Rok 2021. Adam Michnik i Jarosław Kurski z przerażeniem odkrywają, że żyją w kapitalizmie. Nie wiedzą, że to oni sami ten kapitalizm zbudowali.
Wymiana soczystych ciosów pomiędzy naczelnymi „Gazety Wyborczej” a zarządem „Agory” to najciekawszy serial tego sezonu. A może i całej III RP. Każdy nowy odcinek stanowi wielką ucztę. Punkt po punkcie potwierdzają się tu absolutnie wszystkie zarzuty, które środowisku „GW” stawiali przez lata jego krytycy. I to zarówno ci z prawa - od Olszewskiego i Kaczyńskiego po Ziemkiewicza i Karnowskich. Ale także ci z lewa. Od Kowalika, Bugaja i Modzelewskiego. Po Okrasków, Razemków i Śpiewaka.
Aby ułatwić widzom śledzenie tego spektaklu przygotowałem scenariusz miniserialu „Bitwa o Agorę”. Wszystkie wydarzenia są oczywiście prawdziwe. Nie trzeba nawet nic zmyślać ani nawet dramatyzować.
Polecamy:
Premier w podcaście o tarczy antyinflacyjnej: Jest odpowiedzią rządu na inflację
Senator jest za segregacją sanitarną? "Chciałbym wiedzieć, kto w firmie jest zaszczepiony"
Odcinek 1: Za fasadą obrony demokracji
Ubiegły czwartek. Zarząd Agory pisze do dziennikarzy swojego własnego koncernu email. Zarzuca w nim supernaczelnemu Adamowi Michnikowi i pierwszemu zastępcy Jarosławowi Kurskiemu „fasadowe wykorzystywanie” wielkich słów o „obronie demokracji”, „niezależności dziennikarskiej” i „wolności redakcyjnej”. „Jesteśmy zdumieni, że w historycznym tytule, jakim jest »Gazeta Wyborcza«, używa się wielkich słów, by bronić pozycji jednego kolegi” - piszą pracodawcy Michnika i Kurskiego do ich wspólnych podwładnych.
I teraz cofamy się w czasie.
Jest początek lat 90. Wszyscy trochę młodsi. A niektórych jeszcze wcale nie ma w grze. Są za to inni bohaterowie. Dawni sojusznicy i współzałożyciele „Wyborczej”. Jeszcze wczoraj przyjaciele Adama i ferajny. Teraz zwalczani jako „współczesna inkarnacja ONR-u”. Zwalczanie „diabła naszego czasu” oznacza wypalenie do gołej ziemi wszelkich miejsc, gdzie ów diabeł mógł się zagnieździć.
Dziennik „Nowy Świat”, „Życie Warszawy” albo „Tygodnik Solidarność”. Dziś te tytuły albo nie istnieją. Albo są już tylko cieniem siebie sprzed lat. Dlaczego? Czy nie właśnie z powodu częstych wizyt dawnych przyjaciół od Michnika. Wyposażonych w pałki „obrońców demokracji” i „walki z nacjonalizmem”.
Teraz skok do początków nowego stulecia. Pamiętacie, jak niemiecki koncern Axel Springer (właściciel „Newsweeka”, „Faktu” i „Dziennika”) zaczął się na polskim rynku rozpychać i podgryzać potęgę „Gazety”. Wicenaczelny Piotr Stasiński nie waha się mówić wtedy o „Der Dzienniku”. A redaktorzy „axlowskich mediów” regularnie oskarżani bywają o wszystkie wyżej wymienione „-izmy”. Z antysemityzmem włącznie. Co oczywiście miało dotrzeć do uszu niemieckich właścicieli. I docierało. Niemcy zareagowali. W „Newsweeku” zapanował porządek. „Dziennik” sprzedali.
I już jesteśmy w naszych czasach. Oto środowiska prawicowe naruszają monopol mediów liberalnych przy pomocy wspieranych państwowymi pieniędzmi projektów. Michnik wraca z przedwczesnej emerytury. Przypina sobie zakurzone skrzydła husarza i zaczyna przypuszczać szarszę za szarżą. Znów jednak zamiast „nie zgadzamy się z nimi” w ruch idą sprawdzone maczugi. GW, TOK FM i pozostałe orientujące się na nich media liberalne dzień i noc mielą przekaz o „podłości”, „niszczeniu demokracji”, „wolnych sądach”, „polexicie”.
