Istnieje pewne niewielkie, ale realne ryzyko, że na ciele osoby zmarłej na COVID-19, na jej rzeczach, przez pewien czas wirus się utrzymuje. I można się nim zarazić. Dlatego uzasadnione są wszelkie środki ostrożności. Pomysł obowiązkowych kremacji być może jest nieco działaniem nadmiarowym, ale ja bym go nie odrzucał. Na pewno przydałoby się wprowadzić ujednolicone zasady dotyczące pogrzebów w całym kraju – mówi Salonowi 24 dr Michał Sutkowski, szef warszawskich lekarzy rodzinnych.
Pojawił się postulat, by wprowadzić obowiązkowa kremacje osób zmarłych na COVID-19. Bo zwykły pochowek może powodować poważne zagrożenie epidemiologiczne. Czy to uzasadniony postulat?
Dr Michał Sutkowski: Istnieje pewne niewielkie, ale realne ryzyko, że na ciele osoby zmarłej na COVID-19, na jej rzeczach, przez pewien czas wirus się utrzymuje. I można się nim zarazić. Dlatego uzasadnione są wszelkie środki ostrożności, które podejmowane są podczas pochowków osób zmarłych na koronawirusa. Stroje ochronne, specjalne zabezpieczenia. Pomysł obowiązkowych kremacji być może jest nieco działaniem nadmiarowym, ale ja bym go nie odrzucał. Na pewno przydałoby się wprowadzić ujednolicone zasady dotyczące pogrzebów w całym kraju. Bo w różnych regionach różnie to wygląda.
Przeczytaj też:
Najnowszy banknot kolekcjonerski NBP: „Lech Kaczyński. Warto być Polakiem”
Pan mówi o niewielkim zagrożeniu. Są jednak obawy, wyrażane choćby w Internecie, że wirus u ludzi zmarłych może zmutować, a za kilka lat na przykład po jakiejś powodzi uderzyć w znacznie groźniejszej wersji. To realne?
Nie jest to możliwe. Wirus by przetrwać potrzebuje żywego organizmu. I tylko w nim może się namnażać i być groźny. W przypadku zwłok ginie. Choć oczywiście nie od razu. Więc w przypadku osoby, która kichała, kasłała, potem zmarła, przez bardzo krótki czas może jeszcze stanowić zagrożenie. Ale w okresie pogrzebu. Nie ma możliwości, by po kilku latach mógł jeszcze istnieć. Zdecydowanie większym problemem jest wirus w przypadku osób długo przechodzących zakażenie. Na przykład Omikron, czyli najnowszy wariant koronawirusa, który teraz wywołał szereg obaw, najprawdopodobniej powstał w organizmie osoby, która była zakażona wirusem HIV i przechodziła zakażenie bardzo długo. Podobnie było z wariantem delta. A więc zagrożeniem w kontekście potencjalnych mutacji jest długotrwała infekcja. Wirus nie mutuje w ciele osoby zmarłej.
Wspomniał Pan o wariancie Omikron. Czy on faktycznie może być tak bardzo groźny, że zwiększy zachorowalność i jest odporny na szczepionki, czy niekoniecznie – bo druga wersja zakłada, że owszem, zaraza, ale zakażenie przebiega łagodniej?
Za wcześnie jeszcze na jednoznaczna odpowiedz, badania wciąż trwają. Wydaje się, że faktycznie jest bardziej zakaźny, czy łagodniejszy – tu kwestia badan. Określa także one, czy obecne szczepionki na ten wariant wirusa działają. Najprawdopodobniej tak, bo pomimo zwiększenia liczby kolców sama natura tego wirusa się nie zmienia. Wiec szczepionki będą zapewne wciąż skuteczne, może nieznacznie ta skuteczność ulegnie obniżeniu.
Czy w takim razie należy podejmować jakieś kroki w kierunku lockdownów, paszportów covidowych, czy może jednak puścić wszystko na żywioł?
Jeśli miałbym do wyboru – paszport covidowy albo lockdown, wybrałbym zdecydowanie to pierwsze rozwiązanie. Lockdown to ostateczność, przynosi bardzo poważne straty dla gospodarki. Dlatego to, co zrobiono w Austrii, gdzie obostrzenia objęły także zaszczepionych, wydaje się działaniem przesadzonym. Paszport covidowy ograniczyłby prawa niezaszczepionych do korzystania z aktywności, które dla życia nie są niezbędne – chodzenia do teatru, kina, na imprezy masowe. A jednocześnie być może sprawiłby, że część osób zdecydowałaby się jednak na szczepienie.
Przeczytaj tez:
Tusk na konwencji KOD: Polską rządzi tchórz!
Banki znowu ostrzegają. Twoje oszczędności są w niebezpieczeństwie
Ceny wysokie jak nigdy. Inflacja najwyższa w XXI wieku
Inne tematy w dziale Rozmaitości