O ile jeszcze w sprawach gospodarczych, zarówno Lewica jak i PiS (troszkę mniej) kierują swoją ofertę do elektoratu socjalnego i mogą się porozumieć, o tyle tematy takie jak LGBT, aborcja, stosunek do Kościoła, są nie do przeskoczenia. To bariera, o którą rozbije się taka koalicja, nawet jeśli byłyby próby jej powołania – mówi Salonowi 24 Andrzej Rafał Potocki, publicysta „Sieci”.
Rafał Woś, lewicowy publicysta, wezwał na Salonie 24 do koalicji PiS – SLD. Potem argumentował, że taka współpraca jest możliwa i pożądana. Jak odnosi się Pan do tych propozycji?
Andrzej R. Potocki: Nie uważam, by taka koalicja w ogóle była realna. Przede wszystkim są tu bardzo poważne różnice w kwestiach światopoglądowych, kulturowych. O ile jeszcze w sprawach gospodarczych, zarówno Lewica jak i PiS (troszkę mniej) kierują swoją ofertę do elektoratu socjalnego i mogą się porozumieć, o tyle tematy takie jak LGBT, aborcja, stosunek do Kościoła, są nie do przeskoczenia. To bariera, o którą rozbije się taka koalicja, nawet jeśli byłyby próby jej powołania.
Tu też przywoływana jest historia – Lewica to przede wszystkim postkomunistyczne SLD; PiS odebrał emerytury esbekom. Ale też argumenty te można łatwo zbić – kwestie socjalne mogę uzasadnić taką koalicję, a z kolei te różnice sprawią, że oba ugrupowania nie będą odbierać sobie wyborców. Podobnie było z PSL i PO – partia wiejska i wielkomiejska współrządziły przez osiem lat i osiągały sukcesy?
Ale właśnie – tematy historyczne. Tu nie chodzi tylko o historię z okresu PRL, ale też o ostatnie trzydziestolecie. PSL, PO, Lewica, to formacje okrągłostołowe. PiS takim ugrupowaniem nie jest, odnosi się w dużej mierze także do krytyków porozumienia Solidarności z komunistami z roku 1989. Można podać jakieś plusy współpracy PiS z SLD. Ale za realne uważam raczej doraźne porozumienia. W przypadku stałej koalicji minusy zdecydowanie przykryją ewentualne korzyści.
Zmieniając nieco temat. Krytyczni wobec rządu politycy i komentatorzy uważają, że wybór na nowego Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Marcina Wiącka, kandydata opozycji, doprowadzi do wcześniejszych wyborów. Mają rację?
Nie wiem, natomiast jedno jest pewne. W przypadku wcześniejszych wyborów szanse PiS na zwycięstwo byłyby znacznie większe, niż za dwa lata. Z uwagi choćby na wypromowanie Polskiego Ładu, efekt zakończenia pandemii, ale też faktu, że ugrupowania opozycyjne są w całkowitej rozsypce. I tak, być może pójdziemy do urn wiosną przyszłego roku. Ale radość opozycji i jej sympatyków byłaby tu przedwczesna, bo formacja rządząca może zwyciężyć.
rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Polityka