Na początku 2017 roku Wyborcza opublikowała artykuł dotyczący kontroli przeprowadzonej w pszczyńskim szpitalu. Z informacji w tekście wynika, że był on w opłakanym stanie do tego stopnia, że NFZ nałożył na placówkę ponad milion złotych kary.
W szpitalu w Pszczynie chorzy byli często pozbawieni opieki lekarza i pielęgniarki. Nie ma toalet dla niepełnosprawnych, a przyłącza gazów potrzebnych do ratowania życia były popsute, albo okazywały się atrapą - pisała Wyborcza na początku 2017 roku.
Kontrola NFZ
Wyborcza już na samym wstępie zaznacza, że Szpital w Pszczynie, od 2010 roku jest dzierżawiony przez spółkę Centrum Dializa z Sosnowca, jest jedną z najczęściej kontrolowanych przez NFZ placówek w województwie. Tekst Wyborczej z 2017 roku dotyczył m.in. kontroli w jaki sposób szpital zapewnia obsadę lekarską na dyżurach. Określenie, że nie wypadła ona najlepiej jest mocnym eufemizmem.
NFZ skontrolował pracę lekarzy, pielęgniarek i sprzęt szpitala. Latem 2016 przez prawie miesiąc oddział geriatrii w ogóle nie przyjmował chorych, nie zgłaszając tego nikomu. Brakowało tam lekarzy, w sumie przez ponad 40 dni nie było też ani jednej pielęgniarki do opieki nad pacjentami - grzmi Wyborcza sprzed czterech lat. Dalej robi się jeszcze gorzej.
Zobacz: Wyborcza zapomniała o własnej publikacji o szpitalu w Pszczynie? Pytam Redakcję
Na intensywnej terapii przez kilkanaście dni dyżurował tylko jeden lekarz, choć powinno być dwóch. Na chirurgii ogólnej też zdarzało się, że pracował tylko jeden lekarz, choć szpital zapewnił NFZ, że zatrudnia tam czterech specjalistów - czytamy dalej.
Tragedia na ginekologii
Jak się również okazuje, w marcu 2016 roku przez pięć dni na chirurgii nie było żadnego lekarza. Braki w kadrze dotyczyły również neurologii - liczba dyżurujących lekarzy neurologów była za mała. Ponadto w styczniu, lutym i maju zdarzały się dni, kiedy przez kilka lub kilkanaście godzin nie było ani jednego [neurologa].
Co istotne dla wydarzeń bierzących bardzo istotne problemy wykryto również na ginekologii, gdzie brakowało dyżurnych:
Noworodki zostawały na wiele godzin bez opieki, bo lekarki schodziły do poradni - czytamy.
W sytuacji, kiedy brakuje personelu, nie dziwi, że dokumentacja medyczna prowadzona jest w szpitalu byle jak i niechronologicznie. Dotyczy to m.in. bloku porodowego i operacyjnego - pisze dalej Wyborcza.
Zobacz: Czarzasty: Śmierć będzie tańczyła, kobiety umierały. A PiS będzie się cieszyć
W szpitalu nie działał również sprzęt: na oddziale ginekologiczno - położniczym jedno przyłącze tlenu i jedno przyłącze próżni (gazy potrzebne do ratowania życia) to atrapy, a inne przyłącze próżni nie działa.
Na sali porodowej również nic nie działało, tak jak powinno. Popsute też było jedno przyłącze tlenu na internie i trzy z czterech przyłączy próżni na intensywnej terapii - czytamy.
- To wręcz niebezpieczne dla pacjentów - komentował wówczas Jerzy Szafranowicz, szef śląskiego NFZ.
Od kontroli do kontroli
Według informacji Wyborczej szpital nic nie robił sobie z kolejnych kontroli przeprowadzonych w placówce - nie wydzielono izolatek, toalet dla niepełnosprawnych. Łóżka intensywnej opieki również nie zostały doposażone. Sprzęt w szpitalu nie przeszedł koniecznych przeglądów technicznych.
Na wielu oddziałach było więcej łóżek, niż szpital zgłaszał. I nie chodzi o dostawki, skoro na neurologii rzeczywista liczba łóżek wynosiła 18, podczas gdy powinno być 10, a na ginekologii stało 29 łóżek, choć szpital deklarował, że ma miejsce na 19 - czytamy.
Przez wszystkie te niedociągnięcia na szpital została nałożona kara w wysokości 1,1 miliona złotych - 4 proc. wartości kontraktu w kontrolowanych obszarach działalności szpitala.
WP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo