Po raz enty Liga Mistrzów nie dla mistrza Polski. Legia przegrała rewanżowy mecz z Dinamem Zagrzeb 0:1 i na pocieszenie dostanie cukierka – możliwość gry w IV rundzie eliminacji Ligi Europy. Sorry, dwa cukierki, bo jest jeszcze ten mniejszy, czyli pewne już występy w grupie Ligi Konferencji Europy. Tyle, że to w hierarchii ważności rozgrywek firmowanych przez UEFA – III liga.
Wracając do wtorkowego starcia z Chorwatami. Bardziej zdziwiony byłem remisem 1:1 wyszarpanym przez Legię w pierwszym meczu, niż faktem, iż odpadła z rywalizacji o Champions League. Z prostej przyczyny – Dinamo jest bardziej doświadczone ( w ostatnich czternastu latach tylko raz nie grało w fazie grupowej pucharów) i ma po prostu lepszych piłkarzy. Jeden Jozko Gvardiol latem odszedł do RB Lipsk za blisko 20 milionów euro, czyli za tyle, ile warta jest cała jedenastka z Łazienkowskiej. A za dwóch, trzech kolejnych graczy klub z Zagrzebia już wkrótce skasuje podobne okazałe kwoty.
Dinamo mocniejsze
Dlatego nie ma co rozdzierać szat i płakać, że Legia okazała się gorsza od zespołu z Bałkanów. Wiadomo, nikt nie lubi przegrywać, ale jeśli już trzeba uznać wyższość rywala, to lepiej jest to zrobić w takim stylu, jak warszawianie we wtorek, niż odpadać bez klasy w starciach z rywalami z Luksemburga, Mołdawii czy Kazachstanu. A przecież w ostatnich blisko pięciu latach to byli pogromcy Legii.
Wiadomo, że teraz wiadro pomyj spadnie na właściciela stołecznego klubu Dariusza Mioduskiego i dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego. Pierwszy oberwie za to, że pożałował kasy na wzmocnienia, a Kucharskiemu dostanie się, bo nie umiał znaleźć (?), wytypować (?) i sprowadzić odpowiednich kandydatów do gry w najlepszym polskim zespole.
Żeby było jasne – nie jestem fanem takiego sprawowania rządów, jaki uprawia prezes Mioduski. Uważam, że z klubu sportowego nie da się uczynić korporacji. Poza tym sądzę, że przez lata samodzielnych rządów, właściciel popełnił szereg błędów personalnych dotyczących obsady stanowiska trenera oraz pomyłek w ocenie umiejętności zatrudnianych piłkarzy.
Mioduski ma rację
Teraz jednak trzymam stronę włodarza Legii. Przed dwumeczem z Dinamem nie było najmniejszego sensu wydawać góry pieniędzy na sprowadzenie piłkarzy. Przede wszystkim dlatego, że ewentualni nowi gracze i tak nie pomogliby drużynie. Z prozaicznego powodu – braku czasu na zgranie z zespołem.
Tylko ktoś skrajnie naiwny mógłby pomyśleć, że trener Czesław Michniewicz wstawi do składu zawodnika prosto z Okęcia. Piramidalna bzdura. Zdecydowanie rozsądniej jest poczekać na finał kwalifikacji i zrealizować transfery, pod kątem rozgrywek, w których przyjdzie Legii występować.
Kończąc, mimo odpadnięcia z LM, jestem zbudowany postawą mistrzów Polski. Wreszcie nasz reprezentant w pucharach, walczył jak równy z równym z wyżej notowanym, bardziej doświadczonym i ogranym na arenie międzynarodowej oraz kilka razy bogatszym przeciwnikiem. To zasługa Michniewicza, który potrafił poustawiać nie najmocniejszą przecież drużynę, nadać jej swój szlif, sprawić, by piłkarze grali swoje, bez strachu i respektu.
Dlatego myślę, że jeżeli Dariuszowi Mioduskiemu nie zagotuje się głowa i da popracować Michniewiczowi, to za rok lub dwa Legia w końcu wróci na salony Ligi Mistrzów.
Legia-Dinamo Zagrzeb 0:1
Piotr Dobrowolski
Inne tematy w dziale Sport