Od sześciu lat Polską rządzi formacja, która zapowiadała sanację polskiego państwa, a jej przedstawiciele zachęcają Polaków zza granicy do powrotu do kraju. Trzydzieści lat temu przedsiębiorca Mirosław Ciełuszecki posłuchał podobnego apelu. W Polsce został oskarżony w kuriozalnym procesie. Stracił majątek, siedział w areszcie. Jego przyjaciel i doradca zmarł kilka tygodni po tajemniczym wypadku samochodowym, a mająca znaczenie strategiczne dla państwa spółka została zniszczona. Proces toczy się od niemal dwudziestu lat. A skompromitowani prokuratorzy awansowali już za dobrej zmiany. – W sądach, nie mówiąc o prokuraturze, nie zmieniło się nic. Do Polaków za granicą apeluję – nie wracajcie! Jedyne, co was tu czeka, to wydobywczy areszt i oskarżenie prokuratora – nie kryje rozgoryczenia Ciełuszecki.
Doskonale wie, co mówi. W latach 80-ych XX wieku przebywał na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Sam zarobił pieniądze, wrócił do kraju na początku lat 90-ych. Jak sam przyznaje, posłuchał Lecha Wałęsy. Liczył, że Polska, po odzyskaniu niepodległości jest autentycznie demokratycznym krajem. I zarobione za oceanem pieniądze zainwestował. Na początku szło doskonale. Firma Farm Agro Planta stała się ważnym pracodawcą na Podlasiu i potentatem w branży chemicznej. Szybko okazało się, że ma strategiczne znaczenie dla państwa – sprowadzała sól potasową z Białorusi, a ówczesne polskie władze liczyły na to, że poprzez dobre relacje handlowe ze wschodnim sąsiadem uda się w jakimś sensie odciągnąć Białoruś od Rosji.
Doradcą Ciełuszeckiego był Marek Karp – wybitny ekspert w dziedzinie wschodniej, założyciel i dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Na przełomie stuleci sytuacja się zmieniła. Władzę przejęło SLD, a nowy rząd nie był zainteresowany ani działalnością firmy FAP, ani OSW (Marek Karp został zmuszony do odejścia z ośrodka). Jednak to było tylko preludium. W 2002 roku Urząd Ochrony Państwa zatrzymał Ciełuszeckiego. Pod zarzutem rzekomej działalności na niekorzyść spółki oraz oszustwa – obywatel Ciełuszecki miał oszukać prezesa spółki Mirosława Ciełuszeckiego (sic!). Przedsiębiorca trafił do aresztu. A w procesie oskarżony też został Marek Karp. Człowiek, który doradzał kolejnym polskim prezydentom i rządom, rządowi USA i Komisji Europejskiej, został oskarżony o rzekomo fikcyjne doradztwo, gdyż wg prokuratury w Białymstoku nie miał kompetencji, by doradzać spółce handlującej ze Wschodem.
W obronie eksperta zeznawał były premier Jerzy Buzek, były wicepremier Janusz Steinhoff, a nawet były ambasador PRL w Moskwie Stanisław Ciosek. Wolę zeznawania wyraził były doradca prezydenta USA Zbigniew Brzeziński, jednak sąd w Bielsku Podlaskim, gdzie odbywał się proces pierwszej instancji, nie uznał jego wiedzy za wystarczającą. Nie dał też wiary zeznaniom byłych wysokich urzędników państwowych. Uwierzył za to biegłemu, któremu przelew bankowy ELIXIR kojarzył się z płynem. Do samego przebiegu procesu jeszcze wrócimy, najpierw jednak przyjrzyjmy się samym zarzutom.
Absurdalne zarzuty
Mirosław Ciełuszecki został oskarżony o oszustwo i działanie na niekorzyść firmy. Przedsiębiorca miał oszukać zarząd spółki, której był jedynym właścicielem, a prezesem, którego miał oszukać był… Mirosław Ciełuszecki. Czyli przedsiębiorca oszukać miał sam siebie. Bardziej skomplikowana jest kwestia działania na niekorzyść firmy. Teoretycznie jest możliwa działalność na szkodę własnego przedsiębiorstwa. Tu działaniem tym miało być sprzedanie własnej firmie należących do przedsiębiorcy działek. Według prokuratury – za zawyżoną cenę.
