Marcin Wrona, korespondent TVN został ostatnio wyrzucony z protestu antykomunistycznego Kubańczyków przed Białym Domem. W rozmowie z Onetem zdradza kulisy zajścia.
Marcin Wrona: "Na wojnie nie miałem takiej sytuacji"
We wtorek kubańscy demonstranci wyrzucili reportera TVN Marcina Wronę z antykomunistycznej demonstracji przed Białym Domem. Według protestujacych dziennikarz TVN "poświadczał" nieprawdę. Reporter zdradził w rozmowie z Onetem kulisy zajścia.
- Chcieliśmy zrobić krótką relację o tym, że Polska dołączyła do 20 innych demokracji światowych, podpisując apel przygotowany przez Departament Stanu wzywający do walki o wolność Kubańczyków, ich swobody obywatelskie, prawa humanitarne - tłumaczył dziennikarz w rozmowie z portalem.
Wrona zdradził też, że problemy zaczęły się jeszcze zanim zaczęto nagrywać relację.
- Podszedł do mnie człowiek z megafonem, który bardzo głośno krzyczał do mikrofonu. Wyjaśniłem, że jeśli tak będzie robił, to widzowie nic nie usłyszą [...]. Po chwili za moimi plecami pojawiło się kilka osób, pokazując transparenty i zasłaniając całą demonstrację, więc znów musieliśmy przerwać i poprosić, żeby je opuścili — relacjonuje Marcin Wrona.
Zobacz także:
Na ekipę ruszył stuosobowy tłum
- Tłumowi wmówiono, że byłem w tym miejscu dzień wcześniej, co było absolutnie nieprawdą. Nagle zaczęło się zbierać wokół nas coraz więcej osób i w końcu tłum na nas ruszył, wyrywając nasz sprzęt - opisuje dziennikarz i dodaje, że ten tłum "miał na pewno sto, sto-kilkadziesiąt osób".
Z relacji Wrony wynika też, że w stronę ekipy zaczęły lecieć różne przedmioty. Kilku protestujących chciało ochronić polskich dziennikarzy, ale jednocześnie prosili, by jak najszybciej uciekali z manifestacji.
- W naszą stronę leciały różne przedmioty. Zaczęto nas popychać, oblewać wodą - opisuje korespondent TVN-u i dodaje, że tłum krzyczał w stronę ekipy "assassino" - "morderca".
Kiedy ekipie udało się wydostać z parku Lafayetta, policja udzieliła im pomocy eskortując dziennikarzy przez trzy przecznice, mimo że tłum cały czas szedł za nimi.
"Byłem na jednej wojnie i nie miałem takiej sytuacji"
- W pewnym momencie zacząłem ciągnąć za kabel mojego operatora, który w związku ze swoim profesjonalizmem i instynktem obracał się, żeby zrobić ujęcia. Ale ja ciągnąłem go za kabel, wiedząc, że to nie ma sensu i musieliśmy się jak najszybciej wydostać i żeby jej nieeskalować - opowiada Wrona - Byłem na jednej wojnie i nie miałem takiej sytuacji - stwierdził.
Jak się później okazało, ktoś puścił plotkę, że ekipa TVN-u to agenci wysłani przez ambasadę kubańską.
- Po prostu wzięto nas, za jakichś szpicli kubańskich - ocenił dziennikarz. - Ktoś, moim zdaniem świadomie, chciał doprowadzić do zamieszek - zasugerował.
WP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Kultura