W najbliższym czasie mają ruszyć szczepienia dzieci przeciwko COVID-19. Fot. PAP
W najbliższym czasie mają ruszyć szczepienia dzieci przeciwko COVID-19. Fot. PAP

Prof. Gielerak o szczepieniu najmłodszych: Nie zasłaniajmy się dziećmi w walce z wirusem

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 68
Do masowego szczepienia dzieci w wieku 12-15 lat i budowania na tym odporności zbiorowej podejść należy powściągliwie. Tak, by zastosowane lekarstwo nie okazało się gorsze od samej choroby. Jeśli dojdzie do czwartej fali wirusa, to nie dzieci będą zajmować respiratory i łóżka szpitalne. Więc nie zasłaniajmy się nimi chcąc walczyć z wirusem – mówi Salonowi 24 gen. Dyw. Prof. dr hab. Grzegorz Gielerak, dyrektor Centralnego Szpitala Klinicznego MON - Wojskowego Instytutu Medycznego przy ulicy Szaserów w Warszawie.

W najbliższym czasie mają ruszyć szczepienia dzieci przeciwko COVID-19. Czy jest taka konieczność i czy jest to dobry pomysł?

Gen. Dyw. Prof. Grzegorz Gielerak: Chodzi przede wszystkim o szczepienie dzieci w wieku od 12 do 15 lat. Biorąc pod uwagę stopień przebadania szczepionki, ryzyka związane z zakażeniem koronawirusem u dzieci, powikłania jakie temu towarzyszą, oraz dowody świadczące o tym, że dzieci są niskimi transmiterami zakażeń na przykład u domowników, uważam, że szczepienia te należy traktować tak, jak wszystkie szczepienia poza kalendarzem szczepień obowiązkowych. A więc tak, jak szczepienia przeciwko meningokokom, kleszczowemu zapaleniu mózgu itd.

Ale przecież szczepionki na COVID-19 są dobrowolne, nie ma tu obowiązku?

Nie ma, ale o szczepieniu grupy dzieci w wieku od 12 do 15 lat mówi się w kontekście nabrania odporności zbiorowej. To nieprecyzyjne i nie do końca właściwe postawienie tematu. Dlatego, że głównym celem przy zdobywaniu odporności populacyjnej powinno być wyszczepienie tych grup, które na szczepieniu zyskają najwięcej – a więc osoby w wieku 60 plus, które są najbardziej narażone na ciężki przebieg choroby, czy pracownicy ochrony zdrowia, najbardziej narażeni na kontakt z wirusem. To powinny być priorytety. Natomiast włączanie tu dzieci owszem poprawi odsetek osób zaszczepionych, ale w mojej ocenie nie przełoży się na efektywność szczepień.

Dlaczego?

Dzieci chorują bardzo rzadko. Powikłania związanie z COVID-19 są u nich sporadyczne, natomiast ryzyka związane z podaniem preparatu zawsze jakieś istnieją, że wymienię choćby sporadyczne przypadki zapalenia mięśnia sercowego. Przypominam też, że w przypadku dopuszczenia szczepionki u dzieci, nie było to przebadanie 30 tysięcy osób, jak u dorosłych, ale 2,5 tysiąca osób. A więc nie mamy pewności, że ten preparat będzie w stu procentach bezpieczny, a skoro tak, do masowego szczepienia dzieci w wieku 12-15 lat, i budowania na tym odporności zbiorowej podejść należy powściągliwie. Tak, by zastosowane lekarstwo nie okazało się gorsze od samej choroby.

No tak, ale skoro u dzieci w wieku 12-15 lat nie mamy pewności co do bezpieczeństwa preparatu, czy mamy tę pewność u osób dorosłych?

W przypadku osób dorosłych została przebadana aż piętnastokrotnie większa grupa pacjentów. Możemy więc obiektywnie wypowiadać się na temat bezpieczeństwa i skuteczności tej szczepionki. Poza tym – korzyść ze szczepienia dzieci będzie niewspółmiernie mniejsza, niż korzyść ze szczepienia dorosłych. Owszem – zwiększy się ogólna liczba zaszczepionych. Ale jeśli poziom wyszczepienia osób 60 plus będzie nadal niski, to właśnie te osoby, będą najbardziej narażone w przypadku zwiększenia zachorowań. Jeśli dojdzie do czwartej fali wirusa, to nie dzieci będą zajmować respiratory i łóżka szpitalne. Więc nie zasłaniajmy się dziećmi chcąc walczyć z wirusem.

Zmieniając nieco temat – w jakim stopniu i kiedy jesteśmy chronieni po pierwszej dawce szczepionki, bo w mediach w tej sprawie pojawiły się dość sprzeczne informacje?

Tu są już dane obiektywne i pewne. Po około dziesięciu dniach po przyjęciu pierwszej dawki w przypadku szczepionek matrycowych (Moderna, Pfizer – przyp. Red.) wynosi około 65 proc., a w przypadku szczepionek wektorowych (Astra Zeneca – przyp. Red.) wynosi 60 proc. Trzy tygodnie po podaniu pierwszej dawki skuteczność dla Pfizera, wynosi około 90 proc. Tydzień po podaniu drugiej dawki da odporność zwiększa się o około 3-5 proc.

Dlaczego tak niewiele?

Bo druga dawka nie służy zwiększeniu odporności na wirusa, ale wydłużeniu czasu jej działania.

No właśnie – jak długo będzie nas chronić szczepionka przeciwko COVID-19?

To bardzo dobre pytanie. Na razie dysponujemy badaniami, z których wynika, że po pół roku od przyjęcia preparatu ilość przeciwciał jest znacznie wyższa niż u ozdrowieńców po przechorowaniu choroby. To bardzo dobra informacja. Jesteśmy w przededniu badań, które określą, czy ochrona ta będzie wysoka przez 12 miesięcy. Pierwsze osoby, które uczestniczyły w trzeciej fazie programu badawczego, były szczepione w sierpniu ubiegłego roku, więc myślę, że w okolicy września lub października będziemy wiedzieć, czy szczepionka działa też po roku. I to nam da odpowiedź na pytanie, czy istnieje konieczność doszczepienia.

Rozmawiał Przemysław Harczuk


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj68 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (68)

Inne tematy w dziale Rozmaitości