Rzecz w tym, że po pierwsze – firma była także własnością Ciełuszeckiego, po drugie – pieniądze z działek zostały W CAŁOŚCI wpłacone z powrotem na konto spółki, więc firma nawet zarobiła – zyskała działki, pieniądze do niej wróciły. Nie stracił też Skarb Państwa, bo podatek został zapłacony od wysokiej sumy. Po trzecie – po latach syndyk masy upadłościowej sprzedał działkę za cenę zbliżoną do tej, za jaką sprzedał ją Ciełuszecki. Po czwarte – biegli, zdaniem których działka była warta kilkakrotnie mniej, nie brali pod uwagę faktu, że nieruchomość mieści się przy samej granicy z Białorusią i znajdują się na niej tory kolejowe, z terminalem przeładunkowym z torów szerokich na wąskie. Kluczowy jest tu jednak fakt, że przedsiębiorca przed dokonaniem sprzedaży działki skorzystał z niezależnej opinii prawnej. I według tejże opinii mógł przeprowadzić taką transakcję. Białostockich śledczych to nie przekonało.
Śmierć Marka Karpia
Marek Karp był twórcą i dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich, który zresztą do dziś nosi jego imię. OSW jest do dziś ważnym, rządowym think tankiem zajmującym się sprawami geopolitycznymi, na przełomie stuleci zajmował się też analizami gospodarczymi. Firma Ciełuszeckiego, handlowała ze Wschodem, więc Karp zaczął jej doradzać. – Doradztwo to było dla nas nieocenione – wspomina Ciełuszecki. W kwietniu 2002 roku Ciełuszecki został aresztowany, przebywał w celi łącznie osiem miesięcy. Marek Karp także został w procesie oskarżony. O rzekomo fikcyjne doradztwo.
– To naprawdę absurd, że eksperta od spraw wschodnich, który doradzał międzynarodowym instytucjom oskarżono o to, że nie miał kompetencji by doradzać prywatnej spółce. No, ale sąd nie dał wiary zeznaniom byłego premiera Jerzego Buzka, nie chciał nawet słyszeć o przesłuchaniu Zbigniewa Brzezińskiego, który deklarował przyjazd, chciał zeznawać – wspomina Ciełuszecki.
Latem 2004 roku Marek Karp został ciężko ranny w wypadku samochodowym – jego opel astra został zmiażdżony po zderzeniu z ciężarówką. Białoruski kierowca Sierhij Z. nigdy nie odpowiedział za wypadek, po prostu zniknął. Karp w stanie ciężkim i z wieloma złamaniami trafił do szpitala. Po kilku tygodniach stan się jednak poprawił, miał być wypisany do domu. Umarł 12 września 2004 roku, w dniu wypisu ze szpitala. A proces toczył się dalej.
Gubione dowody, niekompetentni biegli
Proces pierwszej instancji toczył się przed Sądem Rejonowym w Bielsku Podlaskim. Orzekał w nim asesor, a więc człowiek nie będący jeszcze sędzią. Nie chciał wysłuchać niektórych świadków (Zbigniew Brzeziński), nie dał wiary byłym ministrom i byłemu premierowi. Uwierzył natomiast biegłym, z których jeden stwierdził, że nie zna czegoś takiego jak przelew ELIXIR, słowo to kojarzy mu się wyłącznie z płynem. Inny biegły, Janusz M. wydał opinię, choć uprawnień biegłego był dyscyplinarnie pozbawiony przez sąd w Olsztynie. Prokuratura z usług fałszywego biegłego jednak skorzystała. A sąd opinię uznał za wiarygodną. Wiosną 2007 roku zapadł wyrok skazujący – przedsiębiorca został skazany na 4,5 roku więzienia. W październiku 2007 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok uchylił i skierował do ponownego rozpatrzenia. I tu zaczął się niekończący się serial.
Sprawa wlokła się latami, w toku procesu wyszło na jaw oszustwo Janusza M. Ciełuszecki zgłosił sprawę do prokuratury, ta jednak odmówiła wszczęcia postępowania. Zginęły też dowody, dostarczone przez obronę. Był to komputer (nie tablet, czy laptop, ale wielki komputer stacjonarny), na którym znajdowały się dokumenty firmy Farm Agro Planta. Posiadała je prokuratura, rzekomo oddała biegłemu Januszowi M. Komputer zniknął. Wraz z dowodami. W roku 2018 Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał Ciełuszeckiego za działanie na szkodę firmy na 3 lata więzienia i uniewinnił z zarzutu oszustwa. W roku 2019 sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego. Ten nie tylko wyrok podtrzymał, ale jeszcze nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy oszustwa. Obrona wniosła kasację do Sądu Najwyższego, a grupa działaczy społecznych, dziennikarzy i byłych opozycjonistów, skierowała listy do prezydenta RP Andrzeja Dudy z prośbą o ułaskawienie. Do argumentów dotyczących roli spółki, absurdalności zarzutów i przestępstw prokuratorsko-sądowych podczas procesu doszły kolejne – proces trwał już prawie dwadzieścia lat, co jest ewidentnym dręczeniem człowieka. W wyniku procesu Mirosław Ciełuszecki ciężko zachorował.
Materiały na temat absurdalnego procesu zamieszczały bardzo różne media – prawicowe („Gazeta Polska”, „Sieci”, „Do Rzeczy”), liberalne („Dziennik Gazeta Prawna”, „Rzeczpospolita”), nawet postkomunistyczny tygodnik „Nie”, a także telewizje i to zarówno TVN jak i Telewizja Polska pod rozmaitymi zarządami. Wszystkie podkreślały absurdalność sprawy, ukazywały wręcz przestępczą działalność organów państwa. W obronę Ciełuszeckiego zaangażowali się ludzie dobrej woli do lewa do prawa – lewicowy działacz Piotr Ikonowicz, twórca Prawicy RP Marek Jurek, byli działacze zrzeszenia Wolności i Pokój, czy Zofia Romaszewska. Mimo, że sprawa wydaje się oczywista, prezydent Andrzej Duda nie rozpatrzył wniosku o ułaskawienie. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, jednym z powodów był brak opinii ze strony Prokuratury Krajowej – według procedury opinia taka musi do prezydenta trafić. W tej sprawie prokuratura zwlekała miesiącami. Choć w innych sprawach, jak choćby człowieka skazanego za pedofilię, którego ułaskawienie było jednym z bardziej gorących tematów kampanii przed wyborami prezydenckimi, opinia prokuratury wydana była szybko. – To jest skandal. Prokuratura ma obowiązek taką opinię przedstawić. Tu jej po prostu nie dano – mówi Klaudiusz Wesołek, prawnik i Youtuber, który mocno angażuje się w pomoc Ciełuszeckiemu. Sprawą zajął się za to Sąd Najwyższy.
Sąd Najwyższy bezlitosny dla wyroku, ale to nie koniec
Sąd Najwyższy w grudniu ubiegłego roku uwzględnił kasację obrony i nie zostawił suchej nitki na wyroku Sądu Apelacyjnego. Uznał, że wyrok zawierał rażące nieprawidłowości. Sędziowie SN podkreślili, że jeśli przedsiębiorca działa na podstawie opinii prawnej, która uznaje, że jakieś działanie nie jest sprzeczne z prawem, to nawet, jeśli sama ekspertyza jest błędna, trudno uznać, że przedsiębiorca popełnia przestępstwo. Sąd przypomniał też przestępstwa procesowe – takie jak gubienie kluczowych dowodów. Co więcej – Sąd Najwyższy przyznał, że zaginął nie tylko komputer z materiałami, ale też wykonane na zlecenie prokuratury duplikaty. – To nie jest przypadek. I sprawa ginących dokumentów jest ewidentnie ciężkim oskarżeniem wobec prokuratury na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, także, a może przede wszystkim tej, kierowanej przez Zbigniewa Ziobrę – oburza się Klaudiusz Wesołek.
