Dla piłkarzy, działaczy, czy dziennikarzy organizacja Euro w wielu miastach to problem, ale oni jakoś sobie poradzą. Najbardziej pokrzywdzeni są kibice. W pierwszej fazie turnieju jedyne obiekty, na których była prawdziwa atmosfera piłkarskiego święta to stadiony w Kopenhadze i Budapeszcie. Organizowanie meczu w Baku, w Azerbejdżanie, bardzo daleko, w dodatku na brzydkim stadionie, z jakąś przykrytą na szybko bieżnią, jest nieporozumieniem – mówi Salonowi 24 Michał Listkiewicz, międzynarodowy sędzia piłkarski, były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Mistrzostwa Europy są jednym z najpiękniejszych pod względem piłkarskim turniejów w historii. Kontrowersje budzi jednak fakt, że są rozgrywane w aż 11 miastach, drużyny jeżdżą po całej Europie. Nie jest chyba przypadkiem, że czterej półfinaliści to zespoły, które w fazie grupowej grały u siebie, czyli podróżowały najmniej. Czy ta decyzja nie stanowi rysy na niewątpliwie pięknym wizerunku samego turnieju?
Michał Listkiewicz: Rozgrywanie mistrzostw w dwunastu, docelowo w jedenastu krajach to efekt szalonego pomysłu Michela Platiniego, byłego prezesa UEFA. Już w chwili podjęcia budziła kontrowersje. A w dobie pandemii są to już kontrowersje ogromne. Oczywiście te kontrowersje łagodzi nam bardzo wysoki poziom sportowy turnieju. Ale bez wątpienia zdecydowanie lepiej, by taki turniej odbywał się w jednym kraju. Organizowanie meczu w Baku, w Azerbejdżanie, bardzo daleko, w dodatku na brzydkim stadionie, z jakąś przykrytą na szybko bieżnią, jest nieporozumieniem. Tam można było zorganizować finał Ligi Mistrzów, czy Ligi Europy, jeden mecz, ale nie robić ten stadion areną Euro. Zresztą, Duńczycy bardzo mocno rozgrywanie meczu ćwierćfinałowego w Baku skrytykowali. I mieli rację.
Łukasz Podolski i historia pewnej miłości
Tak, jednak oni i tak mieli szczęście, bo zaczynali rozgrywki w Kopenhadze i jak wspomniałem, wszyscy półfinaliści zaczynali na własnych boiskach, drużyny, które podróżowały najwięcej odpadły wcześniej…
Dla piłkarzy, działaczy, czy dziennikarzy organizacja Euro w wielu miastach to problem, ale oni jakoś sobie jeszcze poradzą. Najbardziej pokrzywdzeni na tym wszystkim są kibice. W pierwszej fazie turnieju jedyne obiekty, na których była prawdziwa atmosfera piłkarskiego święta to stadiony w Kopenhadze i Budapeszcie. Na ich tle stadion we wspomnianym Baku robił przygnębiające wrażenie.
Już wprawdzie nie UEFA, ale FIFA też przy organizacji turniejów nie uniknęła kontrowersji. Były protesty w sprawie organizacji Mistrzostw Świata w Rosji, a za rok odbędą się mistrzostwa w Katarze. Tu kontrowersje dotyczą i kwestii praw człowieka, i klimatu – turniej będzie musiał być organizowany zimą. Niektórzy twierdzą, że jedynym plusem będzie to, że zimą najlepsi piłkarze nie będą tak przemęczeni sezonem jak w trakcie turniejów czerwcowych?
Organizacja mistrzostw w Katarze też oczywiście jest bardzo kontrowersyjna, ale problemy logistyczne są jednak dużo mniejsze niż przy tegorocznym Euro. Bo turniej organizowany jest jednak w małym kraju, gdzie wszyscy pojadą na miejsce, nie będzie długich podróży, sytuacji, w których jedna drużyna musi lecieć do Azerbejdżanu na jeden mecz, a następny rozgrywać na drugim końcu kontynentu.
Wróćmy więc do tegorocznego turnieju, półfinały i finał rozgrywane są w Anglii. O złoto zagrają Włosi, którzy pokonali w rzutach karnych Hiszpanów. W pierwszej fazie turnieju zachwycili. W ostatnim spotkaniu zagrali słabo, nie byli drużyną lepszą…
Paradoksalnie Włosi zagrali najsłabszy swój mecz w turnieju, a Hiszpanie zdecydowanie najlepszy. Ale ostatecznie w finale melduje się ekipa Italii, to liczy się przede wszystkim. Mówienie o ładnej grze jest trochę zaklinaniem rzeczywistości, bo owszem – wszyscy chcielibyśmy, by wygrywały drużyny grające porywający futbol. Ale na koniec i tak liczą się trofea. Co z tego, że selekcjoner Polaków Paulo Sousa mówi, że jego drużyna wykonała najwięcej wrzutek i zaczęła grać ofensywnie, skoro dawno już Biało-Czerwonych w turnieju nie ma. Włosi w półfinale nie zagrali pięknie, ale to oni zagrają w wielkim finale.
Ze zwycięzcą spotkania Anglia – Dania. Anglicy są niby twórcami nowoczesnego futbolu, a w finale turnieju typu MŚ czy Euro grali raz – w 1966, wtedy zostali mistrzami świata. Czy przełamią złą passę, czy może „duński dynamit” znów powtórzy sukces z 1992 roku?
Sercem jestem za Duńczykami. Bo owszem, Anglicy mają niesamowity potencjał, zarówno defensywny, jak i ofensywny, jednak wygrana Danii byłaby czymś pięknym. Byłaby pokazaniem nadziei dla innych krajów, również takich jak Polska, że nie będąc faworytem, do tego mając bardzo trudny początek – pamiętamy o tragedii Cristiana Eriksena, porażkach w pierwszych spotkaniach, można dojść do finału, albo nawet wygrać cały turniej. To byłby może triumf nie kopciuszka – bo Dania to nie jest drużyna słaba, ale zespołu, którego nikt przed turniejem nie stawiał w gronie faworytów.
Czytaj też:
Euro 2021. Włochy - Hiszpania, 1/2 finału
Wimbledon. Hubert Hurkacz awansował. Federer rywalem!
Łukasz Podolski w Górniku Zabrze. Czy Poldi nadal ma talent?
Euro 2021. Chuligan idzie po złoto
Inne tematy w dziale Sport