Problemem nie jest Balcerowicz, który głosi przedpotopowe recepty ekonomiczne. Problem to mentalny Leszek tkwiący w głowach ogromnej części polskiego establiszmentu. I kształcący sobie kolejne pokolenia leszkoskrętnych.
Bo Leszek to jest stan umysłu. To rodzaj głębokich założeń, na których zasadza się konkretna wizja świata wyznawana bezwiednie i automatycznie przez sporą część nawykłych do hegemonii liberalnych elit. Ofiary "mentalnego Leszka" widzą świat z pozoru normalnie. Lecz, gdy zaczynają go interpretować, wtedy uruchamia się jadowita leszkowa moc. Bieda i bogactwo? Leszek każe im widzieć tu głównie zasługę bogatych (bo "wstawali wcześniej" , "chciało im się bardziej", albo po prostu "są mądrzejsi"). A po drugiej stronie "winę" biednych. Mieliśmy krach bankowy? Leszek powiada, że to wina państwa i polityków. I tak dalej...
Polecamy inne teksty Rafała Wosia:
Ludzie cierpiący na mentalnego Leszka potrafią go ukrywać. Dobrze im to wychodzi - przynajmniej dopóki są spokojni i czują się pewnie. Tak było przed rokiem 2015, gdy kontrolowali pełnię władzy politycznej oraz ekonomicznej i łaskawie dopuszczali pozory debaty. Ale starczyło, by ich hegemonia została zachwiana poprzez utratę wpływów na proces stanowienia prawa (choć przecież wpływy ekonomiczne oraz medialne zachowali). Zaraz chwycili się Leszka jak tonący brzytwy.
Mentalny Leszek zasadza się - z grubsza - na dwóch filarach.
Pierwszym jest kategoryczna odmowa rozliczenia z grzechami pierworodnymi polskiego kapitalizmu. Mentalny Leszek nie pozwala więc wzruszyć przekonania, że neoliberalna transformacja (od Wilczka począwszy na Tusku skończywszy) była obiektywnym sukcesem. Kłócić się wolno jedynie o to, czy sukces był ogromny, czy też zaledwie duży. Ale podważać go nie wolno. Nie wolno na przykład niuansować, że dla jednych transformacja się ułożyła dobrze, ale innym przyniosła realną degradację. O nie! Tak mówić nie wolno! Albo przypominać, że sposób podjęcia decyzji o terapii szokowej dokonał się w warunkach ograniczonej demokracji (sejm kontraktowy), stał w sprzeczności z ustaleniami okrągłego stołu (gdzie o terapii szokowej nie było mowy), oraz przeprowadzono ją w warunkach urągajacych regułom parlamentarnej demokracji (PiS-owska reasumpcja to Wersal, w porównaniu z tym, co wyczyniali w Sejmie jesienią 1989 roku ludzie Balcerowicza).
Drugi filar mentalnego Leszkizmu wyrasta wprost z pierwszego i rozpina się w kierunku dzisiejszych czasów. Bo tak długo, jak nie dostrzeżemy głębokich wad naszego "leszkowego" kapitalizmu, nie zmierzymy się z wyzwaniami teraźniejszości. Z uśmieciowieniem polskiej pracy. Z nierównościami dochodowymj. Z dysproporcjami między metropoliami a prowincją. Z drożyzną mieszkaniową. Z peryferyjnością Polski w europejskim porządku dziobania. Z regresywnymi podatkami. Z chaosem urbanistycznym. Z wykluczeniem transportowym. Z uzależnieniem od węgla. Z kompradorstwem (slużalczością) naszych elit. Ale mentalny Leszek nie pozwoli nam ruszyć na poważnie żadnego z tych wyzwań. Będzie raczej negował ich istnienie. Mówił: nierówności? Jakie nierówności? Klimat? Jaki klimat?
I tak dochodzimy do największego źródła trwałości mentalnego Leszka. Nie jest to bynajmniej żaden starczy upór "dziadersa" - jak lubią mówić różni "młodzi". Sprawa jest dużo poważniejsza. Bo kluczową racją istnienia mentalnego Leszka jest... wygoda. Oraz jego użyteczność. Mentalny Leszek oferuje bowiem pewien bezpieczny opis świata. Recepty, które są bardzo korzystne dla silnych i sytych beneficjentów niesprawiedliwości III RP. Leszek podsuwa im cała serię dobrych wymówek. Winny jest zawsze ktoś inny. Roszczeniowcy, populiści, faszyści, związkowcy, źli dziennikarze, Pisowscy sprzedawczycy. Listę można wydłużać do upadłego. Służyć to będzie w ostatecznym rozrachunku legalizacji uprzywilejowanej pozycji wyznawców mentalnego Leszka. Leszek zdejmuje im z głowy wiele zmartwień. Mówi: ta władza i przywileje wam się należą. A ci, co twierdzą, że jest inaczej, to uzurpatorzy. Pod pręgierz z nimi!
W tym sensie Leszek nie zaczyna się i nie kończy się na gospodarce. Oj nie! Leszek to grunt na którym wykwitają rozmaite kwiatki. Kilka takich przykładów opisał niedawno Łukasz Moll wybierając co bardziej smakowite cytaty z Campusu Polska. Wprawne oko dostrzeże tam cień Leszka bez większego trudu.
Oczywiście, że na Campusie padło tysiąc innych słów. Zauważmy jednak, że zawsze wedle zasady: Leszka wolno krytykować. Ale tylko w ścisłe określonych ramach. Najlepiej w tematach pobocznych. Uważanych przez mentalnych Leszków za drugoplanowe. Dopuszcza się także istnienie listków figowych. Na przykład dziennikarzy leszkolubnych mediów, co to uronią łezkę nad chorym rynkiem pracy, albo "państwem z kartonu".
Im bliżej jednak kwestii fundamentalnych, tym Leszka będzie więcej, a nie mniej. Bo ci co nadają ton myślą właśnie po leszkowemu. Zmieniają się ludzie. Albo tematy. Ale Leszek pozostanie Leszkiem. I nie ma ochoty się zmieniać.
I tak dochodzimy do kwestii najważniejszej. Polska - wbrew lamentom Leszkowców - jest dojrzałą demokracją. A to oznacza, że mentalny Leszek kiedyś wróci do władzy politycznej. I można nie lubić PiS-u za wiele rzeczy. Ale jednego nie można im odmówić. Jako pierwsi realnie odsunęli mentalnego Balcerowicza od części wpływów. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ich słuszne odleszkowienie zajdzie na tyle daleko, że nie będzie się go dało tak łatwo cofnąć. I że jako wspólnota raz zdobytej wolności od Leszka, nie damy sobie tak łatwo odebrać. To nasza jedyna szansa, by z ponurego Leszkowego dziedzictwa wreszcie wyrosnąć.
Amen.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka