Lewicowy elektorat to głównie wyborcy socjalni, dość konserwatywni, z małych miast. Dziś sporą jego część zagospodarował go PiS – mówi Salonowi 24 prof. Kazimierz Kik, politolog Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Redaktor Rafał Woś zapoczątkował debatę na temat konieczności budowy koalicji PiS – Lewica. Mrzonki, czy realny scenariusz?
Prof. Kazimierz Kik: Każdy scenariusz, który przełamie ten fatalny, zaklęty podział, który determinuje polską scenę polityczną, jest pożądany. Dziś mamy dominację politycznych dogmatyków, którzy nie wyobrażają sobie choćby rozmowy z przeciwnikami politycznymi. To jest po obu stronach, zarówno PiS, jak i PO. To tak naprawdę zagraża liberalnej demokracji, która opiera się przecież na dyskusji, dialogu, szukaniu kompromisu.
A jak odnosi się Pan do samego pomysłu koalicji PiS z Lewicą?
Przede wszystkim spora część elektoratu lewicowego jest już przy Prawie i Sprawiedliwości. Bo prawicowcy popierający PiS to 20 proc. społeczeństwa, nie więcej. A wszystko ponadto to elektorat socjalny, czyli lewicowy, z małych i średnich miejscowości. I w Polsce jest ogromny potencjał dla lewicy, ale lewicy nie światopoglądowej, ale lewicy socjalnej, którą częściowo zagospodarowuje PiS. A lewica polityczna, spod znaku SLD, Razem, Wiosny, dzieli się też na trzy nurty – postkomunistyczny, światopoglądowy i socjalny, ale oderwany od rzeczywistości, ja to nazywam lewicą z Nowego Świata.
To znaczy?
Chodzi o młodych lewicowców z Partii Razem, którzy owszem mają poglądy socjalne, ale tak naprawdę nie mają większego pojęcia o problemach ludzi biednych. To młodzi inteligenci, siedzący w modnych drogich knajpach na Nowym Świecie, pijący piwo, czy kawę i dyskutujący o klasie robotniczej. Tymczasem do prawdziwej nie klasy – bo klas już nie ma – ale grupy najmniej zarabiających, dotarł PiS. Dziś wykluczeni to mieszkańcy małych miejscowości, wiosek, mało zarabiający. Często wierzący. Dla nich problemy światopoglądowe są rzeczą drugorzędną. Kwestie bytowe są na planie pierwszym. Lewica musi podjąć decyzję, czy chce iść w kierunku dalszego trwania na pozycjach ideologicznych, czy może wyjść szerzej do tego elektoratu socjalnego. A jeśli wybierze ten drugi scenariusz, to jakaś współpraca z PiS będzie rzeczą naturalną.
Czy paradoksalnie te różnice światopoglądowe nie byłyby pomocne, bo partie by nie odbierały sobie nawzajem elektoratu – sprawy socjalne mogłyby usprawiedliwić w oczach wyborców tak egzotyczną koalicję ale z kolei różnica w ocenie Kościoła nie pozwoliłaby na podbieranie sobie nawzajem elektoratu?
Socjalny elektorat na wsiach i w małych miejscowościach jest nastawiony bardzo tradycjonalistycznie. Kościelny wolontariat jest zresztą silniejszy od partyjnych młodzieżówek. Co więcej, tradycja polskiej lewicy jest chrześcijańska. Mówimy oczywiście o Polskiej Partii Socjalistycznej, nie Polskiej Partii Robotniczej. PPS na pewno nie był formacją antyklerykalną. Co więcej, wiele wieców tego ugrupowania, czy nawet demonstracji, poprzedzały msze święte. I dziś to lewica ma największy potencjał do zagospodarowania. Ale ten elektorat jest prochrześcijański. Lewica musi to umieć wykorzystać. A sojusz z PiS byłby na pewno logicznym posunięciem.
Fot. Autorstwa Adrian Grycuk - Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=40937042
Inne tematy w dziale Polityka