To 2025 rok jest momentem, w którym Zjednoczona Prawica i PiS mogą realnie stracić władzę – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Anusz, politolog, Instytut Piłsudskiego.
Ostatnie sondaże wskazują na wyraźny spadek poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Opozycji przy tym nie rośnie, choć nieco poprawiło wyniki PSL – wcześnie miało 1-2 proc., teraz 4-7, ale to wciąż na granicy progu wyborczego. Czy ten trend jest już trwały i oznacza powolny koniec partii rządzącej, czy może z uwagi na to, że antypis też specjalnie nie zyskuje, władza Zjednoczonej Prawicy jest niezagrożona?
Dr Andrzej Anusz: Trzeba rozdzielić dwie rzeczy – spadek poparcia i możliwość utraty władzy. Jeśli chodzi o spadek poparcia, to te sondaże przypadkowe nie są. I bez wątpienia mamy już do czynienia z tendencją, która jest trwała. Skutkiem tego stanu rzeczy jest to, że za mało realny możemy uznać scenariusz wcześniejszych wyborów. Przy słabnących sondażach i opóźniających się środkach z Unii Europejskiej partia rządząca na to się nie zdecyduje. Wybory odbędą się więc najprawdopodobniej w konstytucyjnym terminie, jesienią 2023 roku.
Przeczytaj też:
Abstrahując od terminu glosowania, czy PiS utrzyma, czy straci w nich władzę?
Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Prawo i Sprawiedliwość wybory wygra, w sensie będzie mieć największy klub parlamentarny, ale nie będzie w stanie samodzielnie stworzyć rządu. Jeśli tak się stanie, to zacznie się próba budowania koalicji. Zapewne będą rozmowy z Konfederacją, może z częścią Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jeśli tej koalicji nie uda się zbudować, najprawdopodobniej prezydent Andrzej Duda i tak desygnuje na premiera kogoś z PiS. Tłumacząc to tym, że na czele rządu powinien stanąć przedstawiciel zwycięskiej partii.
Tak, jednak tu są trzy kroki konstytucyjne. Kandydat wskazany przez prezydenta może nie uzyskać wotum zaufania. Wtedy w drugim kroku kandydata wybiera Sejm, w trzecim znów prezydent, jak żaden nie uzyska większości, będą wcześniejsze wybory.
Owszem, jednak PiS może wtedy już w pierwszym kroku dogadać się z kimś doraźnie. Na przykład zawierając sojusz z Konfederacją bądź PSL tylko na jedno głosowanie. Albo pozyskać poszczególnych posłów z innych formacji. Szczególnie, że pamiętajmy: to jedno głosowanie ma ogromne znaczenie, natomiast po uzyskaniu wotum zaufania odwołanie rządu jest dosyć trudne. Rząd mniejszościowy przy sprzyjającym prezydencie może rządzić długo.
Tylko prezydent Duda nie będzie rządzić do końca kadencji przyszłego Sejmu czyli do 2027 roku. Wybory prezydenckie będą w 2025. Czyli wtedy może nastąpić kryzys rządów PiS?
Zdecydowanie tak. Bo wybory w roku 2025 będą dla Prawa i Sprawiedliwości bardzo trudne, z racji i spadku poparcia, i zwyczajnego zmęczenia władzą. Ale także dlatego, że wchodzi nowe pokolenie bardziej lewicowo nastawione, a wahadło pójdzie w lewą stronę. Wtedy tak – kandydat PiS może wybory prezydenckie przegrać. I dla PiS może być to punkt krytyczny. To 2025 rok jest momentem, w którym Zjednoczona Prawica i PiS mogą realnie stracić władzę.
Wygranie wyborów prezydenckich, potem parlamentarnych byłoby dla opozycji scenariuszem lepszym, niż zdobywanie władzy teraz, albo w 2023 roku, przy niesprzyjającym prezydencie?
Z punktu widzenia czystej pragmatyki tak, bo w późniejszym terminie można wygrać wszystko. Ale też opozycja nie może sobie pozwolić na to, by nie budować rządu wcześniej, gdyby nadarzyła się taka możliwość. Antypisowscy wyborcy by tego nigdy nie zrozumieli.
Czy jest możliwe przejęcie władzy przez opozycję w tym Sejmie, na zasadzie rządu technicznego i konstruktywnego wotum nieufności?
Bardzo mało realny scenariusz. On miał szansę realizacji wiosną 2020 roku, gdy rozstrzygała się sprawa wyborów prezydenckich, głosowania kopertowego. Wtedy opozycja szansy nie wykorzystała, podobna w tym Sejmie już się raczej nie powtórzy. Szansą są wybory. A najbardziej realnym terminem odsunięcia PiS i Zjednoczonej Prawicy od władzy jest rok 2025.
Przeczytaj też:
Inne tematy w dziale Polityka