Wczoraj znów doszło do prawie 200 prób nielegalnego przekroczenia granicy białorusko-polskiej. W Dubiczach Cerkiewnych grupy migrantów usiłujące wedrzeć się do Polski były bardzo agresywne. Szef MON Mariusz Błaszczak mówi o nowej metodzie ataku na polską granicę.
Nowa metoda forsowania granicy
W piątek doszło do 195 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Funkcjonariusze SG wydali 82 cudzoziemcom postanowienia o opuszczeniu terytorium naszego kraju. Zatrzymano 5 cudzoziemców – przekazała w sobotę na Twitterze Straż Graniczna.
- Teraz metoda została przyjęta trochę inna przez migrantów i przez służby białoruskie, bo nie ulega żadnej wątpliwości, że te ataki są kierowane przez służby białoruskie, a więc metoda polegająca na tym, że mniejsze grupy ludzi próbują sforsować granicę w wielu miejscach – powiedział szef MON Mariusz Błaszczak w rozmowie z RMF FM.
Gaz, petardy i kamienie w Dubiczach Cerkiewnych
Na odcinku ochranianym przez placówkę w Dubiczach Cerkiewnych było kilka prób siłowego forsowania granicy. Rozpoczęły się one w piątek po godz. 16.00.
- Największa była dwustuosobowa grupa, pozostałe liczyły po kilkadziesiąt osób. W rezultacie 24 osobom udało się przejść kilkanaście metrów na terytorium Polski. Osoby zostały zatrzymane, pouczone o obowiązku opuszczenia Polski i zaprowadzone do linii granicy – powiedziała ppor. Anna Michalska.
Podkreśliła, że osoby te były bardzo agresywne. - Rzucanie kamieniami, petardami, rzucanie kładek przez concertinę. Był również użyty gaz łzawiący – opisała rzecznik SG.
Przekazała, że wezwano karetkę pogotowia do trzyosobowej rodziny z ośmiomiesięczną dziewczynką. - Ktoś użył w jej kierunku gazu po białoruskiej stronie. Kobieta z dzieckiem są w szpitalu, nic nie zagraża im zdrowiu. Mężczyzna znajduje się w placówce SG, zaplanowano czynności z udziałem tłumacza, prawdopodobnie będzie składać wniosek o ochronę międzynarodową – dodała rzecznik SG.
Zniszczone policyjne auta
Spora grupa migrantów próbowała również przekroczyć granicę polsko-białoruską w okolicach Starzyny (powiat hajnowski). Interweniowała policja i wojsko. Migranci obrzucili funkcjonariuszy kamieniami. Żaden z interweniujących policjantów nie odniósł obrażeń, ale uszkodzone zostały dwa pojazdy policyjne.
Na przekazanych mediom zdjęciach widać, że w jednym radiowozie wybita jest boczna szyba. Na drugim są liczne wgniecenia z boku pojazdu. W interwencji brało udział ponad 60 policjantów.
Kryzys na granicy nie skończy się szybko
- Musimy się przygotować na to, że ten problem będzie istniał przez miesiące – komentował Mariusz Błaszczak. - To jest scenariusz rozpisany na czas długi – dodał.
Zapytany, co stanie się, jeśli konflikt na granicy się zaostrzy i padną strzały, Błaszczak odpowiedział: - Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze.
- Na granicy polsko-białoruskiej jest 12 tys. żołnierzy Wojska Polskiego plus 3 tys. w odwodzie, są siły policyjne, jest Straż Graniczna" – przypomniał. "Jesteśmy przygotowani do tego, żeby ataki odeprzeć – zapewniał.
Błaszczak, pytany o ewentualność szturmu migrantów na granicy Polski z Ukrainą, odparł, że "jest takie zagrożenie".
- Chcę podkreślić, że to wynika z tego, że granica polsko-białoruska jest szczelna. Mimo tych wszystkich ataków, mimo tych niemądrych pomysłów tworzenia jakichś korytarzy. Takie pomysły tylko przyciągają kolejne fale migracji – powiedział minister.
Dopytywany, czy przyjdzie taka konieczność, że trzeba będzie budować zaporę również na granicy polsko-ukraińskiej, Błaszczak odpowiedział: "Mam nadzieję, że nie". Dodał jednak, ze "musimy być przygotowani na to, że cały proces ataku hybrydowego będzie trwał miesiące".
- On szybko się nie skończy. Widać to po postawie reżimu białoruskiego, który niewątpliwie utrzymuje się przy władzy tylko dlatego, że ma wsparcie Kremla – powiedział Błaszczak.
ja
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka