Szokiem może okazać się uświadomienie sobie, jak wielu naszych bliskich, znajomych, mogło być ofiarami molestowania. Jeśli jest to 25 proc. kobiet i kilkanaście proc. mężczyzn, to znaczy, że każdy z nas ma w swoim otoczeniu ludzi skrzywdzonych – mówi Salonowi24 dr Tomasz P. Terlikowski, filozof i publicysta.
W Salonie 24 publikujemy materiał Mariusza Zielke o molestowaniu ze strony trenera narciarstwa. Pokrzywdzona kobieta dopiero po latach u terapeutki uświadomiła sobie w pełni, że była molestowana. Pan od lat zajmuje się opisywaniem problemów pedofilii w Kościele i nie tylko. Jak często zdarzają się sytuacje, w których ofiara dopiero po latach orientuje się, co ją spotkało?
Tomasz P. Terlikowski: Opisana historia, jest bardzo smutna, ale typowa z kilku powodów. Po pierwsze – typ sprawcy. Bardzo często sprawcy przestępstw wobec nieletnich budują relacje z ofiarami. To są często właśnie trenerzy, instruktorzy skautowi, nauczyciele, duchowni, bądź przyjaciele czy członkowie rodziny. Przestępca, który gdzieś czai się na ofiarę, z ukrycia napada ją i krzywdzi, działa zazwyczaj dość krótko. Dziecko, gdy zostaje zaatakowane, a przestępca spłoszony, ucieknie, zazwyczaj opowie o wszystkim rodzicom. Znacznie bardziej skomplikowane są sytuacje, w których sprawca miesiącami uwodzi, stara się osaczyć ofiarę. Tego typu ludzie niekiedy sami wybierają sobie zawody, które umożliwiają im kontakt z dziećmi i młodzieżą. Ofiara w te relacje nieświadomie, z dziecięcą ufnością wchodzi. Zdarza się tak, że myśli, że jest zaangażowana uczuciowo, kocha, albo uznaje, że to zło, jakiego doświadcza ze strony sprawcy jest ceną za jego bliskość. Niekiedy uświadomienie sobie, że było się ofiarą molestowania seksualnego wymaga wielu lat pracy. Część osób, aby pogodzić się z samym sobą, wypiera to, co się stało.
Jak wygląda mechanizm uwodzenia?
Sprawca najpierw przez długi czas zaznajamia się z ofiarą, buduje wzajemne zaufanie, zaprzyjaźnia się, sprawdza, na ile ofiara jest w stanie utrzymać w tajemnicy tę relację i jak daleko może się posunąć. Gdy ofiara nie poddaje się manipulacjom, sprawca może się wycofać. Odpowiedzialność zawsze spoczywa na sprawcy, nigdy na dziecku czy osobie nieletniej. Trzeba mieć tego świadomość. Elementem problemu jest również lekceważenie sygnałów wysyłanych przez ofiary czy wręcz przekonanie, że ofiara zmyśla i kłamie. Na przykład dziecko zaczyna mówić, że ten nauczyciel, ksiądz, trener, fatalnie się zachowywał. A w odpowiedzi słyszy: „To niemożliwe”, „Nie kłam”, „Coś ci się wydawało”. Takie słowa zamykają ofiary przed powiedzeniem o swojej tragedii.
Taką przerażającą kwestią jest historia Wojciecha Kroloppa, byłego dyrygenta chóru Polskie Słowiki w Poznaniu, który przez lata krzywdził chłopców. Gdy sprawa wyszła na jaw, w jego obronie stawali rodzice dzieci…
To problem, z którym cały czas się zmagamy. W kraju, który chyba najlepiej przepracował tę kwestię, czyli w Australii, gdzie królewska komisja badała wszystkie przypadki pedofilii, uświadomienie sobie skali problemu trwało kilkanaście lat. My nawet nie jesteśmy na początku tej drogi. A przecież pamiętam w czasach szkolnych, że mówiło się, że ten nauczyciel lubi „obmacywać” dziewczyny, współpracownik chóru składa niemoralne propozycje chłopcom, a ksiądz zachowuje się dziwnie. I młodzież przed tym się ostrzegała, ale nie robiono z tym nic, choć była to wiedza w zasadzie powszechna. Nie było świadomości, jak wielkie to zagrożenie. Od dobra ofiar ważniejsze było zachowanie struktur – kościelnych, społecznych czy nawet rodzinnych, bo pamiętajmy, że do wielu przestępstw o charakterze seksualnym dochodzi w rodzinach. Sprawcami bywają znacznie częściej ojcowie lub mężczyźni, którzy pełnią funkcję ojca (ojczymowie, partnerzy matek) niż kobiety. Zresztą molestowanie przez kobiety jest jeszcze bardziej wstydliwe i jeszcze bardziej tabu, co oznacza, że ofiary tego typu przestępstwa zgłaszają bardzo rzadko. Bywa, niestety, że do wykorzystywania w rodzinie dochodzi przy cichym przyzwoleniu na przykład matki. To są bardzo skomplikowane procesy psychologiczne, a na to wszystko zazwyczaj nakłada się przemoc. Zdarza się nawet, że najstarsza siostra skupia na sobie zainteresowanie ojca celowo, by chronić młodsze rodzeństwo.
ZOBACZ TEŻ: Atak seksualny na małoletnią. Mężczyzna z Leszna aresztowany
W rodzinach jest zmowa milczenia, bo albo ludzie nie wierzą, że bliska osoba może dokonać tak podłych czynów, albo jest to rodzina patologiczna. Ale przecież bywa, że wybiela się czy to księdza, czy nauczyciela, nie wierzy ofiarom?
Przez lata pokutowało przekonanie, że skoro jest świetny ksiądz, doskonały nauczyciel, wybitny twórca czy dobry organizator, to przymknijmy oko – dzieci szybko zapomną. Nie wiedziano wtedy - dziś ci, co chcą wiedzieć, wiedzą - że każde molestowanie, nawet słowne, może pozostawić w takiej osobie traumę na całe życie.
Patrząc dziś na społeczne podejście do tego tematu, można odnieść wrażenie, że lewica chce skupić się tylko na Kościele, nie widząc zjawiska w innych środowiskach, a kręgi prokościelne każdą wzmiankę o księżach pedofilach bagatelizują, mówiąc „przecież gdzie indziej też są pedofile”. Czy nie jest konieczne po prostu przygotowanie planu kompleksowego zbadania sprawy i rozwiązania jej bez taryfy ulgowej dla kogokolwiek?
To tkwi w mentalności. Mamy oczywiście po wszystkich stronach – lewicowej, prawicowej, antykościelnej i prokościelnej ludzi, którzy przerobili ten problem, doszli do tego, że w tych sprawach to ofiary są najważniejsze. Ale jednak ludzie ci są w mniejszości, wielu komentatorów reaguje w ten sposób, że na przykłady pedofilii wśród księży od razu pokazuje przykłady pedofilii wśród celebrytów i odwrotnie. Wynika to z jednej strony z plemienności, ale też z pałkarstwa, które zdominowało naszą debatę publiczną. Jedni uderzają pałką pedofilii kościelnej, drudzy celebryckiej, a ofiary są używane tylko do bicia w innych. Kluczowa jest zmiana podejścia, by to właśnie pokrzywdzeni znaleźli się na pierwszym planie.
Jak to podejście zmienić?
Przede wszystkim należy te ofiary wysłuchać, oddać im głos. Te rozmowy są wstrząsające. Dorosły mężczyzna, który mówi na spotkaniu, że czuje się jak bezpański pies, że zawsze już będzie czuł się „niczyj”. Kobieta, która podczas spotkania z kardynałami w Watykanie mówi, że nie ma już i nigdy nie będzie tej dziewczynki, która została skrzywdzona w wieku 10 lat, już nigdy nie będzie bawić się lalkami, że odebrano jej dzieciństwo i młodość. Są terapie, wsparcie, pomoc – ale to do końca nie usunie tej traumy. I właśnie od wysłuchania ofiar, umieszczenia ich w centrum naszej uwagi, należy zacząć zmianę tego podejścia.
Tu istotną kwestią jest też chyba sama profilaktyka, jak rozmawiać z dziećmi, by je chronić, jak rozpoznać, że dziecko może być krzywdzone?
Z dziećmi trzeba rozmawiać, być czujnym, nie lekceważyć, gdy dzieje się coś niepokojącego. Nie wolno przejść obojętnie wobec nagłej zmiany zachowania dziecka. Oczywiście, u nastolatków hormony buzują, zmiany są, ale te nagłe powinny nas zaniepokoić. Na pewno nie wolno zamykać się, gdy dziecko mówi nam o dziwnym zachowaniu nauczyciela. A problem jest ogromny, nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego skali.
To znaczy?
