Z perspektywy sądu, w którym pracuję spór o decyzję TSUE i Izbę Dyscyplinarną jest jak echa burzy, która przeszła ostatnio nad naszym miastem. Oczywiście widać, że ona przeszła, było ją słychać, można widzieć jej skutki – ale na naszą sytuację to, co się dzieje, nie ma większego wpływu – mówi Salonowi 24 Barbara Piwnik, sędzia, minister sprawiedliwości w latach 2001 – 2002.
Zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Co w praktyce oznacza ta decyzja?
Barbara Piwnik: Oj, to sprawy wielkiej polityki, ja nie chcę w nie wchodzić, więc powstrzymam się od komentarza…
Wyrok TSUE: system dyscyplinarny sędziów w Polsce niezgodny z prawem UE
Nie chodzi o komentarz polityczny, ale o ocenę Pani jako aktywnej sędzi i byłej minister sprawiedliwości, ocenę nie polityczną, ale stricte merytoryczną. Co ten wyrok TSUE faktycznie oznacza, co realnie zmienia?
Tak naprawdę, całkiem poważnie i bez ironii – z perspektywy sądu, w którym pracuję nie ma to jakiegoś ogromnego znaczenia. Bardziej obrazowo można stwierdzić, że to jak echa burzy, która przeszła ostatnio nad naszym miastem. Oczywiście widać, że ona przeszła, było ją słychać, można widzieć jej skutki – ale na naszą sytuację to, co się dzieje, nie ma większego wpływu.
Czyli ten wyrok TSUE i spór o Izbę Dyscyplinarną jest zupełnie nieistotny?
Nie, tego nie powiedziałam. Jest oczywiście bardzo istotny, bo po pierwsze dotyka sporu o kształt samego wymiaru sprawiedliwości. Odgrywa też rolę społeczną. Dla przeciętnego Polaka, te medialne sprawy mają znaczenie. Bo człowiek ten interesuje się nimi, myśli, jest przekonany, że decyzja TSUE wpłynie jakoś znacząco na jego sytuację, gdy on pójdzie do sądu załatwić swoją sprawę. Tymczasem w takiej codziennej pracy sądu nie zmienia się nic.
PH
Inne tematy w dziale Społeczeństwo