Polscy olimpijczycy podczas startów w Igrzyskach wywalczyli 284 medale. Każdy z tych krążków ma swoją historię. Wśród Biało – Czerwonych są i tacy, których miejsce na podium było wielkim zaskoczeniem. Oto kilka przypadków olimpijskich triumfów naszych sportowców, do których... nie powinno dojść.
24 lipca w Tokio rozpoczną się XXXII Igrzyska Olimpijskie. Polscy kibice liczą, że nasi reprezentanci przywiozą z Azji przynajmniej 16 medali. Wtedy dorobek sportowców znad Wisły zamknie się w 300 krążkach wywalczonych na olimpijskich arenach na przestrzeni lat. Choć za każdy medal naszym bohaterom należą się wielkie brawa i ukłony, to tak po prawdzie, wielu z tych triumfów w ogóle nie powinno być. Oto kilka historii, w których polscy reprezentanci oszukali przeznaczenie.
Rejterada Jarosika
Prawdopodobnie nie byłoby złotego medalu, ani żadnego innego, polskich piłkarzy na Igrzyskach w Monachium w 1972 roku, gdyby nie rejterada Andrzeja Jarosika. W półfinale Biało – Czerwoni przegrywali 0:1 z ZSRR, kiedy trener Kazimierz Górski zdecydował, że wprowadzi na boisko napastnika Zagłębia Sosnowiec Andrzeja Jarosika. Ten jednak, albo przestraszył się presji, albo był obrażony, że w RFN praktycznie nie grał, bo odmówił wejścia na plac gry. Selekcjoner machnął ręką i posłał w bój filigranowego Zygfryda Szołtysika, który strzelił dwa gole i został bohaterem meczu.
Czytaj:
W finale Polacy po dwóch trafieniach Kazimierza Deyny pokonali Węgrów 2:1 i stanęli na najwyższym stopniu podium. Sukces w Monachium uważa się za podwaliny do późniejszych osiągnięć, które stały się udziałem kadry Górskiego. Już bez Jarosika. Szkoleniowiec nie zapomniał piłkarzowi z Sosnowca niesubordynacji i więcej nie powołał go do drużyny narodowej.
Medal i koks
Prawdziwy rollercoaster stał się udziałem sztangisty Tomasza Zielińskiego. Polak w kategorii do 94 kg w 2012 roku w Londynie był dopiero dziewiąty. Jednak po przebadaniu próbek krwi uczestników rywalizacji w podnoszeniu ciężarów, pierwszych sześciu zawodników zostało... zdyskwalifikowanych za stosowanie dopingu.
Tym samym pan Tomasz awansował na trzecie miejsce i mógł się cieszyć z przyznanego mu brązowego medalu. Na tych samych Igrzyskach brat Tomasza – Adrian Zieliński wydźwigał złoto w kategorii do 85 kg. Cztery lata później Zielińscy nie zostali dopuszczeni do startu w IO w Rio de Janeiro z powodu... wykrycia w ich organizmach niedozwolonych substancji dopingujących.
Skok po złoto
W 1980 roku Igrzyska w Moskwie zostały zbojkotowane przez Komitety Olimpijskie USA, RFN, Japonii, Australii, Nowej Zelandii i Kenii. Był to protest przeciwko agresji Związku Radzieckiego na Afganistan. Absencję faworytów wykorzystał podoficer Ludowego Wojska Polskiego Jan Kowalczyk, który na koniu Artemor wywalczył złoty medal w skoku przez przeszkody. Sukces zawodnika Legii Warszawa uznano za niespodziankę światowego kalibru, bowiem Kowalczyk był do tego momentu raczej anonimowym jeźdźcem.
Złoty strzał
w 1996 roku o filigranowej blondynce, która zniewalała uśmiechem, usłyszał cały świat. Renata Mauer na Igrzyskach w Atlancie wywalczyła złoty medal w strzelaniu z karabinu pneumatycznego. Jako, że była to pierwsza konkurencja Igrzysk, o sukcesie reprezentantki Śląska Wrocław trąbiły wszystkie agencje prasowe globu. Kilka dni później pani Renata wystrzelała jeszcze brąz w konkurencji karabinu sportowego ( strzela się z niego ostrą amunicją). Drugi złoty medal sportsmenka wywalczyła cztery lata później w Sydney.
Wygrywał tylko w IO
Ciekawym przypadkiem sportowca, który mobilizował się wyłącznie na olimpijskie starty jest judoka Waldemar Legień. W 1988 roku zdobył złoto w Seulu. Następnie powtórzył to osiągnięcie cztery lata później w Barcelonie. Co ciekawe, nigdy wcześniej ani później, Legień nie potrafił wygrać zawodów o mistrzostwo świata czy Europy. Niewiele brakowało, żeby medal Legienia w Seulu pozostał tylko w sferze marzeń zawodnika.
Otóż, przed wylotem do Azji, na zgrupowaniu w Cetniewie doszło do ostrego konfliktu grupy judoków, w której był i Legień, z trenerem Ryszardem Zieniawą. Zawodnicy oskarżali szkoleniowca, że „zajechał ich” podczas przygotowań. Konflikt zażegała dopiero zdecydowana interwencja szefostwa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Grali jak za Górskiego
Na wspominanych Igrzyskach w Barcelonie pięknie spisali się piłkarze prowadzeni przez nieżyjącego już Janusza Wójcika. Polacy wszystkich lali równo. Grali tak efektownie, że zaczęto ich porównywać do złotej drużyny Kazimierza Górskiego z 1972 roku. Wojciecha Kowalczyka, Andrzeja Juskowiaka i spółkę w finale zatrzymali dopiero gospodarze – Hiszpanie, którzy w obecności 100 tysięcy widzów na Camp Nou w Barcelonie po ciężkim boju wygrali z Polakami 3:2. Trener Wójcik potrafił tak zmobilizować zawodników i wpoić im wiarę we własne możliwości, że kapitalnej atmosfery w ekipie nie zepsuły nawet plotki o tym, że w organizmach Piotra Świerczewskiego, Dariusza Koseły i bramkarza Aleksandra Kłaka wykryto środki dopingujące. Powtórne badanie próbek nie wykazało na szczęście żadnych odstępstw od normy.
Postawił do kąta faworytów
Kulomiot Tomasz Majewski to jeden z najbardziej utytułowanych polskich olimpijczyków. Ma w dorobku dwa złote medale (2008 Pekin i 2012 Londyn). O ile w drugim starcie w stolicy Anglii Polak był uznawany za jednego z głównych pretendentów do zwycięstwa, to w Pekinie pozostawał w głębokim cieniu Amerykanów – Adama Nelsona, Reese Hoffy i Christiana Cantwella. Majewski postawił rywali do kąta i pchając kulę na odległość 21,51 m mógł cieszyć się ze zwycięstwa.
- Fajne jest to, że nie jestem najlepszy z nich, a ze mną przegrali – podsumował swój genialny występ pan Tomasz.
Na koniec dwa przykłady potwornie dramatycznych przeżyć, jakie stały się udziałem dwóch polskich lekkoatletek.
Upokorzyła Hitlera
Nazistowskie Niemcy z wielką pompą zorganizowały Igrzyska w 1936 roku. Zmagania w Berlinie miały być pokazem siły i potęgi hitlerowskiego reżimu. Sportowcy z wielu krajów do tego stopnia ulegli psychologii niemieckich gospodarzy, że choć w duszy pogardzali psychopatą stojącym na czele III Rzeszy, to czekając na dekorację, już na podium, oddawali Hitlerowi cześć nazistowskim pozdrowieniem – unosząc w charakterystycznym geście prawą rękę. 23-letnia oszczepniczka, piękna ciemnowłosa Aleksandra Kwaśniewska, która zdobyła brązowy medal, choć na podium stała z „salutującymi” Hitlerowi Niemkami Tilly Fleischer ( złoto) i Luise Kruger (srebro), nie pozdrowiła „szalonego malarza”. Potem jednak pozowała do zdjęcia z Hitlerem, które w trakcie okupacji wiele razy uratowało jej życie.
Wzięli ją za mężczyznę
Po takim oskarżeniu, można popaść w depresję, albo ze wstydu zapaść się pod ziemię. W 1964 roku na IO w Tokio Ewa Kłobukowska zdobyła złoty medal w sztafecie 4x100 metrów i brąz na dystansie 100 metrów. Jednak radość sportsmenki szybko zamieniła się w złość i smutek. Władze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego odebrały Polsce oba krążki.
Jako argument tej absurdalnej decyzji podano, że po badaniach okazało się, że pani Ewa ma jeden chromosom męski powyżej dopuszczalnej normy. W skrócie: Kłobukowską uznano za mężczyznę. Lekkoatletka udowodniła, że decyzja MKOL to piramidalna bzdura, kiedy cztery lata później... urodziła syna. Światowe władze olimpijskie przyznały się do pomyłki dopiero w 1997 roku i zwróciły lekkoatletce oba krążki.
Trzymamy kciuki za deszcz medali Biało – Czerwonych w Tokio. Pozostaje wierzyć, że nasze triumfy w Kraju Kwitnącej Wiśni zostaną osiągnięte w mniej dramatycznych okolicznościach, niż te opisane powyżej.
Piotr Dobrowolski
Czytaj więcej:
Inne tematy w dziale Sport