W niedzielę o 20 nadejdzie czas oddzielenia chłopców od mężczyzn. Czas weryfikacji, prawdy o co Legia gra w tym sezonie w Ekstraklasie. Mistrzowie Polski zmierzą się w Gliwicach z Piastem. Tym Piastem, który w 2019 roku zagrał im mocno na nosie, wręcz upokorzył, kiedy zwyciężył w Warszawie i sięgnął po triumf w lidze, wydawałoby się, zarezerwowany dla teamu z Łazienkowskiej.
Piast-Legia: duża stawka
Tym razem stawka jest równie duża. Jeśli bowiem legioniści przegrają na Śląsku, praktycznie zamkną sobie drogę do obrony tytułu najlepszej drużyny w Polsce. Okaże się, że rozłożenie sił na dwa fronty – rywalizację w lidze i w europejskich pucharach, przerasta możliwości ekipy Czesława Michniewicza. Dotąd warszawianie grę w Ekstraklasie totalnie olewali. Klub mający największy budżet, najlepszych piłkarzy i najbardziej fanatycznych kibiców zbierał baty od kogo popadło. W efekcie po jednej trzeciej sezonu ma na koncie aż sześć porażek w dziewięciu meczach i niemożliwą do ogarnięcia stratę osiemnastu punktów do prowadzącego w tabeli Lecha Poznań.
Czytaj:
KSW 64. Tak zaprezentował się Pudzianowski na tle "Bombardiera"
Świetna seria Lewandowskiego. To robi wrażenie!
LLewandowski z piękną bramką. W końcówce wywołał wściekłość kolegów
Gracze ze stolicy zafiksowali się wyłącznie na rywalizację w Lidze Europy i teraz płacą za to kompromitacją na krajowym podwórku. W Gliwicach albo rzucą na Piasta wszystkie siły i wygrają, albo będą mogli powoli koncentrować się na następnym sezonie, bo ten będzie już stracony…
Latający Miszta
Na starcie z Piastem Legia pojedzie mocno poobijana przez Napoli. Bo jeśli dotąd pocieszeniem dla słabej postawy w lidze, były wyniki w pucharach (wygrane ze Spartakiem i Leicester), to mecz sprzed trzech z Napoli musiał mocno zweryfikować poczucie własnej wartości Mahira Emreliego, Artura Jędrzejczyka i spółki. Pod Wezuwiuszem chłopaki Michniewicza dostali 3:0, a tak między Bogiem a prawdą, powinni wrócić do Warszawy z dwukrotnie większym bagażem straconych bramek. Że tak się nie stało to zasługa młodego bramkarza Cezarego Miszty. 19-latek z Łukowa pięknie zastąpił między słupkami kontuzjowanego Artura Boruca. Grał jak natchniony. Przez 76. minut łapał wszystko. Lejący kolejnych rywali w lidze włoskiej gracze Napoli z bezsilnością i podziwem kręcili głowami nad jego umiejętnościami.
Potem w ciągu kwadransa wszystko się posypało i piłkarze Luciano Spalettiego zrobili swoje, czyli ostatecznie pewnie wygrali, ale nie zmienia to faktu, że Miszta występem w stolicy Kampanii otworzył sobie drzwi do transferu do Serie A. Grał jak rutyniarz, tak dobrze, że z pewnością trafił do notesów obecnych na meczu włoskich skautów.
Mnie w trakcie relacji z tego starcia uderzył jeden obrazek. Dwóch ludzi schodzących po ostatnim gwizdku sędziego do szatni. Obok Miszty kroczył rezerwowy bramkarz stołecznych – Kacper Tobiasz. Szli ramię w ramię, a Tobiasz, który dowód osobisty odbierze dopiero 4 listopada, jak ojciec obejmował starszego o rok kolegę. Tyle w tym uścisku było ciepła, sympatii i współczucia, że aż serce rosło.
Obaj młodzi zawodnicy pokazali, że choć walka o grę na tej samej pozycji może mieć ludzką twarz, odbywać się przy wzajemnym szacunku i z poszanowaniem konkurenta. Chłopaki zwyczajnie się lubią. Widać to było również w ubiegłą niedzielę, kiedy to Tobiasz w meczu z Lechem stał w bramce, a Miszta siedział na ławce. I kiedy w końcówce poznaniacy wykonywali rzut karny, Czarek, mocno trzymał kciuki za Kacpra, i niczym na sprężynach skoczył do góry, kiedy Tobiasz obronił „jedenastkę” Mikaela Ishaka. Obaj golkiperzy Legii pokazali, że można pozostać człowiekiem, nawet kiedy gra się o tak wysoką stawkę, jak przejęcie schedy po Borucu.
Miłosz Kozak - wielki talent
Na drugim biegunie znalazł się Miłosz Kozak, który okazał się małym człowieczkiem a nie kozakiem. Skrzydłowy właśnie stracił robotę w Radomiaku. Absolutnie nie z powodu słabej gry, bo w debiutanckim sezonie radomskiego klubu w Ekstraklasie spisywał się więcej niż przyzwoicie. Radomiak ma z nim rozwiązać kontrakt z powodu rasistowskiego zachowania względem zagranicznych kolegów z drużyny.
Jak twierdzą świadkowie, Kozak był do tego stopnia sfrustrowany faktem, że często traci miejsce miejsce w składzie na rzecz „inastrańców” , że totalnie ich ignorował, nawet się z nimi nie witał. Ponadto podpadł trenerowi Dariuszowi Banasikowi tym, że w trakcie treningowej gierki, zamiast skupić się na uwypukleniu swoich piłkarskich walorów, cały czas miał jakieś uwagi do sędziującego w wewnętrznym sparingu szkoleniowca.
Szkoda, że w takich okolicznościach kończy się przygoda Miłosza z Radomiakiem, bo to fajny chłopak i niezły zawodnik. Tyle, że umiejętność prostego kopania piłki traci znaczenie, kiedy towarzyszy jej zawiść i nietolerancja. Kozak pewnie szybko znajdzie zatrudnienie, jeśli nie w Ekstraklasie to w I lidze. Najważniejsze żeby w bił sobie do głowy, że gra w futbol to naprawdę mikroskopijny wycinek życia, a tak naprawdę liczy się to, kim jesteś, kiedy już zejdziesz z boiska.
Piotr Dobrowolski
Inne tematy w dziale Sport