Podjęta jednoosobowo decyzja o zamknięciu kopalni w Turowie jest fatalna i nierealna. Ale niebawem Turów i Bełchatów i tak będą zamknięte. Mówienie, że jest inaczej to oszukiwanie ciężko pracujących w kopalniach ludzi – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka (1997-2001).
W Luksemburgu Solidarność zaprotestowała przeciwko zamykaniu kopalni Turów. Jak ocenia Pan ten protest, czy był organizowany w słusznej sprawie?
Janusz Steinhoff: To zależy. Po pierwsze, formuła tego protestu była nieodpowiednia. Wypowiedzi niektórych protestujących, są nie do przyjęcia. No choćby słowa przewodniczącego Piotra Dudy o podpaleniu Europy. No takie rzeczy w Unii Europejskiej nie powinny mieć miejsca. Natomiast decyzję wiceprzewodniczącej Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej też oceniam bardzo krytycznie.
Przeczytaj też:
230 ton złota w zasobach NBP. Polska na 11. miejscu w Europie
Dlaczego?
Przede wszystkim jest niewykonalna – nie da się kopalni zamknąć tak po prostu z dnia na dzień. Nie da się też z przyczyn prawnych, środowiskowych, prawnych, a także bezpieczeństwa. W dodatku decyzja ta została podjęta jednoosobowo. Nie wnikam już w same przyczyny, bo one także leżały po stronie polskiej. Zlekceważono problem, było wiele zaniechań w negocjacjach z Czechami.
Rząd, w którym był Pan wicepremierem i ministrem gospodarki przeprowadzał restrukturyzację górnictwa, w ramach której doszło do zamknięcia wielu kopalń. Teraz rząd ma niezwykle trudną sytuację, bo wymuszane jest odchodzenie od węgla…
Jeśli chodzi o to, co działo się wtedy, na przełomie XX i XXI wieku, to wiele osób dziś nie pamięta, ale w czasie rządu Jerzego Buzka dokonaliśmy najszybszej restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego w historii Europy. Nikomu ani wcześniej, ani później to się nie udało. Również pani Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii przeprowadziła swoje reformy dwa razy wolniej. Przy znacznie większych protestach społecznych. My zlikwidowaliśmy 23 kopalnie. Zmniejszyliśmy zatrudnienie o 100 tysięcy osób. I działo się to w atmosferze dialogu, współpraca ze związkowcami układała się bardzo dobrze. Związek zawodowy Solidarność zachowywał się racjonalnie. Myśmy też postawili wtedy na dialog. Przyjęliśmy zasadę, że ani jeden górnik nie będzie zwolniony przymusowo, ale przygotowaliśmy program dobrowolnych odejść. To nam otworzyło drogę do likwidacji stale nierentownych kopalń. Obecny rząd zaplanował podobny program, ale zakłada jego realizację na trzydzieści lat, co jest jakimś kompletnym absurdem .
Dlaczego?
Bo o zamknięciu kopalni, bądź nie, decydować powinna jej rentowność, bilans ekonomiczny. Nie można tego tak rozkładać w czasie. Poza tym, skala jest zupełnie inna. W górnictwie w latach 90-ych pracowało 400 tysięcy osób, teraz pracuje 80. My zredukowaliśmy zatrudnienie w górnictwie o 100 tysięcy, a więc więcej niż dziś pracuje. Wreszcie – dziś produkcja energii z paliw stałych po prostu się nie opłaca. I trzeba od niej odejść. Trzeba to zrobić na tyle odpowiedzialnie, by zapewnić sobie bezpieczeństwo i zmniejszyć koszty społeczne. Węgiel brunatny nam się kończy. Elektrownie w Turowie i Bełchatowie też zostaną zamknięte, gdy skończą się złoża. W Bełchatowie będzie to koło 2036 roku. Tam będzie wielki problem społeczny. Rozważana jest tam lokalizacja jednej z elektrowni atomowych. Co będzie w Turowie nie wiemy. Ale też ta kopalnia zakończy swój żywot w ciągu 10 – 15 lat. I żadne populistyczne zaklinania tego nie zmienią. To oszukiwanie ciężko pracujących ludzi, którym trzeba stworzyć możliwość przekwalifikowania. A nie obiecywać, że węgiel będzie wydobywany przez kilkaset lat. Odejdziemy od niego, bo jego produkcja jest po prostu nieopłacalna. Przeczytaj też:
Przeczytaj też:
Wielka manifestacja "Solidarności" przed siedzibą TSUE. Na miejscu jest też Bąkiewicz
Bieńkowska: W konkluzjach ze szczytu unijnego nie będzie tematu praworządności
Inne tematy w dziale Gospodarka