Dziennikarka TVN24 poddała pod wątpliwość w "Faktach po faktach", czy polski rząd prawdziwie relacjonuje wydarzenia z granicy polsko-białoruskiej. Na uwagę wiceministra MSZ Marcina Przydacza, że Białoruś stosuje prowokacje, odparła: "Mam panu wierzyć?".
Dyskusja w TVN24 na temat migrantów od początku była gorąca. Przez cały dzień stacja relacjonowała wypowiedzi jednego z imigrantów w Michałowie, który żądał albo pozostawienia w Polsce albo deportacji rodzin do krajów pochodzenia. - Tam giną ludzie! To koniec! W lasach są zwłoki - mówił do kamery TVN24 mężczyzna, przedstawiający się jako Kurd.
To właśnie ten wątek poruszyła prowadząca "Fakty po faktach" Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Nie wiemy, czy jakieś dzieci przebywają w lasach i tak naprawdę nie wiemy ile ich jest - komentowała doniesienia z pasa przygranicznego. Zapytała też wprost wiceministra spraw zagranicznych Przydacza, jak duża jest liczba imigrantów w lasach.
Zobacz:
Gdzie są dzieci z Michałowa? Kurd mówił, że chce azylu w Polsce
Tak Mazurek załatwił hejtera w sieci. Padła groźba: "Będziesz wisiał szmato!"
Błaszczak z oficjalną wizytą w USA. Wiemy, o co będzie zabiegało MON
- Proszę pytać Łukaszenkę - odpowiedział członek rządu, wyraźnie zdziwiony tonem dziennikarki. - Wedle informacji, które uzyskaliśmy od Straży Granicznej, rodzice tych dzieci odmówili złożenia wniosku o azyl w Polsce - tłumaczył Przydacz.
- Nie możemy wysyłać takiego sygnału, a to robi i pani i część dziennikarzy, że wysyłacie państwo sygnał do tych imigrantów: "z odruchu serca przyjmujemy wszystkich" - zauważył wiceszef MSZ.
- Nie chodzi o wszystkich, nikt nie mówi o przyjmowaniu wszystkich - dociekała Kolenda-Zaleska.
- I będzie kolejna grupa dzieci z Michałowa, kolejne setki, a następnie tysiące osób zacznie szturmować granicę, bo usłyszą w państwa telewizji i obejrzą materiały, jak trzeba okazywać wsparcie - nie odpuszczał Przydacz.
Kolenda-Zaleska nadal nie dawała za wygraną. Jej pytania sprawiały wrażenie, że rząd wysłał dzieci imigrantów na pewną śmierć w lasach. - A nie można im pomóc? Jeśli ktoś cierpi, to jest coś takiego jak chrześcijańska zasada miłosierdzia, a państwo jej nie respektują - krytykowała PiS.
Przydacz znów wspomniał o operacji "Śluza", czyli wykorzystaniu imigrantów z Bliskiego Wschodu do forsowania granic unijnych. - Zachęca pani do tego, żeby Łukaszenka za tysiące dolarów nadal mógł sprowadzać tu ludzi i wypychać dzieci do lasu - zaznaczył urzędnik.
- Naprawdę, rozmawiajmy poważnie... - oburzyła się Kolenda-Zaleska. - Do niczego nie zachęcam! Tylko apeluję do rządu o większą wrażliwość - stwierdziła dziennikarka.
W wywiadzie doszło też do wymiany zdań na temat prowokacji na granicy polsko-białoruskiej. Niedawno Straż Graniczna informowała o znalezieniu atrapy bomby, którą mieli zostawić białoruscy pogranicznicy. MSWiA twierdziło też o ślepych strzałach, oddawanych przez drugą stronę.
- Cały czas na granicy odbywają się prowokacje. Służby białoruskie przeładowują broń, a nawet podrzucają ładunki przypominające bomby - podał jako przykład Przydacz.
- A kto tak mówi, gdzie są jakiekolwiek dowody na potwierdzenie tej tezy? - pytała Kolenda-Zaleska.
- To ja Pani mówię... - stwierdził wiceminister.
- I ja mam Panu wierzyć? - dziwiła się redaktor TVN24.
GW
Inne tematy w dziale Polityka