To, co zawsze w Michniku irytowało najbardziej (i co zdołał po sobie w DNA „Wyborczej” pozostawić) to ich groteskowa wręcz świętoszkowatość. Ta nieznośna łatwość z jaką sięgało się i sięga nadal na Czerskiej po najświętsze wielkie słowa. I lekkość z jaką wchodzą na najwyższe C. Większość powiedziałaby „nie zgadzam się” albo „jestem innego zdania”. Ale nie oni. U nich bez mrugnięcia powieki inaczej myślący staje się „oszołomem”, „nacjonalistą”, „faszystą”, „antysemitą”, „podłym nienawistnikiem”. I w ogóle człowiekiem (czy jeszcze człowiekiem?), któremu nie podaje się ręki. A jak idą ulicą to należy jak najszybciej przebiec na jej drugą stronę. Choćby i pełna była rozpędzonych samochodów.
Ten trick Michnik i jego wierni wychowankowie stosowali setki razy. I to nie tylko do tego, by udowodnić swoją rację w sporze publicystycznym. Po hasło obrony wolności i demokracji „Wyborcza” sięgała także wówczas, gdy było to potrzebne do obrony i rozbudowy swojego monopolu na rynku idei i medialnych opinii.
Aż wreszcie nadszedł rok 2021. I w czwartek zarząd Agory napisał do dziennikarzy swojego własnego koncernu email. Zarzucił w nim Michnikowi i Jarosławowi Kurskiemu „fasadowe wykorzystywanie” wielkich słów o „obronie demokracji”, „niezależności dziennikarskiej” i „wolności redakcyjnej”. „Jesteśmy zdumieni, że w historycznym tytule, jakim jest »Gazeta Wyborcza«, używa się wielkich słów, by bronić pozycji jednego kolegi” - napisali pracodawcy Michnika i Kurskiego.
Serio zdumieni? Przecież to jest dokładnie modus operandi stosowany przez „Wyborczą” przez lata. Stosowali go żeby eliminować stojących im na drodze przeciwników politycznych i biznesowych. Agora tej strategii zawdzięcza swoją potęgę. A zarząd swoją pozycję. Niech teraz nie udają zdumionych.
Odcinek 2. Nosił wilk razy kilka
Redaktor Jerzy Wójcik zwolniony przez zarząd Agory. Ale nic to. Michnik z Kurskim piszą na łamach „Gazety”, że nie przyjmują tego do wiadomości. W końcu „Wyborcza” to jest ich dziecko. Nieważne, że ją dawno temu wprowadzili na giełdę! Nie z nimi takie numery.
I znów flashback. Do roku 2011. Albo do 2014. Albo do 2016. Albo do innego dowolnego okresu z ostatniej półtorej dekady. Do czasu, gdy z Agory - tak jak dziś Wójcika - zwolniono setki ludzi. Dziennikarzy, redaktorów, korektorów, grafików i drukarzy. Często takich, dla których praca w „Gazecie” była sensem całego zawodowego życia. Z tamtymi ludzi zarząd też się nie patyczkował. Jak trzeba było postraszyć chronionych prawem działaczy związkowych to koncern się nie wahał. Jeśli, ktoś nie zna tych historii znajdzie je tu https://www.salon24.pl/newsroom/1145655,pilna-michnik-z-kurskim-odkryli-ze-pracuja-w-agorze Fakty i liczby są znane.
A teraz przenosimy się do gabinetów naczelnych „Wyborczej”. Czy publikują płomienne teksty w obronie zwalnianych? Czy nie przyjmują do wiadomości decyzji zarządu? Nie. Michnik zajęty jest czytaniem Mandelsztama. No i musi przecież przypomnieć - pod raz nie wiadomo który - sprawę Dreyfussa na łamach „Świątecznej”. Bez tego Polska się zawali. Kurski walczył z Kaczyńskim, Ziobrą, Giertychem i Lepperem.
Powrót do roku 2021. Michnik i Kurski drą szaty. Nie przyjmują do wiadomości decyzji zarządu. Martwią się „komercjalizacją mediów”. Odkrywają, że „nie zawsze to, co się opłaca akcjonariuszom, jest korzystne dla redakcji”. Gdy zarząd - w odwecie za nagłośnienie sprawy Wójcika w „Gazecie” - wyciąga im, że domagali się przywilejów wyłącznie dla siebie nazywają to „zatrutymi zdaniami”.
I nawet chciałoby się stanąć po ich stronie. Podpisać pod tezą o konflikcie „dyktatu excela” (zarząd) z motywowanymi etosem „ojcami założycielami” (naczelni). Tylko jakoś - cholera jasna - ciężko to zrobić, wiedząc jak wyglądały w Agorze te relacje pracownicze w ostatnich 15 latach.
Odcinek 3: Chcieliście kapitalizmu? To go macie
Adam Michnik w roku 2021. Broni zwolnionego kolegi. Ciska gromy na komercjalizację mediów. Obawia się, że wraz z wyborczą zniknie ostatni bezpiecznik demokracji. Zaraz wezwie lud Warszawy do wyjścia na barykady. W końcu nie wolno milczeć, gdy dzieje się draństwo.
A teraz ten sam Michnik w roku 1989. Gdy rozpina parasol ochronny nad balcerowiczowską terapią szokową. Jednocześnie swym autorytetem dokonuje symbolicznego odpuszczenia grzechów postkomunie. Tak „Wyborcza” staje się fundamentem ładu społeczno-ekonomicznego III RP. Opartego na uwłaszczeniu nomenklatury („szlachetne!”), dopuszczeniu wzrostu nierówności („konieczne!”) i wycofaniu państwa z udziału w gospodarce („nieuniknione!”). A każdego, kto ośmiela się powątpiewać w sensowność tego kursu niszczy się bez litości.
Potem jest podobnie. Przez cały okres III RP Michnik i jego przyboczni wspierają najbardziej liberalne kwestie i tematy. Kolejne powroty Balcerowicza, deformy rządu Buzka, liberalny zwrot Millera, przeistoczenie SLD w Unię Wolności bis. Niezliczone teksty w „Gazecie” piętnują związki zawodowe jako „przeżytek”, prawa pracownicze jako „hamulec wzrostu”, a Kartę Nauczyciela jako „abberację”.
Oczywiście nie zawsze robią to osobiście Michnik z Kurskim. Z biegiem czasu przez „Gazetę” przewija się wielu autorów proponujących inne myślenie. Nigdy nie pozwala się im jednak rozwinąć skrzydeł. Czasem się ich wręcz brutalnie wycina. Jeśli jednak istnieje w mediach jakaś odpowiedzialność kierownictwa za tzw. linię redakcyjną to powinna ona być właśnie udziałem wspomnianych gentlemanów. To oni - swoją publicystyką - zaprojektowali nam taką, a nie inną Polskę. To dzięki nim (a był czas, że byli bardzo potężni) taki mamy klimat. I jeśli dziś korporacja giełdowa Agora zwalnia redaktora Wójcika, bo tak im się podoba to swoją część winy ponosi za to Adam Michnik. A także jego „wieczny pierwszy” Jarosław Kurski.
Odcinek 4: Epilog
Lata 90. „Gazeta Wyborcza” jest miejscem dokonania wiekopomnego odkrycia. To tu powstaje „cancel kulturę” Kultura gumowania kogoś za poglądy i postawy. Innowacja powstaje na długo zanim stanie się popularna w szerszym obiegu. Wyroki wykonuje zapatrzone w „Adama” środowisko liberalnej warszawskiej inteligencji. Pierwsi dostają ci, co próbują Michnikowców za to krytykować.
Ale czasy się zmieniają. Rok 2021. Dziś nie trzeba już nawet Michnika i jego ferajny specjalnie męczyć krytyką. Starczy skoczyć po piwo oraz chipsy. I patrzeć jak rezydenci biurowca przy ulicy Czerskiej się wzajemnie rozszarpią. Bo wart jest Pac pałaca, a pałac Paca.
Koniec.
Rafał Woś
Czytaj dalej:
Rodzice mają powody do niepokoju. Czarnek zdradził, co z ograniczeniami w szkołach
Nowy wariant koronawirusa, panika w wielu krajach. Może być nie do zatrzymania
Wirusolog: Jeśli nie zaszczepimy 32 milionów Polaków, to pandemia będzie trwać
Nowelizacja ustawy o ochronie granicy przyjęta. Jak głosowali senatorowie?
Morawiecki: Wielka Brytania jest z nami właściwie na tej samej długości fali
Inne tematy w dziale Polityka