To rocznica hańby, wybory 4 czerwca przypieczętowały ugodę między komunistyczną władzą a reprezentującymi stronę społeczną agentami oraz naiwnymi przedstawicielami opozycji – mówi Salonowi 24 Andrzej Rozpłochowski, lider strajku w Hucie Katowice w roku 1980, dawny działacz "Solidarności".
4 czerwca 1989 roku. Co oznacza dla Pana ta data?
Andrzej Rozpłochowski: To data haniebna. Upamiętnienie kontraktowych wyborów, które były przypieczętowaniem ugody pomiędzy komunistyczną, bandycką władzą, a reprezentującą tzw. stronę społeczną agenturą oraz grupą naiwnych przedstawicieli tej strony społecznej. Na pewno nie jest prawdą twierdzenie, że tego dnia mieliśmy do czynienia z wielkim zwycięstwem. Przeciwnie, była to właśnie porażka strony społecznej, triumf haniebnego porozumienia w Magdalence.
Jednak sam 4 czerwca to było głosowanie, którego wynik był ogromnym zaskoczeniem, wręcz szokiem dla władz. Udało się zdobyć przyczółki w rządzie, przywrócić godło i nazwę Rzeczpospolita Polska, przeprowadzić demokratyczne wybory.
Tak, to, że Polacy masowo odrzucili komunę było faktem i bez wątpienia należy ocenić bardzo pozytywnie. Jednak pamiętać należy, iż władze przeprowadziły - do spółki z częścią strony społecznej - zmiany w ordynacji wyborczej i tak zwaną drugą turę wyborów, która zagwarantowała wejście do Sejmu prominentnym przedstawicielom komunistycznej władzy.
Jednak 4 czerwca wynik wyborów był jednoznaczny, a druga tura, o której Pan wspomina, była dwa tygodnie później. Więc być może ten 4 czerwca powinien być czczony jako święto państwowe, właśnie jako upamiętnienie tego masowego ruchu Polaków i symboliczny początek wolnej Polski?
Oczywiście, że ta haniebna druga tura miała miejsce dwa tygodnie później. Jednak absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że 4 czerwca był symbolicznym początkiem wolnej Polski. Mowa o wyborach jeszcze nie w pełni demokratycznych, gdy 2/3 miejsc w Sejmie zajęli komuniści, a wybrany tak parlament obrał dyktatora Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. Ponad rok później były wybory prezydenckie, a dopiero jesienią 1991 roku miały miejsce pierwsze, prawdziwie demokratyczne głosowania do Sejmu i Senatu. I to te one wyłoniły pierwszy rząd niepodległej Polski, pod wodzą śp. premiera Jana Olszewskiego. Tu samo nasuwa się kolejne skojarzenie z 4 czerwca: trzy lata później, 4 czerwca 1992 roku w nocy doszło do haniebnego zamachu na pierwszy rząd z mandatem demokratycznym, gdzie komuniści, liberałowie i otoczenie Lecha Wałęsy, działając wspólnie, obalili gabinet Jana Olszewskiego za to, że podjął próbę rozliczenia przeszłości. Warto też pamiętać, że w obaleniu tamtego rządu obok postkomunistów, Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Unii Demokratycznej, czy PSL, uczestniczyli też i Lech Wałęsa, i politycy Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i Konfederacji Polski Niepodległej z Leszkiem Moczulskim. To kolejny powód, dla którego data 4 czerwca fatalnie zapisała się w historii naszego kraju.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Kultura