Często wierni pytają mnie, co prymas Wyszyński powiedziałby dziś, gdyby stanął w katedrze warszawskiej, a za życia często w niej przemawiał. Moim zdaniem powiedziałby nam przede wszystkim: „odwagi” – mówi ksiądz Bogdan Bartołd, proboszcz Archikatedry Św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
Przypada właśnie 120 rocznica urodzin prymasa Tysiąclecia – kard. Stefana Wyszyńskiego. Jak ocenia Ksiądz tę postać?
Ks. Bogdan Bartołd: Może odwołam się do słów św. Jana Pawła II, po wyborze na papieża: „Umiłowany księże Prymasie! Pozwól, że powiem co myślę. Nie byłoby na stolicy piotrowej tego papieża-Polaka, który pełen bojaźni Bożej ale i ufności rozpoczyna ten pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem oraz heroicznej nadziei i zawierzenia Matce Kościoła”. W tych słowach Jana Pawła II wyraża się wszystko, co nosił w sobie prymas Wyszyński. To był nieustraszony pasterz, z krwi i kości. I pozytywne przemiany, jakie dokonały się w Polsce, dokonały się w dużej mierze dzięki niemu. A to, co dla mnie szczególnie w tej postaci jest urzekające, a przecież znałem księdza Prymasa jeszcze jako student seminarium, było to, że całe życie poświęcił walce o godność człowieka. A Maryję uczynił wzorem godności i oddania Panu Bogu. Myślę, że dziś jest nam bardzo potrzebny.
Beatyfikacja kardynała Stefana Wyszyńskiego. Znamy datę i miejsce
Jeszcze jako ksiądz, nie biskup, późniejszy prymas niósł pomoc rannym w Powstaniu Warszawskim, doświadczył tej tragedii. Potem jako biskup i prymas przejął Kościół w kraju zniszczonym przez wojnę, w którym szalał stalinowski terror. On sam zawarł trudny kompromis z komunistyczną władzą, ale i tak potem było słynne non possumus i uwięzienie na kilka lat.
Gdy prymas wyszedł z internowania, podkreślał, że bardzo zależy mu na tym, by w tym trudnym czasie szalejącej i narzucanej siłą ateizacji, umocnić Polaków w wierze. Co ważne, zdawał sobie sprawę, że nie można tracić czasu na polityczne dyskusje, publicystyczne przepychanki. On miał jasną wizję człowieka, którego trzeba wzmocnić od środka. Cały jego program duchowy to było odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Prymas zdawał sobie sprawę, że Polakom trzeba przywrócić godność dzieci Bożych. I traktowaliśmy go wszyscy jako pasterza, ale przede wszystkim był on dla nas ojcem narodu.
Będąc w więzieniu prymas uczył tej pięknej modlitwy „Maryjo Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”. I Apel Jasnogórski o 21.00 śpiewała cała Polska. Często wierni pytają mnie, co prymas Wyszyński powiedziałby dziś, gdyby stanął w katedrze warszawskiej, a za życia często w niej przemawiał. Moim zdaniem powiedziałby nam przede wszystkim: „odwagi”. Jak za życia mawiał: „Moje dzieci Boże, przejdziecie przez wszystkie trudności, tylko zaufajcie Bogu”. I dziś właśnie, gdy też mamy wiele trudności, tej odwagi i zaufania Bogu nam potrzeba. Kardynał Wyszyński nieraz powtarzał, „nie chodzi o to, by ludzie mnie lubili, ale o to, że ja mam prowadzić tych ludzi do Boga”.
Gdy Stefan Wyszyński zostawał prymasem, sytuacja była tragiczna. Polska zniszczona przez II wojnę światową, miliony ludzi zginęło. Miliony zostały siłą przerzucone z Kresów Wschodnich na ziemie odzyskane. Straciliśmy Lwów i Wilno, bardzo ważne miasta w przedwojennej Polsce, a Warszawa była zrównana z ziemią. Do tego w kraju narzucono na sowieckich bagnetach system komunistyczny. W tym kontekście prymas w zasadzie „napisał” Kościół na nowo – zachowując tradycje i wartości, zorganizował go dostosowując do współczesności. Dziś może nie ma totalitaryzmu, ale jest laicyzacja i kryzysy wewnętrzny i zewnętrzny Kościoła. Czy nie potrzeba dziś kogoś kto na nowo „napisze”, zorganizuje polski katolicyzm?
Nie ulega wątpliwości, że i dziś przeżywamy potężny kryzys. Chociażby tożsamości. Nie brak też środowisk, które mówią wprost, że Kościół jest niepotrzebny, że nie ma nic do zaoferowania współczesnemu człowiekowi. W tym kontekście beatyfikacja, która ma nastąpić we wrześniu, jest jak najbardziej na miejscu. Mówię to nie tyle jako ksiądz, ale jako człowiek wierzący – jak są trudne momenty potrzebny jest ktoś, kto przychodzi z przykładem wiary. Już starożytni mówili, że słowa pouczają, a przykłady pociągają.
Prymas Wyszyński dał świadectwo jako człowiek wiary, nadziei, otwarty na każdego bez wyjątku, ale też niosący wiarę w taki sposób, że nie mieliśmy wątpliwości, że to prawdziwy świadek Chrystusa. Zresztą w swoim testamencie zawarł słowa „Nil desperandum (nie trzeba rozpaczać – red.) obyście nie zwątpili. Zwycięstwo przyjdzie, a będzie to zwycięstwo Matki Bożej”. Te słowa, także dla ludzi dziś zagubionych, którzy boją się czasem w swoich środowiskach przyznać, że są wierzący, niosą nadzieję. A jako wierzący cieszmy się, że już niebawem będziemy mieli wspaniałego orędownika w niebie.
PRZECZYTAJ TEŻ:
Białoruski działacz zamordowany? Ciało znaleziono w parku w Kijowie
Ks. Bortkiewicz o Kanadzie: Nie ma wytłumaczenia ani dla zbrodni, ani niszczenia kościołów
Tomasz Siemoniak: Tusk ma świadomość wartości Trzaskowskiego, Trzaskowski wartości Tuska
Inne tematy w dziale Społeczeństwo