O końcu gazet papierowych słyszymy od 2012 roku. Niewątpliwie sytuacja ich jest trudna. Szansą byłoby postawienie na lokalność, jednak pod warunkiem, że nie będą to media partyjne – mówi Salonowi 24 prof. Wiesław Godzic, medioznawca, Uniwersytet Warszawski.
Koszty wydania gazet drukowanych są coraz wyższe, do tego pandemia, która mocno uderzyła w sprzedaż. Nieoficjalnie słychać o podnoszeniu cen gazet drukowanych. Czy to już ten moment, w którym nastąpi całkowity koniec prasy drukowanej w Polsce?
Prof. Wiesław Godzic: O całkowitym końcu gazet drukowanych w Polsce i nie tylko w Polsce słychać od 2012 roku. I pomimo bardzo niesprzyjających okoliczności wciąż te gazety funkcjonują. Więc odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Można powiedzieć – tak, ten koniec jest nieuchronny i się zbliża. Ale nie wiem, czy nastąpi akurat teraz, czy raczej za kilka, bądź kilkanaście lat. Obserwuję natomiast podejście młodych ludzi. Oni podchodzą podcastowo. Nie mają w ogóle przywiązania do gazet drukowanych, natomiast często wybierają jakieś treści ze znanej gazety, które śledzą w sieci. To zupełnie nowy trend konsumentów. Innym zjawiskiem są sami czytelnicy, którzy zaczynają tworzyć treści.
Polecamy:
Jednak nie brak ludzi, którzy wprost przyznają, że brakuje im jakościowego dziennikarstwa, dłuższych form. Dla nich jednak wzrost cen czasopism i gazet może jednak nie do przeskoczenia, więc mogą zacząć kupować treści płatne w sieci?
Możliwe, choć tu też nie ma prostej reguły. Sam korzystam na przykład z e-booka. To wygodne. Jednak wielu moich znajomych wprost mówi, że jednak woli czytać tradycyjną książkę, czuć w ręku papier, czuć zapach farby drukarskiej. I oczywiście ja ludzi tych doskonale rozumiem. Bardzo nie chciałbym, aby papier zupełnie zniknął. Ale decydować o tym będzie rynek. Bo chętni do czytania się znajdą, pytanie, czy produkcja gazet będzie opłacalna.
Wiele lat temu królowały płyty winylowe, potem zostały wyparte przez inne nośniki, ale winyl powrócił, bardziej w formie niszowej. Są amatorzy „czarnej płyty”. Czy szansą dla papierowych wydawnictw nie byłoby pójście właśnie w stronę niewielkich nakładów, w stylu retro, kierowanych do określonych grup?
Wchodząc do sklepów z płytami widzimy, że ten winyl jakoś się trzyma, do tego był człowiek w USA, który winyl opatentował i zarabia dobre pieniądze. Nisza zawsze może istnieć, pytanie, na ile będzie w stanie biznesowo się zbilansować.
No właśnie, w USA tuż przed pandemią rosła popularność niewielkich bezpłatnych, lokalnych gazet. Czy przyszłość mediów może wyglądać w ten sposób, że czytelnicy zaczną wybierać płatne treści w sieci i będą bezpłatne gazety utrzymujące się z reklam?
Fakt – lokalność może być dla mediów papierowych szansą na przetrwanie. Ale obawiam się, że niekoniecznie w Polsce.
Dlaczego?
W Polsce niestety na rynku lokalnym mamy wysyp pism robionych przez samorządowców – burmistrzów, wójtów, prezydentów miast. Są to niestety pisma często o charakterze czysto propagandowym. Wydane na pięknym papierze – nie wiadomo po co, ale treści służą jedynie promocji polityków rządzących miastem. W Milanówku, w którym mieszkam, mamy do czynienia z powrotem wręcz do końca lat 80.
To znaczy?
Jest pismo wydawane przez radę gminy, bardzo mocno promujące rządzących, ładnie wydane, i pismo „podziemne”, na dużo gorszym papierze, gorzej zredagowane, patrzące władzy na ręce. Są to gazety za bardzo upolitycznione. Ale tak – lokalność jest ogromną szansą, pod jednym wszakże warunkiem, że te lokalne pisma nie będą upartyjnione. Pytanie, czy w Polsce to możliwe. Bardzo bym chciał.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Kultura