Przywództwo trzeba sobie wywalczyć, nie powinno się go dostawać za darmo. A skoro tak, walka między Donaldem Tuskiem i Rafałem Trzaskowskim może być bardzo korzystna dla opozycji. Bo jej zwycięzca będzie mocniejszym liderem, z większym mandatem, niż ktoś namaszczony przez wąskie gremium – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W sobotę ma do polityki wracać Donald Tusk. I już słychać o sporze pomiędzy nim, a Rafałem Trzaskowskim. Prezydent Warszawy miałby startować na lidera PO. Czy można dziś przewidzieć, który z tych polityków byłby lepszym liderem opozycji?
Prof. Jarosław Flis: Bóg raczy wiedzieć. O tym, czy lider danej formacji faktycznie się sprawdza, decydują wyborcy przy urnie, w dniu wyborów. Wcześniej są to jedynie spekulacje.
Polecamy:
Powrót byłego premiera i szefa Rade Europejskiej miał być wydarzeniem, które da opozycji nowy impuls. Spowoduje, że nastąpi punkt zwrotny w polskiej polityce. A tutaj na samym starcie jest spory problem?
Na pewno widać, że nie będzie scenariusza Tuska wracającego na białym koniu, który przejmuje władzę w PO i prowadzi do zwycięstwa. Paradoksalnie dla opozycji to pozytywny scenariusz – funkcja lidera nie powinna być „dana w prezencie”. Trzeba ją wywalczyć. I skoro pojawia się bardzo mocny twórca Platformy, lider Europejskiej Partii Ludowej, który ma w CV też funkcję premiera i szefa Rady Europejskiej, i przeciwko niemu startuje prezydent Warszawy, który jest popularny i niedawno osiągnął dobry wynik w wyborach prezydenckich, to takie starcie będzie niezwykle interesujące. I jeśli Tusk z Trzaskowskim wygra, to jego mandat jako lidera głównej siły opozycyjnej i osoby jednoczącej opozycję, będzie dużo silniejszy niż gdyby po prostu został przez partię namaszczony. I odwrotnie – jeśli z takiego starcia zwycięsko wyjdzie Trzaskowski – wtedy to on będzie miał pozycję niekwestionowanego lidera. Na tym opozycja może zyskać. Bo zwycięzca rywalizacji będzie mocniejszym liderem, z większym mandatem, niż ktoś namaszczony przez wąskie gremium Zagrożenie wypływające z tego sporu jest w zasadzie tylko jedno.
Jakie?
Jeśli na przykład zwycięstwo Tuska będzie przypominać wygraną Bronisława Geremka, który przeszło 20 lat temu wygrał walkę o przywództwo w Unii Wolności, zresztą właśnie z Donaldem Tuskiem.
Przypomnijmy, że Geremek wygrał nieznacznie, ale ludzie Tuska zostali całkowicie zmarginalizowani…
I Tusk ze swoją frakcją wyszedł z partii, założył Platformę Obywatelską, która potem zastąpiła Unię Wolności na polskiej scenie politycznej. Tu też może być sytuacja, w której zmarginalizowany Trzaskowski wychodzi z formacji i z własnym ruchem idzie bardziej w lewo. Jednak jeśli do tego nie dojdzie, ten spór prezydenta Warszawy i byłego premiera może Platformie pomóc.
Tu ścierają się dwie wizje PO. Tusk był bardzo eklektyczny, miał w swojej formacji ludzi od Palikota, po Gowina. Trzaskowski jest liberalno-lewicowy. Czy można dziś stwierdzić, że wygrana prezydenta stolicy to formacja jednoznacznie bardziej lewicowa, antyklerykalna, a Tusk to większa szansa na zjednoczenie całej opozycji?
Znów trudno na to pytanie odpowiedzieć. Bo po pierwsze – jednoczenie opozycji dziś może być trudniejsze, gdyż PO nie ma pozycji nr jeden – jest ruch Szymona Hołowni, jest lewica, jest bardziej centrowo-konserwatywne PSL. Z drugiej strony PO wciąż ma największe finansowanie, najsilniejsze struktury, a w samorządach pozycję mocniejszą niż ludowcy, znacznie mocniejszą od lewicy, o Hołowni nie wspominając. Natomiast z drugiej strony takie pójście w lewo, popieranie Strajku Kobiet itd., to może zapewnić pewne poparcie, ale mniej więcej 1/4 wyborców. W centrum powstanie nisza, która może być zagospodarowana czy to przez Hołownię, czy Kosiniaka-Kamysza, a może przez obu tych polityków.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj też:
Inne tematy w dziale Polityka