- Obserwuję polską politykę i gospodarkę od wielu lat. I powiem szczerze, że pierwszy raz – i nie ma tu przesady – jestem autentycznie przerażony perspektywą najbliższych kilku lat. Sygnałów alarmowych jest bardzo wiele. I wygląda to tak, że one dzwonią, a my sobie płyniemy jakby się nic nie działo – mówi Salonowi24 Łukasz Warzecha, publicysta „Do Rzeczy” i Onet.pl.
Trwa debata o Polskim Ładzie. Zwolennicy mówią, że to skok cywilizacyjny. Sceptycy wskazują, że koszty programu ponieść mają przedsiębiorcy i klasa średnia. Niedawno ktoś pół żartem rzucił, że skoro wiele grup społecznych protestuje w obronie swoich praw, może drobni przedsiębiorcy także powinni zastrajkować. Pytanie, jak taki protest by wyglądał i czy jest czymś w ogóle wyobrażalnym?
Łukasz Warzecha: Strajk przedsiębiorców zdarzył się do tej pory tylko raz i to w literaturze pięknej. Mam na myśli powieść „Atlas zbuntowany” Ayn Rand. Tam mieliśmy protest przedsiębiorców, którzy w pewnym momencie odeszli i zniknęli w tajemniczym miejscu, zostawili gospodarkę komunistom, choć w książce oni komunistami się nie nazywają. I skutki zniknięcia przedsiębiorców są dla gospodarki fatalne. Tyle literacka fikcja. W rzeczywistości trudno sobie taki strajk wyobrazić. Ale faktycznie mamy do czynienia z szeregiem niekorzystnych zjawisk wokół przedsiębiorców. Przy czym mnie bardzo niepokoi ostatnio jeszcze inna rzecz.
Polecamy na weekend:
Jaka?
Proszę zwrócić uwagę, że od pewnego czasu, w zasadzie od expose na początku drugiej kadencji Mateusza Morawieckiego w 2019 roku, ani razu ze strony przedstawicieli partii rządzącej nie było żadnej istotnej deklaracji wobec polskich firm. Od momentu, gdy mieliśmy przedstawiony program Fit for 55, który dla polskiej gospodarki, firm, ale i całego społeczeństwa oznacza kompletny armagedon, nie było żadnego wystąpienia programowego ważnego przedstawiciela polskiego rządu, o premierze już nawet nie mówię, który powiedziałby co z tym rząd ma zamiar zrobić. A sprawa jest bardzo poważna.
Wisi nad nami miecz Damoklesa. Nitka, na której wisi jest coraz bardziej przetarta, w końcu miecz ten spadnie nam na kark. I wydaje się, że władza absolutnie nie ma pomysłu, albo wydaje się tym nie przejmować. Obserwuję polską politykę i gospodarkę od wielu lat. I powiem szczerze, że pierwszy raz – i nie ma tu przesady – jestem autentycznie przerażony perspektywą najbliższych kilku lat. Sygnałów alarmowych jest bardzo wiele. I wygląda to tak, że one dzwonią, a my sobie płyniemy jakby się nic nie działo.
Jednak nie brak głosów, że skupianie się na przedsiębiorcach jest dziś passe. Że czasy się zmieniły. Należy myśleć prospołecznie, proekologicznie. Niedawno pani poseł Magdalena Biejat z Partii Razem skrytykowała rząd za zbytnie wspieranie przedsiębiorców. Można się temu dziwić, nie zmienia to faktu, że młodzi ludzie są nastawieni zdecydowanie bardziej lewicowo, niż choćby pokolenie obecnych 40-latków. I ugrupowania opozycyjne (nie tylko lewica) wchodzą w tę narrację?
Akurat pani Biejat należy do najbardziej lewicowego nurtu lewicy, więc trudno jej się dziwić. Natomiast większość opozycji, poza Konfederacją, faktycznie ulega lewicowym sentymentom młodego pokolenia. Ale też, jak przedstawiciele partii opozycyjnych widzą z bliska, jakie byłyby konsekwencje realizacji niektórych pomysłów, to się jednak z pewnym przestrachem cofają. Mam tu na myśli chociażby konwencję Polski 2050, gdzie młodzi aktywiści z Greenpeace wyszli z plakatami z napisami „Polska bez węgla 2030”. To oczywiście postulat wzięty z kosmosu. I Szymon Hołownia musiał odegrać wokół tych ludzi kontredans, na zasadzie „ja was popieram, macie rację, jesteście wspaniali, potrzebni, przychylę wam nieba. Ale powiedzcie jak to zrobić, aby nie wywoływać ogromnych tarć społecznych”. Oczywiście ci młodzi nie wiedzą jak to zrobić, bo potrafią jedynie przedstawić postulaty, nie sensowne mechanizmy spełnienia tych postulatów. To pokazuje też pewną jałowość i ruchu Szymona Hołowni, i ludzi Koalicji Obywatelskiej, którzy zachowują się bardzo podobnie w zderzeniu z tymi trendami wśród młodych ludzi.
W tej chwili, jeśli spojrzeć na ugrupowania Sejmowe, to jedyną partią, która sygnalizuje niebezpieczeństwa, które wynikają z takiej polityki i idei, jest Konfederacja. Są też pojedyncze osoby ze Zjednoczonej Prawicy, głównie z Solidarnej Polski, ale też Prawa i Sprawiedliwości. To są osoby będące poza głównymi klubami, jak poseł Zbigniew Girzyński. Ale w zasadzie, jeśli chodzi o główny nurt, to nie ma wielkiej różnicy między Zjednoczoną Prawicą a Koalicją Obywatelską, czy ruchem Szymona Hołowni. Jeśli ktoś nas wepchnął w tę sytuację, to był to ten rząd i ostatnie pięć lat jego polityki. To ta władza się na podwyższanie celów klimatycznych zgodziła. Zrobił to obecny premier Mateusz Morawiecki. I na nikogo nie można tego zwalić. W sprawie symbolicznej, jaką jest uznanie wyższości prawa polskiego nad unijnym, słyszymy buńczuczne wypowiedzi najważniejszych polityków rządu. W sprawie, która określi los Polaków na dziesięciolecia nie słychać nic. Trudno to nawet komentować. Bo po pierwsze, nie mam na to cenzuralnych słów. Po drugie, jakbym miał analizować, dlaczego rząd w tej sprawie tak się zachowuje, to musiałbym już pójść w jakieś naprawdę ostre teorie spiskowe.
Przeczytaj też:
"(D)EFEKT TUSKA" na paskach TVP. Co następny to lepszy
Sondaż dla Salon24.pl. Czy Tusk zostanie premierem? – opinie Polaków
Kukiz o ustawie antykorupcyjnej: Bat na łapowników i kombinatorów
Loranty o tragedii w Białym Miasteczku: Takich manifestów dokonują ludzie chorzy
Inne tematy w dziale Społeczeństwo