Sędzia Maciej Nawacki uważa, że polskie państwo nie jest świeckie. I że jest na to dowód w preambule konstytucji. - Formalnie państwem wyznaniowym nie jesteśmy, ale politycy zachowują się tak, jakbyśmy mieli teokrację – mówi Salonowi 24 prof. Stanisław Obirek, filozof i historyk, Instytut Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita.
Sędzia Maciej Nawacki, członek nowej KRS i prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, wdał się w dyskusję z użytkownikami na Twitterze. Zarzucono mu m.in, że blokuje on użytkowników za bycie ateistami. "Państwo nie jest świeckie. Przeczytaj preambułę do Konstytucji nieuku. Banuję za chamstwo, głupotę, kłamstwa i kilka innych rzeczy" - odpowiedział sędzia. Tymczasem w preambule do konstytucji czytamy: "my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga (…) jak i nie podzielający tej wiary". Zatem, jakim państwem jest Polska?
Salon 24: W internecie wybuchł ostry spór, w którym nawet uczestnicy obrażają się nawzajem – są z jednej strony głosy, że Polska jest krajem wyznaniowym, gdzie panuje sojusz tronu z ołtarzem i z drugiej strony, że jest państwem świeckim, o czym świadczy jej konstytucja. Kto w tym coraz ostrzejszym sporze ma rację?
Prof. Stanisław Obirek: Tu nie chodzi o obrażanie kogokolwiek, kto ma inne zdanie, ale o realną ocenę sytuacji. I nawet, jeśli mamy taką wspaniałą preambułę do konstytucji, która godzi w swych zapisach ludzi wierzących i niewierzących, najróżniejsze światopoglądy, to faktem jest, że i Trybunał Konstytucyjny od początku III RP i wszystkie organy państwowe są wyjątkowo wrażliwe na potrzeby i oczekiwania wiodącego wyznania, czyli katolicyzmu.
Czytaj także:
Ale trudno jednak uznać nas za państwo wyznaniowe na wzór Iranu, czy Arabii Saudyjskiej?
Nie znaczy to, że jesteśmy teokracją, czy państwem stricte wyznaniowym. Ale państwo w swoich strukturach, również medialnych od lewa do prawa jest wyjątkowo wrażliwe na tzw. wartości chrześcijańskie (choć nikt nie wie co to dokładnie znaczy). I jeśli porównamy naszą sytuację już nawet nie do Francji, ale do krajów skandynawskich, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych, to nigdzie pozycja Kościoła katolickiego nie jest tak uprzywilejowana jak w Polsce. I zostawiam Państwa czytelnikom odpowiedź na pytanie co to znaczy. Czy litera konstytucji z preambułą tak nowoczesną jest literą martwą, czy ma może przełożenie na rzeczywistość polityczną. I nie chodzi tu o prawo, konstytucję, bo wg jej zapisów nie jesteśmy państwem wyznaniowym. Ale problemem jest zachowanie najważniejszych przedstawicieli państwa.
W jakim sensie?
Działo się to już wcześniej, a szczególnie dzieje się to po 2015 roku. W głowie się nie mieści, że rząd świętuje najważniejsze wydarzenia w ośrodkach religijnych, w Częstochowie bądź Toruniu. A więc formalnie państwem wyznaniowym nie jesteśmy, ale politycy zachowują się tak, jakbyśmy mieli teokrację.
A jak zatem powinny wyglądać idealne relacje na linii państwo – Kościół?
Jako amerykanista powiem, że bardzo dobrym wzorcem były Stany Zjednoczone do lat 70. ubiegłego wieku. Tam pierwsza poprawka konstytucji wyraźnie mówiła o zdecydowanym rozdzieleniu państwa i religii. Ona została wprowadzona, bo była pokusa, by purytanizm, czyli odłam protestantyzmu uczynić dominującym. I to zostało powstrzymane. Tam nie było mieszania się w wewnętrzne sprawy religii i kościołów, zresztą imigranci w USA, często uciekali przed prześladowaniem – katolicy z krajów protestanckich, protestanci z katolickich. Stąd nie chcieli ani prześladowania religii, ani też sytuacji, w której jakiekolwiek wyznanie będzie dominujące. I ten system doskonale sprawdzał się do lat 70.
A potem?
Od lat 70. głównie za sprawą Republikanów zaczęło się faworyzowanie fundamentalizmu religijnego. Proszę zwrócić uwagę, że amerykańscy katolicy jeszcze w czasach Kennedy’ego głosowali na niego jako na katolika. Przy wyborze Johna Kerry’ego czy Joe Bidena woleli poprzeć ich konkurentów. Od Bidena woleli Trumpa, bo miał więcej do zaoferowania fundamentalistom.
Przeczytaj też:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo