Sojusz z Pawłem Kukizem i jego formacją byłby wielkim sukcesem i wzmocnieniem sześć lat temu, gdy ruch Kukiz’15 był trzecią siłą polityczną. Ale dziś to formacja w całkowitej rozsypce – mówi Salonowi24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
Prawo i Sprawiedliwość ogłasza sukces w postaci poszerzenia koalicji o ruch Kukiz’15. Czy faktycznie stanowi to wzmocnienie formacji rządzącej, czy raczej jest to robienie dobrej miny do złej gry?
Prof. Jarosław Flis:
Sojusz z Pawłem Kukizem i jego formacją byłby wielkim sukcesem i wzmocnieniem sześć lat temu, gdy ruch Kukiz’15 był trzecią siłą polityczną, czy nawet trzy lata temu, gdy w wyborach jeszcze łapał się na próg wyborczy, choć realnie nie wprowadził żadnego radnego. Ale dziś to formacja w całkowitej rozsypce. Paweł Kukiz nie utrzymał nawet stanu posiadania z ostatnich wyborów parlamentarnych, gdy grupka jego posłów weszła do Sejmu z listy PSL.
Dziś ten sojusz nie ma większego politycznego znaczenia, poza jednym – dobrym samopoczuciem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To pewna forma odreagowania problemów w Zjednoczonej Prawicy, które są realne. Prezes podkreślił nawet w jednym z wywiadów, że Paweł Kukiz mówił, iż lider PiS ładnie śpiewa. Ale poza samopoczuciem Kaczyńskiego, pewnym sygnałem wysłanym do mediów, politycznego znaczenia tutaj nie ma, bo wejście w sojusz ze szczątkowym ugrupowaniem, nieliczącym się w sondażach nie zmienia nic.
Polecamy:
Wspomniał Pan o problemach Zjednoczonej Prawicy, faktycznie są one realne. W jedną stronę ciągnie Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry, w drugą Porozumienie Jarosława Gowina. Do tego jest ostry spór wokół wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich. Część polityków koalicji poparła kandydata zgłoszonego przez PSL, jest też opór wobec kandydatury Lidii Staroń. I już niektórzy mówią o przełomie, sukcesie opozycji, który prowadzi do wyłomu w formacji rządzącej?
Spór o RPO jest sporem bardzo dziwnym. Bo on oczywiście ma znaczenie z punktu widzenia opozycji, dla której przeforsowanie własnego kandydata byłoby sukcesem. Ale dla PiS nie ma to aż takiego znaczenia. Przecież Prawo i Sprawiedliwość za kadencji Adama Bodnara bez problemu wygrało wybory do Parlamentu Europejskiego, Sejmu i Senatu, prezydenckie. Rządziło, podejmowało decyzje. Dlatego porażka, nawet wybór kogoś o poglądach Adama Bodnara na rzecznika, z punktu widzenia partii władzy nie zmienia nic. Zdecydowanie większe znaczenie ma fakt, że formacja rządząca w danym województwie nie ma marszałka, że nie ma prezydenta w żadnym mieście powyżej 100 tysięcy mieszkańców. Bo naprawdę marszałek Wielkopolski, prezydent Warszawy, czy Krakowa, mają z punktu widzenia władzy większe znaczenie niż RPO.
Tylko, że tu jest pewien element symboliczny, widać bardzo mocny podział w samej koalicji rządzącej. Czy uda się to posklejać, czy raczej wcześniejsze wybory są już kwestią czasu?
Trudno powiedzieć. Bo z jednej strony PiS odniósł w ostatnich latach spektakularne sukcesy. Wygrał to, co było do wygrania, choć w wyborach parlamentarnych 2019 roku miał sporo szczęścia. Ale z jednej strony właśnie był wyborczy sukces, z drugiej – ostry konflikt pomiędzy koalicjantami. Wydaje się, że może być on zażegnany, jednak po drodze mamy na przykład wybory w Rzeszowie, gdzie PiS ma przeciwko sobie kandydata Solidarnej Polski. Więc i tych elementów zapalnych trochę po drodze będzie.
Problemy ma opozycja i jest dylemat – czy ma startować razem, jako jedna lista, czy może raczej iść powinny dwa bloki. Zwolennicy tego drugiego rozwiązania argumentują, że nie da się pogodzić wszystkich, bo wyborcy Lewicy niekoniecznie zaakceptują Gowina, a znów bardziej konserwatywni wyborcy PSL nie zaakceptują Lewicy. Poza tym, Koalicja Europejska już była i w wyborach z PiS poniosła klęskę?
Tak, ale klęska Koalicji Europejskiej wynikała też z tego, że do sojuszu nie dołączyła choćby partia Razem. Trudno wyrokować, które rozwiązanie jest najbardziej dla opozycji korzystne. Być może dwa bloki, tylko tu jest pewien problem z Platformą Obywatelską. Dlatego, że część PO pasuje do tego bloku bardziej lewicowego, część do tego centrowego.
No właśnie – opozycja ma swoje problemy. PiS też, ale w sondażach ma nawet 40 proc. Może te dyskusje są bezprzedmiotowe, bo nawet wcześniejsze wybory partia rządząca wygra bez problemu?
No nie, tak nie można powiedzieć. Przypomnę, że w roku 2015 też wszystko wskazywało na to, że PO wygra, a Bronisław Komorowski będzie prezydentem. Nawet w PiS nie bardzo wierzono, że Andrzej Duda ma jakiekolwiek szanse na pokonanie Bronisława Komorowskiego. Ale wystartował Paweł Kukiz, osiągnął świetny wynik, co zmieniło nastroje. Słaby wynik uzyskała kandydatka SLD. Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie, PiS parlamentarne, a dzięki temu, że Lewica startowała jako koalicja i nie przekroczyła progu wyborczego (próg dla koalicji to 8 proc., próg 5 proc. dla partii był przekroczony – red.), Zjednoczona Prawica mogła rządzić samodzielnie. A kilka miesięcy wcześniej nic tego nie zapowiadało. Dziś też PiS ma dobre sondaże, opozycja ma kłopoty. Ale nie wiemy, co będzie za kilka miesięcy.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka