Przyjechaliśmy pokojowo, w dopuszczalnej przez prawo formie zaprotestować. Mnie tak po ludzku jest przykro, że przedstawia się to w ten sposób, że Solidarność – polski ruch o charakterze niepodległościowym, ważny związek Europy i organizacja, która miała tak ogromny wpływ na historię Europy jest deprecjonowana. Przedstawiana jako „dzicz z Polski” – mówi Salonowi 24 Wojciech Ilnicki, przewodniczący Solidarności w kopalni Turów.
Zorganizowaliście demonstrację w Luksemburgu, pod siedzibą TSUE. Jak pierwsze wrażenia?
Wojciech Ilnicki: Rozmawialiśmy właśnie z mieszkańcami. I mówili nam, że na nasz przyjazd władze ich odpowiednio przygotowywały. Przekazywane im były informacje, że przyjeżdża „dzicz z Polski”, jakaś „dzika Solidarność”. Mówiono mieszkańcom, że powinni chować swoje luksusowe samochody, bo my im te auta z pewnością rozbijemy. Było tysiąc policjantów, którzy pilnowali tego protestu. Otoczyli nas drutem. A przecież w Unii Europejskiej nawet bydła tak się nie traktuje.
Przeczytaj też:
230 ton złota w zasobach NBP. Polska na 11. miejscu w Europie
Są jednak głosy, że o ile protest był nawet zasadny, to jego forma była nieodpowiednia, że padły zbyt ostre sformułowania?
Jakie ostro, my przyjechaliśmy pokojowo, w dopuszczalnej przez prawo formie zaprotestować. Mnie tak po ludzku jest przykro, że przedstawia się to w ten sposób, że Solidarność – polski ruch o charakterze niepodległościowym, ważny związek Europy i organizacja, która miała tak ogromny wpływ na historię Europy jest deprecjonowana. Przedstawiana jako „dzicz z Polski”. Przykro mi też, że nikt z TSUE nie raczył nawet wyjść odebrać petycji.
Jaki będzie następny Wasz krok?
Tu są trzy aspekty. Pierwszy krajowy. Mamy zapowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że Turów nie będzie zamknięty. Tu trzymamy za słowo i chyba ta zapowiedź będzie zrealizowana. Druga kwestia to sprawa Czech. I tu mamy nadzieję że Babisz przestanie być wreszcie premierem. I nowa koalicja w Czechach zmieni podejście do tej sprawy, wierzymy, że uda się wypracować porozumienie. I trzecią kwestią jest TSUE, czyli jak to nazywamy trybunał (nie)Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ta pani sędzia ma bogate doświadczenie rodzinne, jeszcze z czasów generała Franco. Nie wiemy, czego się po tych ludziach spodziewać. Powinna być merytoryczna dyskusja. Jednak skoro przedstawiciele TSUE nie potrafili nawet przyjąć naszej petycji, to obawiam się, że na tym odcinku o tę dyskusję będzie bardzo trudno.
Skoro o merytorycznej dyskusji – co do samego sporu dziś o Turów wszyscy są zgodni, że do zamknięcia kopalni nie powinno dojść, spór jest tylko o to, czy rząd zaniedbał sprawę czy nie. Ale też wielu ekspertów przyznaje, że od węgla w całej Europie będzie się odchodzić. Również Turów i Bełchatów mają być w nie tak znów odległej przyszłości, za 10, 15, może 20 lat zamknięte?
Trend odchodzenia od węgla jest, mówi się, że Turów zostanie zamknięty do 2044 roku. Ale i po 2044 rokiem Turów będzie mieć najnowocześniejszy blok. I powinna się toczyć dyskusja, czy te bloki stopniowo wyłączać, w jaki sposób. My mamy świadomość, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Ale w przypadku wyroku TSUE mamy jednoosobową decyzję jednej pani sędzi. I to nie wyrok, że skarga Czechów jest zasadna, ale decyzję, że należy kopalnię zamknąć, a potem się sprawdzi, kto ma rację. To trochę tak, jakby w procesie karnym sędzia wydał decyzję, że należy oskarżonego rozstrzelać, a potem dopiero rozstrzygał, czy był on winny. Tu widać podobna zasadę.
Przeczytaj też:
Wielka manifestacja "Solidarności" przed siedzibą TSUE. Na miejscu jest też Bąkiewicz
Bieńkowska: W konkluzjach ze szczytu unijnego nie będzie tematu praworządności
Inne tematy w dziale Gospodarka