Sobotnią konferencję w "Białym Miasteczku 2.0” w Warszawie przerwał huk wystrzału. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że doszło do samookaleczenia, a mężczyzna zmarł. Były policjant Dariusz Loranty skomentował dla nas całe zajście.
Tragedia na proteście medyków
W Białym Miasteczku medyków doszło do tragedii. 94-letni mężczyzna dokonał samookaleczenia, na skutek którego zmarł. Jego śmierć była najprawdopodobniej manifestem - mężczyzna zostawił list, w którym napisał, że jego akt to protest wobec prowadzenia strajku przez medyków.
Zobacz: Tragedia w Białym Miasteczku. Zmarł mężczyzna, który się okaleczył!
Były policjant, nadkom. s. st. Dariusz Loranty (szef ekspertów bezpieczeństwa Instytutu Badań i Analiz Strategicznych) w rozmowie z Salonem24 stwierdził, że tego typu czynów dopuszczają się zwykle osoby młode. Z wiekiem tego typu sytuacji jest coraz mniej.
- Takie manifestacje wiązały się ze środowiskami ludzi młodych lub niegdyś środowiska gitów - mówi Loranty - Jeśli podobnego aktu dokonuje osoba starsza, dzieje się tak najprawdopodobniej dlatego, że chce ona nadać w ten sposób jakiś sens swojemu życiu. Ten 94-latek był osobą starszą i najprawdopodobniej schorowaną. Widocznie służba zdrowia nie była mu już w stanie pomóc, a on sam wiedział, że czeka go najprawdopodobniej ból. Dlatego zdecydował się na śmierć samobójczą. Jeśli mógł nadać jej jakieś znaczenie, to z tego skorzystał.
Według byłego policjanta takie zachowania wiążą się najczęściej z różnego rodzaju zaburzeniami psychicznymi.
- Podobnie było w przypadku Szarego Człowieka [Piotra S., który dokonał samospalenia przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie - przyp. red.]. Wielu chciało wynieść go na sztandary, a potem okazało się właśnie, że był chory - mówił Loranty.
Takie sytuacje zdarzały się, zdarzają i będą się zdarzać
Zapytaliśmy Lorantego również o to, w jaki sposób można przeciwdziałać tego typom zachowań.
- We współczesnym świecie zawsze oczekujemy odpowiedzi na wszystkie pytanie, a przecież nie jest to możliwe. Nie da się wszystkiego zrozumieć, wszystkiego wytłumaczyć - mówi Loranty. - W takich sytuacjach pomóc mogą tylko najbliższe osoby. Kiedyś było to łatwiejsze, pewne symptomy można było łatwiej wykryć, ponieważ całe rodziny pokoleniami mieszkały obok siebie. Teraz rodziny widują dziadka rzadko, odwiedzając go mieszkającego samotnie w bloku. Dziwne zachowania odbieramy jako zabawne, często nazywamy dziadka tetrykiem, ale za jego zachowaniem może stać coś więcej - dodaje.
Zobacz: "PiS i Kaczyński chcą wyprowadzić Polskę z UE". Tusk apeluje o zmianę konstytucji
Zdaniem byłego policjanta potrzeba więcej miłości, więcej troski wobec innych. To z pewnością pozwoliłoby ograniczyć tego typu sytuacje.
Państwo również mogłoby coś zmienić
Zdaniem Lorantego pomóc mogłaby również zmiana ustawy o chorych psychicznie.
- W tej chwili osoba, która jest chora psychicznie może odmówić leczenia. Tak nie powinno być. Nie chodzi o to, by trzymać ludzi w ośrodkach zamkniętych, (bo tam trafiają tylko ci, którzy zagrażają sobie i innym), ale sprawić, by jeśli u kogoś zdiagnozowano chorobę, poddał się leczeniu - wyjaśnił Loranty.
Wiktoria Pękalak
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo