Więcej małych okręgów wyborczych to zagrożenie zwiększenia roli największych graczy. Ale też szansa, bo posłowie tak wybrani będą bardziej reprezentatywni. Pomimo nienajlepszych intencji, skutek może okazać się pozytywny – mówi Salonowi 24 prof. Kazimierz Kik, politolog, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Prawo i Sprawiedliwość – jak napisał to na naszym portalu były poseł Tomasz Jaskóła – może niebawem zmienić ordynację wyborczą. Wprowadzić więcej, niedużych okręgów. Co taka zmiana oznaczałaby dla demokracji w Polsce?
Prof. Kazimierz Kik: To, jak ją ocenimy, zależy trochę od tego, jak podchodzimy do problemu ordynacji wyborczej. Czy bardziej preferujemy ordynację większościową, czy proporcjonalną.
Tak, ale to ma być nadal ordynacja proporcjonalna, z tym, że w małych okręgach. Co de facto podniesie w nich próg wyborczy z 5, do 10, 12 proc.?
Tak, ale takie małe okręgi troszkę przybliżają do głosowania większościowego, bo bardziej wyborca skupi się na głosowaniu na człowieka, nie na partię – jest większa reprezentatywność. W dużych okręgach ci politycy są całkowicie anonimowi. Więc tu mamy pewien plus, wybrani posłowie będą bliżej wyborców. Natomiast na pewno istnieje ryzyko, że właśnie zyskiwać będą tylko największe partie. Choć oczywiście jest tu pytanie, czego oczekujemy od Sejmu.
To znaczy?
Czy chcemy, by parlament przypominał sklep, w którym możemy sobie wybrać co chcemy, jest bardzo dużo rozdrobnionych partii, czy może chcemy stabilizacji, w której są dwie główne siły, rywalizujące ze sobą.
Tylko tu jest taki problem, że rządzące Prawo i Sprawiedliwość jeśli faktycznie zmieni ordynację, faktycznie „wykosi” jakąkolwiek konkurencję. To raczej demokracji nie służy?
Takie być może są intencje władzy, ale w ogóle warto pamiętać, że polską politykę trawi kilka ciężkich chorób. Pierwszą jest brak reprezentatywności – w Polsce nigdy nie rządziła jeszcze większość, tylko mniejszość, z największym poparciem w wyborach. Bo połowa Polaków w głosowaniu udziału nie bierze. Więc władze nie są reprezentatywne wobec społeczeństwa. Po wyborach przychodzi walec, który to wyrówna, czyli system promujący duże partie – dzięki temu ugrupowanie, które dostało 45 proc. ma ponad 50 proc. posłów itd. Ale brak reprezentatywności jest problemem. Drugi problem to motywacje ludzi, którzy idą do polityki. Normalnie angażować się powinni ludzie, którzy chcą coś zmienić. Tymczasem w Polsce spada liczba aktywistów partyjnych w formacjach opozycyjnych, a rośnie w PiS. To oznacza, że niestety u nas wiele osób idzie do polityki nie po to, żeby wpływać na rzeczywistość, ale by się urządzić. No i trzeci problem – jakość klasy politycznej. Nie jest przypadkiem, że w rankingu zawodów politycy cieszą się najmniejszym zaufaniem. Jakość tych ludzi jest bardzo niska. Za rządów PiS zlikwidowano de facto Służbę Cywilną, niebawem zlikwidowana zostanie też służba dyplomatyczna. Więc pod tym względem będzie coraz gorzej. A wracając do pytania o ordynację – mniejsze okręgi mogą być zagrożeniem, że zwiększą rolę wyłącznie silnych graczy. Ale daję też szansę na większą reprezentatywność wybranych posłów. Być może intencje nie są dobre, ale jeśli ta reprezentatywność się zwiększy, to skutek może być pożądany.
Czytaj dalej:
Akt oskarżenia przeciwko Bartłomiejowi M., byłemu rzecznikowi MON
Jacek Protasiewcz mówi Niemcom "raus"! Wpis na Twitterze mową nienawiści?
W Kanadzie płoną kościoły. Zdewastowano też pomnik Jana Pawła II
Niemieckie władze chcą wykasować konta na Facebooku. Portal pójdzie na ustępstwa?
Ekspert bardzo ostro o Polskim Ładzie: To wręcz apartheid, dyskryminacja polskich firm!
Inne tematy w dziale Polityka