Jak wynika ze statystyk, co czwarta nieletnia w Stanach Zjednoczonych doświadczyła molestowania. Oczywiście nie zawsze chodzi tu o gwałt, czy przemoc fizyczną – czasami chodzi tu o dziwne propozycje, sprośne teksty, zachowania niewerbalne czy wspólne oglądanie pornografii. Dla nastolatki czy nastolatka one także są traumą, a przez wiele lat było dla nich społeczne przyzwolenie. To musi się zmienić. Szokiem może okazać się uświadomienie sobie, jak wielu naszych bliskich, znajomych, mogło być ofiarami molestowania. Jeśli jest to 25 proc. kobiet i kilkanaście proc. mężczyzn, to znaczy, że każdy z nas ma w swoim otoczeniu ludzi skrzywdzonych. A skoro tak, należy bardzo ostrożnie wypowiadać się na te tematy także dlatego, by nie skrzywdzić naszych bliskich.
CZYTAJ TEŻ: Ks. Isakowicz-Zaleski: Nie ma nic groźniejszego, niż inteligentny i ustosunkowany pedofil
Wspomniał Pan, że pedofile do skomplikowane osobowości. I fakt, czasem są to ludzie, którzy mają niepodważalne zasługi, czy to w Kościele, czy na polu kulturalnym, sportowym. I tu jest pytanie – czy piętnując – jak najbardziej słusznie – czyny tych ludzi, którzy, podkreślmy to, powinni zostać ukarani, należy tak samo odrzucić ich dorobek i na przykład przestać oglądać filmy, czytać ich książki itd.?
Nie ma prostej odpowiedzi na te pytania, bo owszem, teoretycznie nie powinno się utożsamiać dzieł twórcy z jego czynami. Ale też pamiętać należy o tym, że czasem ta imponująca i dobra działalność mogła pomóc pedofilowi w dokonywaniu przestępstw. Wojciech Krolopp mógł krzywdzić tyle niewinnych osób, bo był sprawnym dyrektorem chóru, dobrym dyrygentem, rodzice tych dzieci chcieli, by one robiły karierę. Bohaterka artykułu Mariusza Zielke ze swoim oprawcą zetknęła się dlatego, że był dobrym trenerem. Ofiary księży pedofili często szukali u nich wcześniej pocieszenia i je początkowo znajdowali, bo ci kapłani doskonale zakładali maskę świetnych duszpasterzy, do tego empatycznych. Reżyserzy wykorzystujący seksualnie swoje ofiary robili to np. dzięki castingom, na które szły tłumy, bo owi twórcy byli niezwykle popularni. A jednocześnie trzeba sobie zdawać sprawę, że na przykład Roman Polański dopuścił się przynajmniej jednego czynu o charakterze pedofilskim, ale też wśród jego filmów są dzieła absolutnie wartościowe. I tak – należy czasem oddzielić dzieła od twórcy, ale też zawsze pamiętać, że umiejętności tych ludzi pomagały im czasem w czynieniu straszliwego zła.
ZOBACZ TEŻ: Był działaczem PO, potem kandydował z list PiS. Bartłomiej M. z zarzutami gwałtu
Pojawiają się też opinie, że pedofile są ludźmi chorymi, że należy ich leczyć, kastrować chemicznie itd. Czy jest możliwe w ogóle prewencyjne zmuszenie pedofili do leczenia, aby nie stanowili zagrożenia dla dzieci?
Polecam książkę dr Amy Zabin pt. „Rozmowy z pedofilem. Dla dobra naszych dzieci”, która jest zapisem rozmów z człowiekiem skazanym za pedofilię. Mówi on wyraźnie, że dla niego spełnienie seksualne było istotne, ale istotniejsze było poczucie kontroli nad niewinną osobą. To ważna lektura, dzięki której możemy wiedzieć, co siedzi w głowie pedofila. Zapewne są i tacy, którzy mają świadomość, że coś jest nie tak i chcą się leczyć, ale - przy obecnym społecznym odbieraniu pedofilii - już samo przyznanie się przed samym sobą i - tym bardziej przed innymi - że ma się problem może być niezwykle trudne, a bez terapii trudno jest uniknąć zaangażowania. Terapia jest także trudna. Kastracja chemiczna sprawić może co najwyżej, że staną się oni bardziej okrutni w kwestii tej kontroli. Jedynym wyjściem jest uniemożliwienie kontaktu z dziećmi, czasem przez więzienie, bądź terapię w zamkniętym zakładzie. Z pełną świadomością, że terapia ta może nie przynieść szybkich rezultatów, że może ich w ogóle nie przynieść.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo