PiS postawił wszystko na jedną kartę. I wygrał. Zainwestował w marsz w dniu Święta Niepodległości, podczas gdy opozycja zainwestowała w próbę jego zablokowania.
"To jest Marsz Nienawiści. Przerażające obrazy, hejt w czystej formie. A organizuje to polskie państwo. Przerażające" - napisał wczoraj na Twitterze Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny portalu Onet.
U wielu komentatorów narracja była gotowa, zanim MN się zaczął. Marsz narodowców, troglodytów, skrajnie prawicowych i niebezpiecznych osobników, którzy zionęli nienawiścią do Unii Europejskiej i imigrantów, a to wszystko firmował PiS. Gdyby ktoś nie brał udziału w Marszu Niepodległości i tylko czytał lub oglądał doniesienia części mediów, to nigdy nie odważyłby się wybrać 11 listopada na Rondo Dmowskiego. Zbyt duże ryzyko utraty zdrowia, a może nawet życia.
Przeczytaj też: Manifestacja Koalicji Antyfaszystowskiej w Warszawie. "Za Wolność Waszą i Naszą!"
Na szczęście to tylko bajki z mchu i paproci. Rzeczywistość okazała się bardziej optymistyczna. W tym roku nawet huk petard nie był tak wszechobecny jak w ubiegłych latach, a próby prawnego zablokowania marszu przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, tylko zmobilizowały Polaków do wzięcia w nim udziału. Można założyć, że frekwencja - jak podają organizatorzy 150 tys. ludzi - to jedyny sukces włodarza stolicy, choć pewnie nie będzie go świętował.
Podczas MN najwięcej zależy zawsze od policji, dlatego - gdy PiS upaństwowił marsz - można było mieć pewność, że nic złego w tym roku się nie wydarzy. Władza wzięła na siebie ogromną odpowiedzialność, nie posiadając przy tym kontroli nad każdym ze 150 tys. uczestników.
PiS postawił wszystko na jedną kartę. I wygrał, choć jego liderzy na wszelki wypadek nie wzięli udziału w marszu, gdyby coś poszło nie tak. Po marszu mogli odetchnąć z ulgą, bo obyło się bez większych incydentów.
Spokojny przebieg wydarzenia i uśmiechnięte twarze uczestników to coś czym PiS będzie mógł chwalić się w przyszłości, w kampaniach wyborczych, a jednocześnie atakować opozycję, na czele z PO, brakiem wrażliwości patriotycznej i próbą blokowania Polakom możliwości do świętowania. Frekwencja to dodatkowy atut, na tyle duży, że ratusz poddał się i nie chciał nawet próbować zliczyć uczestników patriotycznego marszu. Zamiast tego wiceprezydent Warszawy Aldona Machnowska dolała oliwy do ognia, podając w mediach społecznościowych wpis, w którym nazwano Polaków "je*anymi psychopatami". Skandaliczna sytuacja.
Śmiało możemy założyć, że tak nie jest. Wspomniany wpis Bartosza Węglarczyka wyklucza się z wymownym fragmentem z relacji Onetu, podczas którego reporter portalu rozmawia z czarnoskórym uczestnikiem MN. Możemy usłyszeć, że James nie doświadcza rasizmu, tylko miłości w Polsce, a Polska to najlepszy kraj w Europie. Pochwały płyną też w kierunku samego eventu.
Na trasie marszu spotkałem kilku polityków, jak choćby byłych posłów Kukiz’15, Jarosława Porwicha i Andrzeja Kobylarza, czy też Jacka Ozdobę i Mariusza Kałużnego z Solidarnej Polski, a także lidera Konfederacji, Krzysztofa Bosaka. W oczach niektórych komentatorów to pewnie "faszyści", bo tak najwygodniej nazywać rodaków, którzy chcieli tego dnia okazywać swoją miłość do ojczyzny.
Takich "faszystów" na trasie marszu było wielu. Wielodzietne rodziny, pary w każdym wieku, seniorzy, Azjaci, czarnoskórzy obywatele Polski, którzy jak na złość nie byli tego dnia ofiarami rasizmu. Piszę to z przekąsem, bo to tylko wyobrażenie ludzi, którzy nigdy nie poszli na marsz i mają o nim mylne zdanie.
Czy zdarzyły się jakieś incydenty? Tak. Spalono zdjęcie Donalda Tuska, flagę Niemiec, uwieczniono dwóch młodych mężczyzn, którzy oddawali mocz w miejscu publicznym, a do rangi dużej afery urosło przejęzyczenie Roberta Bąkiewicza, który powiedział o krużganku oświaty, zamiast o kaganku. Pojawiły się też nieodpowiednie transparenty, a nawet okrzyki. Było też trochę pijanych osób, słychać było też wulgarne przyśpiewki w kierunku PiS i jednej ze stacji telewizyjnych, ale nic więcej negatywnego nie da się wycisnąć z marszu, który okazał się sukcesem organizatorów, pod co podłączył się również PiS.
Na pewno nie był to marsz 150 tys. narodowców, którzy zionęli nienawiścią do kogokolwiek, tylko w przeważającej większości zwykłych Polaków, którzy przyszli świętować z rodzinami i przyjaciółmi Święto Niepodległości.
Nie dla każdego było to do przełknięcia. Wystarczą dwa nagłówki.
"Spokojny Marsz Niepodległości. Ale nie ma się czym cieszyć" - Onet.
"Marsz Niepodległości był spokojny. I właśnie to powinno nas martwić" - Krytyka Polityczna.
Marcin Dobski
Czytaj też:
"Wyborcza" blokuje komentowanie tekstów o imigrantach. "Hejt i brak merytoryczności"
Tureckie linie nie będą przyjmować na pokłady imigrantów. To cios dla Łukaszenki
Orędzie prezydenta Andrzeja Dudy z okazji Narodowego Święta Niepodległości
Inne tematy w dziale Polityka