Rosja jest zainteresowana destabilizacją Unii Europejskiej, Władimir Putin realizuje swoją politykę poprzez Aleksandra Łukaszenkę. Jeśli pokażemy, że jesteśmy twardzi i potrafimy ze sobą współpracować, to może ich zniechęcić do agresywnych działań - uważa Marcin Przydacz.
Dyplomacja kontra pizza
Wiceszef MSZ był gościem Sławomira Jastrzębowskiego w programie "Jastrzębowski wyciska". Wielokrotnie powtarzał, jak ważne są zabiegi dyplomatyczne premiera Mateusza Morawieckiego i rządu, aby umiędzynarodowić sprawę kryzysu imigracyjnego na granicy z Białorusią.
Zdaniem Przydacza to się udało. W kwestii ochrony granic poparła nas cała Unia oraz państwa NATO. Ale konieczna jest dalsza współpraca przekładająca się na konkretne działania.
Zobacz rozmowę:
Wiceminister pozwolił sobie na kąśliwą uwagę pod adresem opozycji, że podczas gdy jej posłowie "biegali z pizzą na granicę", to rząd prowadził aktywne zabiegi dyplomatyczne, które przyniosły efekt w postaci poparcia naszych partnerów zagranicznych. To, że w sprawę konfliktu na granicy zaangażowała się Angela Merkel czy Emmanuel Macron to zdaniem Przydacza nie skutek listu Donalda Tuska, tylko "efekt naszej działalności".
Mamy ciężkie czasy
Marcin Przydacz nie zgodził się ze stwierdzeniem, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej się uspokoiła. Jego zdaniem naiwnością jest twierdzić, że konflikt jest zażegnany. Łukaszenka częściowo się wycofał, ale sytuacja dalej jest niestabilna. Mamy bowiem do czynienia z napiętą sytuacją na Ukrainie, presją Rosji i Białorusi w kwestii gazu czy atakami w cyberprzestrzeni. - Mamy ciężkie czasy - zauważył przedstawiciel rządu.
Pytany przez Sławomira Jastrzębowskiego o możliwe scenariusze na granicy, Przydacz odpowiedział, że jest ich dużo. Jeden jest taki, że Łukaszenka, a właściwie Putin, podejmie decyzję, że koszt prowadzenia agresywnych działań (skutek nałożenia sankcji gospodarczych) przewyższa korzyści z nich wynikające. Drugi scenariusz jest taki, że Łukaszenka będzie dalej chciał prowadzić takie działania wiedziony chęcią destabilizacji granicy na rzecz polityki rosyjskiej, ponieważ Rosja jest zainteresowana destabilizacją Unii Europejskiej. - Jeśli nasza współpraca będzie twarda, to może ich zniechęcić - powiedział wiceszef MSZ.
Wizyta premiera w państwach nadbałtyckich
Wczoraj premier Mateusz Morawiecki odwiedził trzy bałtyckie stolice. W każdej był dość krótko. - Co można załatwić w godzinę? - zapytał prowokacyjnie Sławomir Jastrzębowski. Przydacz odpowiedział, że celem tych wizyt było umacnianie regionalnej koalicji, aby w przyszłości rozmawiać z partnerami zachodnimi. - Z Bałtami mamy spójny ogląd sytuacji na sytuację na granicy z Białorusią. Chodziło o danie sobie mandatu na wspieranie się - tłumaczył Przydacz. Z tym mandatem premier teraz jedzie na spotkanie z Grupą Wyszehradzką, a minister Rau na spotkanie z rumuńskim szefem MSZ, a w dalszej kolejności na rozmowy z przywódcami państw Europy zachodniej. - Najpierw region, potem zachód - wielokrotnie podczas rozmowy akcentował wiceminister.
Na pytanie o dalsze plany dyplomatycznych wizyt Przydacz zdradził, że na liście jest Londyn, a co dalej, to rząd będzie informował, gdy spotkania zostaną umówione.
Współpraca z Niemcami
Pytany o ocenę ustępującej kanclerz Angeli Merkel i nadzieje związane z nowym kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem Przydacz unikał jednoznacznej odpowiedzi. Mówił, że ma do Merkel stosunek ambiwalentny. Z jednej strony podejmowała szereg decyzji które były trudne do zaakceptowania z punktu widzenia regionu wschodniego. W tym kontekście wymienił gazociąg Nord Stream 2. W niektórych aspektach natomiast miała zdrowe podejście do polityki wschodniej i była partnerem, z którym można było prowadzić rozsądną rozmowę - tu wskazał na zrozumienie przez Merkel kwestii kryzysu na granicy.
- Niemiecki kanclerz działa na rzecz interesu niemieckiego - zauważył Przydacz. - Jeśli Niemcy nas popierają, to dobrze, jeśli nie - to niedobrze - dodał.
O Scholzu powiedział tyle, że jest świadom, że socjaldemokraci prowadzili inaczej wschodnią politykę niż chadecja, którą reprezentowała Merkel. - Musimy być świadomi ryzyka, że może nastąpić zwrot stronę Moskwy - powiedział.
Czy będzie wojna?
Na granicy rosyjsko-ukraińskiej następuje duża koncentracja wojsk. Amerykański i ukraiński wywiad mówią o ryzyku wojny. Na pytanie, jak świat i Polska zareagują na wojnę, Przydacz potwierdził, że ryzyko destabilizacji we wschodniej części naszego kontynentu jest duże. Tu niepokojące informacje spływają od partnerów, ale nasze źródła też o tym informują. - Mam nadzieję, ze nie dojdzie do działań czysto "kinetycznych", czyli zbrojnych - powiedział Przydacz.
Zdaniem wiceszefa MSZ Putin testuje jedność UE, stąd konieczność utrzymania spójności w regionie oraz UE i NATO, stąd taka duża aktywność premiera.
- Jaka będzie reakcja kolektywnego zachodu, tak Putin będzie prowadził swoją politykę - uważa Przydacz. - Jeśli będziemy wysyłać twarde sygnały, że będzie reakcja na jego agresywną politykę, że nie damy się podzielić, że będą możliwe sankcje, że będziemy budować dalej dywersyfikację nośników energii w duchu uniezależniania od Rosji, to być może Moskwa wycofa się ze swojej agresywnej polityki. My jako Polska jesteśmy do tego gotowi, mamy też zapewnienia z regionu, kluczowa oczywiście będzie decyzja Zachodu. Jest jeszcze moment, żeby zatrzymać tę agresywną politykę Władimira Putina i nad tym dzisiaj pracujemy - zapewnił gość programu "Jastrzębowski wyciska".
red.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka