Klasy średniej absolutnie nie da się zadekretować stwierdzeniem, że należy się do niej na podstawie jakiegoś określonego, do tego bardzo niskiego progu dochodowego – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Wiceminister finansów Piotr Patkowski oznajmił, że do klasy średniej kwalifikujemy się, gdy zarabiamy 4 tysiące złotych brutto. Jak ocenia Pan tę wypowiedź?
Dr Andrzej Sadowski: Klasy średniej absolutnie nie da się zadekretować stwierdzeniem, że należy się do niej na podstawie jakiegoś określonego, do tego bardzo niskiego progu dochodowego.
Polecamy:
Skąd w takim razie takie, a nie inne słowa przedstawiciela rządu?
Być może słowa ministra Patkowskiego są związane z zarzutami, że Nowy Ład uderza w i tak rachityczną grupę nie najgorzej sytuowanych Polaków. A jeśli klasę średnią przedstawi się jako ludzi zarabiających 4 tysiące brutto, to okaże się, że należą do niej osoby, które nie zostaną obciążone większymi daninami, co więcej, nawet zapłacą mniejsze podatki. I te zarzuty uda się obalić. Nie wykluczam też, że rząd chce sztucznie poszerzyć tę grupę społeczną, poprzez „zapisanie” do niej ludzi o określonych dochodach. Pamiętajmy, że w ostatnich latach klasa średnia nie tylko nie poszerzyła się, ale wręcz została przetrzebiona. Tylko, że słowa ministra nie sprawią, że nagle mieć do czynienia będziemy z klasą średnią. To działanie sztuczne. Trochę tak, jakby osoby, które przeczytały jedną książkę w ciągu roku zaliczać do grona inteligencji. Nie tędy droga.
Na ministra posypały się gromy, jednak są przykłady ludzi mieszkających poza Warszawą, którzy za wynajem domu z ogrodem płacili tysiąc złotych, a w Warszawie nie starczy to nawet na wynajem pokoju. Więc w stolicy zarobki 4 tysiące brutto to naprawdę niewiele, zaś są miejsca w Polsce, gdzie to przyzwoite wynagrodzenie?
Ale tu w ogóle jest błędne założenie, które każe określać to, czy ktoś przynależy do klasy średniej na podstawie dochodu. Tymczasem dochód to tylko jeden z parametrów. W normalnym państwie klasa średnia nie tylko przyzwoicie zarabia, ale też posiada majątek w postaci nieruchomości, papierów wartościowych, zgromadzonych dóbr na podstawie wieloletniej akumulacji zgromadzonego kapitału. Uznanie granicy przynależności do klasy średniej na podstawie niewielkiego progu dochodowego, bez spełnienia pozostałych parametrów jest wprowadzeniem opinii publicznej w błąd, co do roli klasy średniej w normalnym państwie. Chyba, że celem jest stworzenie nowej quasi klasy średniej, będącej imitacją tej prawdziwej. Wtedy tak, takie kryteria, mówiące o 3 tysiącach złotych dochodu, można przyjąć. Jednak w rzeczywistości nie sądzę, aby wypowiedź ministra miała wielkie znaczenie i by na przykład brano ją pod uwagę w badaniach Urzędu Statystycznego określających przynależność do tej, czy innej grupy społecznej.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj też:
Inne tematy w dziale Polityka