proc. Teraz sytuacja jest zupełnie inna.
- Przy obecnym rzucie epidemii sytuacja bardzo się pogorszyła. Po pierwsze i nasz oddział został zamknięty, po drugie – kolejka oczekujących na operację dzieci bardzo się wydłużyła, a my jesteśmy bezradni - mówi profesor w rozmowie z portalem swiatlekarza.pl.
Kardiochirurg wytłumaczył też, co dla dziecka ze schorzeniami kardiochirurgicznymi oznacza zbyt długie oczekiwanie na operację. Okazuje się, że zbyt długi czas oczekiwania sprawia, że operacja jest znacznie trudniejsza, a jej przebieg mniej przewidywalny - nie ma pewności, że zabieg będzie tak skuteczny jak przy wykonaniu go w najszybszym z możliwych terminie.
- Organizm dziecka z wadą serca wymagającą operacji, po prostu się osłabia, a czasem załamuje. Co rzutuje na dalszy proces leczenia - tłumaczy i dodaje, że specyfika kardiochirurgii jest taka, że pacjenci nie powinni czekać, gdyż to często oznacza śmierć. A kolejki do operacji dalej rosną.
Zobacz:
Delegacja NIK u Łukaszenki. "Niebywały skandal. Z białoruskim reżimem się nie rozmawia!"
Zakupy dla żony i pranie. "GW" ujawnia kulisy pracy u Kurskiego, szef TVP odpowiada
Rozbrajająca szczerość posłanki KO. "Zaraz będzie żyło się gorzej, niż za PO"
Premier Morawiecki na szczycie w Brukseli. Apeluje, by zakończyć dziki handel emisjami CO2
Prof. Skalski o zamknięciu oddziału
Lekarz został spytany o przyczynę zamknięcia oddziału kardiochirurgii. Pojawił się przypadek zakażenia, zachorował noworodek. Zdaniem prof. Skalskiego najbardziej prawdopodobny scenariusz był taki, że wirusa na oddział wniósł któryś z rodziców odwiedzających dzieci.
- Nasz mały pacjent – noworodek po udanej operacji – w bardzo dobrym stanie oczekiwał na wypis. Niestety zachorował na COVID. Na oddziale mógł zarazić się tylko od rodziców – swoich lub innych dzieci, w czasie odwiedzin. Trafił na ECMO, jednak tę ciężką walkę przegraliśmy. Dziecko zmarło. Ku naszej rozpaczy, wiele matek nadal nie szczepi się w czasie ciąży, co może stanowić zagrożenie życia ich dzieci - przyznaje prof. Skalski.
Następstwem tego tragicznego wypadku było zamknięcie oddziału, co dla dzieci oczekujących na operację serca oznacza czasem dramat. Dzieci czekające na operację zwykle powinny być operowane w trybie pilnym. A na oddziale paraliż - mówi profesor.
Lekarz przywołał w rozmowie z Elżbietą Borek dane na temat ilości wykonywanych zabiegów kardiochirurgicznych w trakcie epidemii. Jak mówi, zarówno u dzieci, jak i u dorosłych nastąpił spadek wykonywanych operacji o mniej więcej 30 proc. U dorosłych ten spadek wynosi nawet 40 proc.
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie-Prokocimiu jest jednym z największych ośrodków leczniczych w Polsce, a lekarze oddziału kardiochirurgii wykonują rocznie blisko 500 operacji na sercach dzieci - w tym najbardziej złożone zabiegi z użyciem specjalistycznego sprzętu. Kierownikiem oddziału jest prof. Janusz Skalski.
SW
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Rozmaitości