Unia nadmiernie przydusza Polskę w kwestii klimatycznej. Jeśli nie da nam oddechu, to skończy się nową hekatombą polskiego przemysłu i rozbiciem marzeń o sprawiedliwym dobrobycie. Nowym planem Balcerowicza. Zielonym.
Troska o planetę jest piękną i słuszną ideą. Z tą myślą zgadza się dziś przeważająca część Polaków. I to już dawno nieaktualny wyświechtany stereotyp, że kwestię klimatyczną, wyczerpywanie zasobów naturalnych czy bioróżnorodność rozumieją tylko ludzie o poglądach lewicowych albo liberalnych. To już nie te czasy. Dziś to na prawicy tematy ekologiczne najszybciej zyskują na znaczeniu. Kto nie wierzy, niech poczyta książki Jakuba Wiecha albo raporty Klubu Jagiellońskiego o zielonym konserwatyzmie. Łukasz Warzecha - ze swoją pozą na ranczera Teksasu z lat 80 - już dawno nie jest tu wyrazicielem przekonań większości. Trendy są zupełnie inne.
Polecamy:
Najnowszy sondaż CBOS. Duży spadek notowań PiS!
Tusk tak chce ograć PiS w wyborach. Jego pomysł wypali?
Zielony skok cywilizacyjny
Nie jest również prawdą, że Polska przespała ostatnie lata jeśli chodzi o zielone inwestycje. Jest dokładnie odwrotnie. Spójrzcie na liczby. Od lat 90. polskie PKB zwiększyło się 2 i pół raza. Jednocześnie emisja CO2 jest na podobnym poziomie, co wtedy. To znaczy, że udało się w Polsce osiągnąć bardzo duży skok cywilizacyjny. I przynajmniej złapać kontakt z bogatym Zachodem pod względem dobrobytu obywateli. A jednocześnie – i to w przeciwieństwie do tegoż Zachodu, gdy się rozwijał – udało się to zrobić bez nonszalanckiego przerzucania kosztów rozwoju na planetę. Tylko w minionej dekadzie emisja C02 na jednostkę produktu zmniejszyła się w Polsce aż o 1/3.
I wreszcie, to nie jest prawda, że inwestycje w zieloną rewolucję leżą u nas odłogiem. Łączna moc instalacji OZE wzrosła w Polsce z 2,5 GW w 2010 do 14,5 GW w 2021. Krytycy obecnej władzy słusznie podkreślają, że faktycznie w latach 2016-2018 mieliśmy na tym polu stagnację na poziomie ok. 8,5 GW. Ale potem nastąpił szybki rozwój. Bo PiS też nauczył się grać w zielone. Wbrew temu, co mówią jego najbardziej nieprzejednani i impregnowani na fakty hejterzy.
Sfora wygłodniałych tygrysów
Ale trzeba sobie powiedzieć wprost. To, że ktoś (w tym wypadku Polska) stale poprawia swój czas w biegu na 10 km i właśnie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu 60 minut, nie znaczy bynajmniej, że można takiego kogoś wystawić do wyścigu ze sforą wygłodniałych tygrysów. Które go rozszarpią, jeśli nie będzie w trakcie takiego biegu stale poprawiał swojej życiówki.
A tak się właśnie – niestety - dzieje z zieloną rewolucją, którą narzuca nam bardzo energicznie Unia Europejska. A jej tempo doprowadzić nas może do społecznej katastrofy porównywalnej z planem Balcerowicza. I która coraz bardziej będzie działać jak wiadro wody wylane na coraz ładniej nam się hajcujące ognisko poparcia i zainteresowania zielonymi tematami.
I to nie jest czcze gadanie. Popatrzcie na polski przemysł. Tym, co nie wiedzą (albo udają) podpowiadam, że przemysł odpowiada za nasz dobrobytu. Za to czy mamy towary potrzebne do wygodnego życia. Ale także za to, czy są (i jakie są) w kraju miejsca pracy. Przemysł to także wpływy podatkowe ważne w kontekście rozbudowy usług publicznych i państwa dobrobytu. Jeśli przemysłu nie będzie - albo jeśli będzie się kurczył - to wrócimy do ponurych lat postbalcerowiczowskiej smuty. Ludzie będą musieli emigrować. A towary będzie trzeba importować. Co skończy się niechybnie popadnięciem w pełne gospodarcze uzależnienie. Już tam byliśmy. Nie chcemy tam wracać.
Przemysł potrzebuje energii
Przemysł ma jednak tę wredną cechę, że potrzebuje cholernie dużo energii. A podczas produkowania energii tworzy się złe CO2. Aby zmniejszać jego emisję Zachód wymyślił specjalny podatek nazywany „ceną emisji”. Trzeba ją płacić za każdą tonę CO2 emitowaną do atmosfery w procesie produkcji. Podatek ów nie został jednak ustalony na konkretnym poziomie, lecz jego wycenę pozostawiono rynkowi.
Ta wycena wygląda tak, że dekadę temu cena emisji CO2 do atmosfery wynosiła 8 euro za tonę. W 2017 roku przekroczyła 10 euro. Jeszcze rok temu kosztowała 25 euro. Dziś cena sięga 62 euro. A w perspektywie dekady ma dobić do 100 euro.
