Chadecja CDU/CSU i jej kandydat na kanclerza Armin Laschet całkiem nieźle rozpoczęli kampanię wyborczą do Bundestagu, na początku prowadzili w sondażach. Ale potem nadeszła powódź w zachodnich Niemczech a szef CDU roześmiał się przed kamerami w najgorszym możliwym momencie. Czy pogrzebało to jego szanse na objęcie fotela po Angeli Merkel?
Merkel: Jeśli chcecie stabilności, to chadecja musi wygrać
Ustępująca kanclerz Niemiec Angela Merkel i kandydat chadecji na szefa rządu Armin Laschet spotkali się z wyborcami w Akwizgranie. Podkreślali znaczenie stabilnego rządu dla RFN i apelowali o głosowanie na blok CDU/CSU. W sondażach przed niedzielnymi wyborami socjaldemokraci i chadecy idą łeb w łeb.
W przeddzień wyborów do Bundestagu Merkel po raz kolejny zaangażowała się w kampanię wyborczą Lascheta. W Akwizgranie, jego rodzinnym mieście, mówiła o głosowaniu w imię przyszłości Niemiec.
Jutro liczy się to, by Niemcy pozostały stabilne - powiedziała Merkel na wiecu. To ma znaczenie, kto rządzi w Niemczech - dodała.
Według Merkel Laschet nie tylko z powodzeniem rządził Nadrenią Północną-Westfalią jako premier tego landu, ale zrobił też wiele dla zjednoczenia Europy. Jego działania zawsze charakteryzowały się "budowaniem mostów" - oceniła kanclerz.
Laschet z mocą podkreślał, jak ważna jest dla niego Unia Europejska, a w niej państwa Europy Wschodniej, takie jak Polska, którą wymienił kilka razy. Przypomniał przy okazji swoją niedawną wizytę w Warszawie. Premier Nadrenii Północnej-Westfalii był w polskiej stolicy na obchodach rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Merkel przekonywała zgromadzonych, że "chodzi o waszą przyszłość, przyszłość waszych dzieci i przyszłość waszych rodziców i tylko raz na cztery lata macie możliwość decydowania na szczeblu federalnym, kto powinien kształtować tę przyszłość".
Czytaj też:
Lachetowi zaszkodził śmiech podczas powodzi
W tekście poświęconym kandydatowi chadecji na kanclerza Niemiec dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze:
"Gdyby istniała agencja, w której można zamawiać kandydatów na kanclerza, Unia CDU/CSU zapewne tak sformułowałaby swoje zamówienie: po wschodnioniemieckiej kobiecie może to być zachodnioniemiecki mężczyzna. (...) liberalny, kosmopolityczny kolega partyjny, dla którego chrześcijańskie korzenie jego partii są czymś więcej niż tylko literą w nazwie, który jednocześnie ma twardą rękę w kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego, na przykład w zakresie deportacji lub radzenia sobie z klanami przestępczymi, który bierze pod uwagę wymogi polityki klimatycznej, jak również te dotyczące gospodarki. Pożądane byłoby doświadczenie w polityce zagranicznej, a warunkiem koniecznym byłoby mocne osadzenie na scenie europejskiej. Powinien mieć doświadczenie w rządzeniu (...)".
Zdaniem gazety "wszystko to pasuje do Armina Lascheta", który zaczął swoją kampanię wyborczą całkiem nieźle, ale na jej koniec jego partia i on są w sondażach za SPD i jej kanclerskim kandydatem Olafem Scholzem. "Podczas gdy kandydat SPD na kanclerza spokojnie stąpa po krawędzi nudy, kampania Lascheta wydaje się niekonsekwentna i improwizowana" - pisze FAZ.
Laschetowi według FAZ "pozostaje tylko mglista nadzieja, że jeszcze i tym razem uda mu się to, co udało mu się już kilka razy: wygrać pozornie beznadziejną bitwę, bo zwolennicy Unii wolą ostatecznie wybrać mniejsze zło. Tak czy inaczej, człowiek, który widzi siebie jako zbawcę Partii Ludowej CDU, prawdopodobnie osiągnie historycznie najgorszy wynik dla Unii".
"Początkowo wydawało się, że kampania wyborcza do Bundestagu układa się dla Lascheta całkiem dobrze" - zauważa FAZ. W sondażach CDU/CSU jeszcze do lata znacznie wyprzedzało SPD. Pojawił się "efekt przyzwyczajenia do Lascheta". Ludzie myśleli "żaden z trzech kandydatów tak naprawdę nas nie przekonuje, ale Laschet prawdopodobnie będzie następnym kanclerzem. Jednak większość respondentów w ogóle nie znała Lascheta i dlatego nie potrafiła skojarzyć żadnych cech charakterystycznych z kandydatem CDU/CSU na kanclerza. Dlatego okazało się druzgocące, gdy "w środku wczesnego etapu budowania swojego wizerunku w całym kraju" Laschet "śmiał się serdecznie podczas wizyty na terenach powodziowych w lipcu", w momencie gdy prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier mówił o ofiarach.
"Byłem w drodze cały dzień, były emocjonalne spotkania, które naprawdę mną wstrząsnęły. I dlatego tym bardziej denerwuje mnie tych kilka sekund" - tłumaczył potem Laschet. "To było niestosowne, to nie jest w porządku śmiać się w takiej chwili" - podkreślił, dodając, że "jest mu szczerze przykro i chce z całych sił wyrazić żal".
"Jeśli cokolwiek naprawdę zrujnowało jego szanse na objęcie stanowiska kanclerza, to właśnie ten śmiech" - pisze portal RND.
"Nie wszyscy wiedzą, że Laschet jest osobą współczującą, o ciepłym sercu, która nigdy nie kpiłaby i nie wyśmiewała się z ofiar. On musi to pokazać" - uważa RND. I jeszcze: "To, jak twardy potrafi być ten chrześcijański demokrata, jakie ma cechy charakteru, przepadło w kampanii wyborczej". Jednocześnie portal zauważa, że "60-latek bardziej tchnie tradycją Helmuta Kohla, Kościoła katolickiego, starej męskiej kliki CDU niż nowszą historią protestantki Merkel z NRD".
Najnowsze sondaże wskazują na wyrównaną walkę
Na dzień przed wyborami do Bundestagu sondaże wskazują na minimalna przewagę socjaldemokratów nad chadekami. SPD ma 26 procent poparcia, a CDU/CSU - 25 procent.
Statystyczny margines błędu wynosi 2,5 punktu procentowego. Może więc jednak rzeczywiście okaże się, że zwolennicy Unii "wybiorą ostatecznie mniejsze zło" i to jednak chadecja wygra wybory. A Laschet kolejny raz wygra "beznadziejną bitwę". Tym razem o najwyższa stawkę - stanowisko kanclerza.
Czytaj też:
KJ
Inne tematy w dziale Polityka