Półtora roku to szmat czasu. Tyle bez piłki wytrzymał Ryszard Tarasiewicz. Po zwolnieniu z GKS Tychy w marcu 2020 roku, legendarny piłkarz a potem trener Śląska Wrocław, dopiero niespełna dwa tygodnie temu wrócił na ławkę. Został opiekunem pierwszoligowej Arki Gdynia: - Drużyna ma potencjał. A miasto i klub zasługują na Ekstraklasę. O to walczymy – deklaruje w rozmowie z Piotrem Dobrowolskim „Taraś”.
Salon24.pl: Dwa zwycięstwa w dwóch pierwszych meczach. Ryszard Tarasiewicz opanował kryzys, który trawił Arkę?
Ryszard Tarasiewicz: - Nie wiem czy w tym przypadku można w ogóle mówić o kryzysie. Arka po prostu wpadła w mały dołek. Ale nie da się ukryć, że dla trenera, który przychodzi do klubu to bardzo ważne, że wyniki pierwszych spotkań pokazują, że drużyna słucha i przede wszystkim rozumie to co mam jej do przekazania. Z Resovią (2:0) zagraliśmy tak jak sobie to ułożyłem w głowie, ale mnie bardzo cieszy fakt, że pokonaliśmy Lechię Zielona Góra (1:0) w Pucharze Polski. To o tyle istotne, że w tym spotkaniu nie wystąpił żaden zawodnik z tych, którzy na Resovię wszyli w podstawowym składzie. To pokazuje, że mój pomysł na grę trafił również do graczy dopiero walczących o miejsce w podstawowej jedenastce.
Czytaj: „Wiadomości” TVP o przemocy w Szwecji. Reportaż zilustrowano materiałami z serialu Netflix
S24 - Tracicie dziesięć punktów do liderującego w tabeli Widzewa i pięć do drugiej Miedzi. Waszym celem są baraże o awans do elity?
- Walczymy o bezpośrednią promocję do Ekstraklasy, czyli zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc. Baraże to zawsze niewiadoma. Jest jeden mecz, decyduje dyspozycja dnia. W poprzednim sezonie faworytami do wygrania dodatkowych spotkań były ekipy ŁKS-u i Tych, a wszystkich pogodził Górnik Łęczna. Lepie uniknąć niepotrzebnego ryzyka. Zresztą do końca sezonu pozostało jeszcze na tyle dużo meczów, że te różnice punktowe mogą się zatrzeć.
S24 - W czasach gdy występował pan w Neuchatel Xamax szwajcarscy dziennikarze nazywali pana „Maradoną Wschodu”. Słynął pan z piekielnie mocnego uderzenia z dystansu, a pański gol z meczu ze Szwecją na Rasundzie do dziś jest uznawany za jedną z najładniejszych bramek w historii reprezentacji Polski. W Arce ma pan piłkarzy z podobnym młotem w nodze?
- Jest kilku zawodników, którzy lubią i potrafią strzelić z daleka. Deja, Adamczyk, Rosołek, Siemaszko czy młody Milewski. Cała sztuka polega na tym, by sile towarzyszyła precyzja. Dzisiejsze piłki są idealnie skrojone pod strzały z dystansu. Dlatego uczulam i namawiam swoich graczy, żeby próbowali zaskoczyć bramkarzy rywali uderzeniami zza pola karnego, Dla mnie mocne i celne strzały zza pola karnego to sol piłki.
Czytaj: MMA VIP 3: na gali Najmana mężczyzna bił się z kobietą
S24 - Przez półtora roku był pan bez pracy. Jak zatem wyglądał dzień bezrobotnego trenera?
- Traf chciał, że miałem więcej czasu, w momencie, kiedy wprowadzono najostrzejsze ograniczenia związane z pandemią koronawirusa. Siedziałem w domu, oglądałem mecze, jak była okazja to chodziłem na długie forsowne spacery i sporo czytałem. Przede wszystkim mojego ulubionego autora, mistrza horroru Stephena Kinga.
S24 - Jak się panu pracuje z właścicielami Arki, rodziną Kołakowskich. Pańscy poprzednicy w swoich wypowiedziach, między wierszami sugerowali, że szefowie próbowali ingerować w skład personalny zespołu. Jak to jest u pana?
- Reguły są jasne. Za drużynę i zestawienie kadry na mecz, odpowiadam ja. Nikt do niczego mi się nie wtrąca. Ale działamy razem, dużo rozmawiamy z właścicielami, bo wszystkim w klubie przyświeca jeden cel – powrót Arki do Ekstraklasy.
S24 - Spodobała się panu Gdynia, zagospodarował pan się już w mieście?
- Na razie mieszkam w hotelu i jestem na etapie poszukiwania mieszkania. Jak się przeprowadzę, to dołączy do mnie żona. Gdynia jest bardzo urokliwa, to fajne miejsce do życia. Ostatnio trochę wiało, ale wierzę, że ten wiatr od morza poniesienie nas do Ekstraklasy.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Sport