Ale to nie jest przecież tak, że te ceny stanowią jakieś boskie zrządzenie losu. Wyrok ślepego, ale sprawiedliwego rynku. Nie! Tak działa ten neoliberalny co do swej logiki system, który ma zmuszać kraje do wychodzenia z CO2. Mechanizm jest taki, że im bardziej ambitnymi celami popisują się przed swoimi proekologicznymi wyborcami unijni decydenci, tym droższa robi się emisja.
Ceną emisji w mieszkańców Europy
Oczywiście cena emisji uderza w końcu także mieszkańców Europy. Nie jest to żadna herezja ani żadne straszenie, lecz suche stwierdzenie faktu. Bo przecież tylko dziecko albo kompletnie nieświadomy obywatel może się łudzić, że ratowanie planety odbędzie się bezkosztowo. Problem polega jednak na tym, że podatek od emisji nie uderza równo. Najmocniej bije on biedniejszą nową UE. Czyli kraje takie jak Polska, które mają taki mix energetyczny, jaki mają. I nie powstał on wczoraj na specjalne życzenie Jarosława Kaczyńskiego. Ani nawet za Tuska czy Leszka Millera. Tylko jest efektem naszej historii, naszego poziomu zamożności i naszego położenia geograficznego oraz stanu zasobów naturalnych. Dużo węgla, mało słońca i gospodarka idąca w kierunku OZE. Ale nie będąca Niemcami, którzy ten proces zaczęli już w latach 70. W efekcie energochłonność polskiej gospodarki jest dwukrotnie większa niż średnia UE. A przemysł ciężki - taki jak produkcja stali - stanowi trzon konkurencyjności naszego przemysłu.
I dlatego realizowana w coraz większym pośpiechu i stale przyspieszana zielona agenda jest dla nas zabójczo niekorzystna. Przykład? Unijny Pakiet FiT for 55 zakłada, że w ciągu pięciu lat wygasną zwolnienia z podatku emisyjnego dla wielu ważnych branż. Jeśli połączymy to ze stale rosnącą ceną emisji CO2 (pamiętacie, jak mówiłem, że w ciągu dekady tona przebije 100 euro?) Polska gospodarka zaczyna się dusić. Część kosztów można oczywiście przerzucać na konsumenta. Czego efektem będzie jednak spadek konkurencyjności. Oraz inflacja, która już dziś jest napędzana właśnie przez drożejący prąd. Realnym staje się więc zagrożenie, że polski przemysł nie będzie wyrabiał. I w perspektywie paru lat grozi nam druga fala deindustrializacji. A także stała presja na to, by pieniądze z budżetu trafiały nie na usługi publiczne lecz na osłanianie ludziom podwyżek cen prądu. Znowu krok w tył w rozwoju. Znowu odsuwający się horyzont zbudowania sprawiedliwego dobrobytu dla szerokich mas obywateli.
Zbyt forsowna zielona agenda
Chcemy żyć w kraju, gdzie są wysokie płace? I żeby nam starczało na to, by zadbać o słabszych? Albo ratować się, gdy nadejdzie niebezpieczeństwo. Takie jak covid, krach finansowy czy bardziej konwencjonalne zagrożenie zewnętrzne? Chcemy tego i słusznie, że chcemy. Ale musimy mieć świadomość, że zbyt forsowna dla nas zielona agenda UE nas od tych celów oddala.
I to – powtarzam po raz wtóry – to nie jest kwestia żadnego klimatycznego denializmu. To jest kwestia tempa. Które to tempo nas zabije. Będzie naszą nową terapią szokową.
Aby temu zapobiec potrzebujemy oddechu. Na przykład stawek minimalnych na emisje CO2. A co robi Unia. Chce nam wstrzymać pieniądze na inwestycje. Po części także zielone inwestycje. Unia nie tylko nie daje nam oddechu. Ale wręcz coraz mocniej naciska nam butem na gardło. Czy z troski o klimat? Czy może klimat jest tu pretekstem, by pozbyć się nielubianego rządu PiS? Mnie się wydaje, że to drugie.
I to jest bardzo zła wiadomość. Zła także dla opozycji, która dziś patrzy na energetyczne kłopoty PiSu z uczuciem Schadenfreude. A nie pomyśleliście, że skoro robią tak z nimi, to dlaczego mieliby tak nie postąpić z wami? Jeśli tylko uznają, że nie jesteście odpowiednio grzeczni.
Rafał Woś
Czytaj dalej:
Lech Wałęsa usłyszał zarzuty dotyczące złożenia nieprawdziwych zeznań
Kaczyński ogłosił oficjalnie nowego koalicjanta. "Koniec wstrząsu w Zjednoczonej Prawicy"
Poseł Lewicy: Marsz Niepodległości mógłby pójść inną trasą. Organizatorzy nie są ugodowi
Wałęsa stawił się przed oblicze prokuratora. Chodzi o składanie fałszywych zeznań
Historia polskiego Józefa K. Jak urzędnicy zniszczyli przedsiębiorcę
Inne tematy w dziale Polityka