- „Polski Ład” nie podoba mi się w całości. Szczególnie perspektywa: „Było strasznie, nadeszliśmy my i jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej" - powiedział w rozmowie z portalem Salon24.pl prof. Ryszard Bugaj z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, były doradca prezydencki.
Dawid Sieńkowski (Salon24.pl): Czy pana zdaniem, jako profesora ekonomii, możliwe do spełnienia są rządowe obietnice i wyliczenia, że na „Polskim Ładzie” skorzysta nawet 90 proc. polskich emerytów i 45 proc. przedsiębiorców?
Prof. Ryszard Bugaj (były doradca Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, profesor Polskiej Akademii Nauk): Nie potrafię tego ocenić i powiem szczerze, że wątpię, czy jest to możliwe do tak ścisłej oceny. Natomiast niewątpliwie pierwszy raz od 1990 roku w Polsce jest pomysł przesunięcia ciężarów podatkowych od najbiedniejszych w kierunku najbogatszych. Nasz kraj ciągle dogania Europę, ale dystans jest jeszcze duży. „Polski Ład” nie podoba mi się w całości. Szczególnie perspektywa: „Było strasznie, nadeszliśmy my i jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”. Poza tym, w „Polskim Ładzie” nie ma poważnego traktowania tematyki makroekonomicznej ze wszystkimi konsekwencjami negatywnymi dla rządowego programu. Nie potrafię więc teraz ocenić, na ile zapowiadane dobrodziejstwa rządu dadzą się sfinansować.
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha w rozmowie z nami powiedział o „ekonomicznym apartheidzie”. Jego zdaniem polski rząd dba bardziej o międzynarodowe korporacje niż rodzime przedsiębiorstwa. Czy pan również ma takie odczucie?
Nie, nie mam takiego odczucia. Oczywiście, jest wielkie pytanie, na ile możemy polegać na inwestycjach zagranicznych. Aczkolwiek PiS w tej sprawie jest akurat dosyć sceptyczny. Nie jest to partia polityczna zakochana w nadziei na inwestycje zagraniczne właśnie.
Czytaj także:
Uważa pan, że powinniśmy iść w kierunku, w którym jak najwięcej pieniędzy zostaje w kieszeniach obywateli do ich dyspozycji?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, ponieważ mam wrażenie, że jest ono osadzone w przekonaniu, że ludzie dysponują tylko tym, co posiadają w formie osobistego dochodu. Natomiast w moim odczuciu istotne są inne okoliczności. Np. bezpłatny system edukacyjny. Jeżeli on się rozrasta, to w jakimś sensie jest ekwiwalentem dochodu. Tak samo system ochrony zdrowia i transport publiczny. Powiedziałbym, że w każdej gospodarce istnieje optymalny poziom podziału między to, co wydatkowane przez obywateli z dochodów osobistych a to co, wydawane przez władze państwową z podatków szerokorozumianych. My na tle Europy mamy dość niski poziom wydatków ze środków dysponowanych przez ośrodki rządowe i samorządowe. Natomiast jeżeli chodzi o pobór podatków, to jesteśmy zupełnym ewenementem, ponieważ wszędzie indziej jest progresywny system podatkowy. Chodzi o całość systemu podatkowego, a nie tylko o podatki dochodowe, rzecz jasna. Czy to do utrzymania? Moim zdaniem w dłuższym okresie nie, bo ma konsekwencje niedobre dla gospodarki.
Czy to czas, w którym Polacy powinni bardzie zaciskać pasa i oszczędzać pieniądze, szczególnie w obliczu zapowiadanej nowej fali pandemii i możliwego lockdownu jesienią?
Tu mam centrowe stanowisko. Obawiam się zadłużenia. Jest granica trudna do określenia, ale jej przekroczenie może spowodować nie tylko przyrost obciążeń z tytułu obsługi długów, szczególnie gdyby skończył się okres niskich stóp procentowych, oczywiście. Aczkolwiek obawiałbym się też następstw wewnętrznych w naszej gospodarce. Uważam, że trzeba myśleć praktycznie o zapewnieniu ludziom standardów, które nie pochodzą z ich indywidualnych dochodów, zwłaszcza ochrona zdrowia i edukacja. Musimy także pamiętać, że normalne dochody obywateli mogą zostać tak pobudzone, że spowoduje to narastanie procesów inflacyjnych. To bardzo istotne zagrożenie.
Jest pan zwolennikiem podatku estońskiego? Mówiąc kolokwialnie, czy może on prawdziwie zaistnieć w Polsce?
Teoretycznie ma szansę zaistnieć, ale ja osobiście boję się takiego rozwiązania, ponieważ ono jest bardzo trudne metodologicznie. Trudno jest kontrolować wydatki, które podlegają transferowi na rzecz właścicieli kapitału i wyłączenie z opodatkowania tego, co zainwestowane. Przymus inwestycyjny to nie jest dobra sytuacja. On może prowadzić do sztucznych inwestycji, które nie przynoszą dochodów i zysku gospodarczego. Ja bym czegoś takiego nie robił. Szczególnie, że opodatkowanie dochodów o podatek korporacyjny jest w Polsce względnie niewysokie, to 19 proc. Oczywiście, są kraje, które mają nawet nieco mniej, ale są też kraje, które mają dużo więcej.
Polecamy:
Inne tematy w dziale Gospodarka