"Jeśli Polska nie bardzo chce, nie jest też w stanie uchodźców przyjąć, to powinna umożliwić im przejazd do Niemiec. Biskupi mówią o tym pomyśle od lat" – mówi Salonowi24 Jan Rulewski, legendarny działacz opozycji, były senator Platformy Obywatelskiej.
Pierwsze damy III RP mocno wsparły uchodźców, którzy chcą dostać się do Polski. Jak ocenia Pan ten gest?
Jan Rulewski: Od setek lat królowe, a potem pierwsze damy, uczestniczyły w akcjach charytatywnych. To piękny gest serca. I ważne wsparcie dla akcji charytatywnych. Nie zgadzam się ze słowami krytyków, którzy zarzucają paniom, że na tym mieliby zyskiwać ich małżonkowie. Nabijać sobie punkty. Przede wszystkim działalność charytatywna małżonek polityków ma miejsce od lat, więc nie jest to jakiś PR rządzących, ale tradycja. Natomiast w tym wypadku mamy do czynienia z małżonkami polityków już spoza głównego nurtu, byłych prezydentów. To akcja mająca wyłącznie charakter humanitarny.
Przeczytaj też:
Jeśli chodzi o to, co dzieje się na granicy, pierwsze damy dotknęły poważnego problemu. Bo mamy z jednej strony interes państwa, obywateli, kwestię bezpieczeństwa, niemoralne i wrogie działania białoruskiego dyktatora. Z drugiej – tam naprawdę mają miejsce ludzkie tragedie, to dramat humanitarny, wielkie wyzwanie także od strony i wartości humanistycznych, i chrześcijańskich. Pan był działaczem Solidarności, walczył o wolność i prawa człowieka i jednocześnie zasiadał Pan w Senacie RP. Czy te dwie kwestie – bezpieczeństwo i prawa człowieka, można w ogóle pogodzić, jest tu jakieś rozwiązanie?
Oczywiście, że jest. Ja o tym zresztą niedawno pisałem. To rozwiązanie wymyślone we Włoszech, promowane przez polski episkopat. Pomysł korytarzy humanitarnych. Polegałoby to na tym, że jeśli Polska nie bardzo chce, nie jest też w stanie uchodźców tych przyjąć, to powinna umożliwić im przejazd do Niemiec. To dobre rozwiązanie, szczególnie, że w zdecydowanej większości ci uchodźcy wcale nie są specjalnie zainteresowani tym, żeby trafić do nas, chcą przedostać się właśnie na Zachód. Niedawno abp Stanisław Gądecki wspomniał o tym pomyśle, od lat mówią o nim biskupi. Ale nie widziałem, żeby polski rząd jakoś specjalnie palił się do tego pomysłu. Choć na co dzień akurat na biskupów i Kościół się powołuje.
Tu jest jednak taki problem, że nie każdy z tych ludzi, którzy chcą przejść granicę, jest uchodźcą?
Nie każdy, ale jeśli ktoś jest z Syrii, czy z Iraku, to jednak zazwyczaj jest to uchodźca. Bo w tych krajach nadal toczą się działania wojenne, mamy do czynienia z sytuacją tragiczną. Natomiast są tam oczywiście i migranci zarobkowi, na pewno też ludzie podstawieni. Ale właśnie korytarze humanitarne byłyby świetnym rozwiązaniem, bo tam przecież byłaby selekcja. Bezwzględnie pomagać należy chorym i cierpiącym. Dzieciom, kobietom, ludziom starszym. Właśnie uchodźcom z terenów działań wojennych. Rząd polski powinien podjąć rozmowy z krajami zachodnimi, aby przez państwo polskie przerzucić tam tych najbardziej potrzebujących. Na pewno korytarze te musiałyby wiązać się z selekcją. To nie może być tak, że wpuszczamy wszystkich jak leci.
Prawo i Sprawiedliwość od lat głosi, że pomagać trzeba, ale na miejscu - w krajach, gdzie ci ludzie żyją...
Ale korytarze humanitarne absolutnie nie wykluczają takiej pomocy. Natomiast ja zgadzam się z argumentem, że różnice między południem a północą narastają, że Europa nie przetrwałaby masowej wędrówki ludów, gdyby ruszyły wszystkie narody. Dlatego pomagać na miejscu także trzeba. I jeszcze jako senator Platformy Obywatelskiej proponowałem, by w ramach tej polityki, którą lansował PiS, Polska podjęła inicjatywę, by Caritas wspólnie z Czerwonym Krzyżem i Czerwonym Półksiężycem budowały polskie szpitale w Syrii, Iraku, innych krajach, w których te potrzeby są największe. By w pierwszej kolejności trafiały tam dzieci. Proponowałem, by do podatku doliczyć 0,025 proc. dobrowolnej składki, która byłaby przeznaczana na ten cel. Mamy świadomość, że ci najsilniejsi udają się do Europy. Ci najbardziej potrzebujący zostają na miejscu i do nich trzeba kierować pomoc.
Wracając do kryzysu na granicy. Został wprowadzony stan wyjątkowy. Nie dopuszcza się nawet dziennikarzy. Tymczasem nawet w Korei, gdzie jest przerwa w działaniach wojennych i bardzo napięta sytuacja na granicy między dwoma państwami, dziennikarzy się dopuszcza. Czy w Polsce sam stan wyjątkowy jest zasadny, a jeśli nawet, czy nie należało dopuścić do relacjonowania dziennikarzy?
Tu jest to domena prezydenta i rządu. Podlega to oczywiście kontroli. Nie sprzeciwiam się samemu stanowi wyjątkowemu, ale nie wiem, czy wykorzystano wszystkie mechanizmy związane z Unią Europejską. Może należało prowadzić rozmowy z Łukaszenką z jednej i wprowadzać sankcje z drugiej strony. Unia chciała autoryzować działania na granicy poprzez Frontex, Polska pomoc odrzuciła. Agresja Łukaszenki jest oczywiście niewątpliwa. Jednak troszkę szkoda, że nasz kraj pomocy Unii nie przyjął. Także dlatego, że uniknęlibyśmy wrażenia, że jesteśmy jakąś samotną wyspą braku miłosierdzia.
Przeczytaj też:
Kaczyński: Rosja chce odbudować imperium, trzeba wzmocnić polską armię
Nowe porządki w wojsku. Służba będzie mogła być aktywna i pasywna
Szef MON: współpraca z nauką i przemysłem przyspieszy modernizację wojska
Marsz Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy. Jest decyzja wojewody
Inne tematy w dziale Polityka