Dobra zmiana szczerzy kły
W roku 2015 do władzy doszła ekipa, zapowiadająca gruntowną przebudowę wymiaru sprawiedliwości. Reformy Zbigniewa Ziobry wywołały opór sędziów oraz krytykę Unii Europejskiej. Jednak nie brak głosów, że są one niewystarczające, jedynie pozorowane. – Nie ma żadnej reformy strukturalnej, systemowej. Personalnej też nie. Nie zreformowano prokuratury, a jej rola w tej sprawie jest haniebna – mówi Klaudiusz Wesołek. Prokuratura w sprawie Mirosława Ciełuszeckiego nie tylko podtrzymywała kuriozalny akt oskarżenia. Działania prokuratury to także zgubienie dowodów, powołanie fałszywego biegłego. To niewszczynanie śledztw w sprawach przestępstw sądowych, takich jak wspomniane gubienie dokumentów. Co więcej, prokuratura bardzo długo (prawie rok) zwlekała z opinią w sprawie ułaskawienia, a następnie wystąpiła do prezydenta z pismem, że „ułaskawienie jest już bezzasadne”. – To nic innego, jak wpływanie na prezydenta – oburza się Wesołek. Co więcej, prokuratorzy, którzy Mirosława Ciełuszeckiego oskarżali, nie tylko nie odpowiedzieli za swoje czyny, ale- so ujawniły m. in. "Nowy Telegraf Warszawski", czy portal "DoRzeczy.pl" już za tzw. dobrej zmiany awansowali.
17 czerwca, kolejna rozprawa w procesie
Sąd Najwyższy skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny w Białymstoku, jednak sędziowie wyraźnie w orzeczeniu podkreślili, że wcześniejszy wyrok zawierał rażące błędy, tym razem postępowanie ma wyglądać inaczej. – Sędziowie Sądu Najwyższego nie zostawili zbyt wielkiego manewru Sądowi Apelacyjnemu, bo jeśli wyeliminuje się rażące nieprawidłowości, to wyrokiem może być tylko uniewinnienie – mówi Wesołek. Ale kasacja nie obejmowała innej sprawy – oskarżenia o oszustwo. Ta została bowiem skierowana wcześniej do sądu niższej instancji. Pod koniec kwietnia w Sądzie Okręgowym w Białymstoku zapadł wyrok – uniewinnienie. Sąd uznał, że przedsiębiorca Mirosław Ciełuszecki nie mógł wprowadzić w błąd prezesa Mirosława Ciełuszeckiego, bo to przecież jedna i ta sama osoba. – Nieźle, biorąc pod uwagę, że od początku procesu minęło prawie dwadzieścia lat, a sąd dopiero teraz stwierdza tak oczywisty fakt – komentuje Wesołek. Od wyroku może się jeszcze odwołać prokuratura – do tej pory śledczy twardo bronili kuriozalnych oskarżeń, teraz jednak broniąc ich naraziliby się już nie na krytykę, ale na śmieszność – mówi Wesołek. Postępowanie przed Sądem Apelacyjnym odbędzie się w czwartek, 17 czerwca, w Białymstoku. Czy będzie to koniec tragicznej historii? Na pewno nie, szczególnie, że biorąc pod uwagę krzywdę, doznaną przez przedsiębiorcę, odszkodowanie powinno być tu ogromne.
Krajobraz po bitwie
Z firmy Farm Agro Planta, która była potentatem na rynku chemicznym, nie zostało nic. Mirosław Ciełuszecki łącznie osiem miesięcy spędził w areszcie, stracił reputację, firmę, majątek, poważnie zachorował. – Przynajmniej żyję, Marek Karp to wszystko przypłacił życiem – mówi Salonowi 24. Gdyby został nawet niesłusznie skazany kilkanaście lat temu, mógłby wszystko zacząć od nowa. Jednak dwadzieścia lat procesu nawet bez wyroku uniewinniającego jest wystarczającym powodem, by wystąpić na forum międzynarodowym. – Oglądam media, czytam gazety, śledzę deklaracje i piękne słowa czy to pana premiera, czy pana prezydenta. I przypominam sobie czas, gdy Lech Wałęsa wzywał do powrotu, do rzekomo normalnej już Polski. Apeluję do młodych: nie wracajcie. Bo tu spotkać was mogą jedynie cela, prokuratorskie oskarżenie, szykany. Naprawdę nie warto – gorzko stwierdza Ciełuszecki. Jak pisała jedna z zajmujących się sprawą przedsiębiorcy gazet, gdy jego proces ruszał, reprezentacja Polski pod wodzą Jerzego Engela szykowała się do pierwszych po 16 latach mistrzostw świata z udziałem Biało-Czerwonych. Najbliższa rozprawa odbędzie się podczas przełożonych mistrzostw Europy, także z udziałem Polski. 19 lat później.
Pisząc artykuł korzystałem z najnowszych danych w sprawie oraz ze swoich wcześniejszych, autorskich artykułów z „Gazety Polskiej”, „Do Rzeczy”, „Nowego Telegrafu Warszawskiego”.
Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo